Kordiana i wyglądała, jakby miała zamiar staranować każdego, kto stanąłby jej na drodze.
– Nie mogę się dodzwonić – powiedział Oryński. – Wysłałem jej parę esemesów, ale…
– To bez znaczenia.
Kordian uniósł brwi.
– Dlaczego? – spytał.
– Bo Halski nie zgadza się na wycofanie wniosku.
– Że co?
– Chce zabezpieczenia powództwa. I to natychmiast.
– Ale powiedziałaś mu, że…
– Nie, Zordon, zostawiłam wszystko dla siebie i uprzejmie poprosiłam go, żeby w ciemno nas posłuchał.
Joanna miotnęła pod nosem kilka przekleństw, niepochlebnie wyrażając się o niewiaście, która sprawiła, że Mirek pojawił się na tym świecie. Potem rozejrzała się i skinęła ręką w kierunku jednej z ławek.
Oboje opadli na nią ciężko i przez znajdującą się naprzeciw bramę wejściową do Łazienek spojrzeli na wykonany z brązu pomnik Chopina.
– To mamy problem – odezwał się Kordian. – Bo klient najwyraźniej chce działać na swoją niekorzyść.
– Niezupełnie.
Oryński obrócił się do Joanny.
– Działa na korzyść swojego brata – dodała. – Wie, że jeśli uda się uzyskać zabezpieczenie, ta sprawa nie wyjdzie przed wyborami. Ewentualny wyrok zapadnie długo po tym, jak PKW ogłosi oficjalne wyniki.
– Tyle że szanse na uzyskanie zabezpieczenia znacznie spadły przy świadku, który może poświadczyć, do czego doszło w tej willi.
Chyłka westchnęła cicho.
– To też mu powiedziałam.
– I co on na to?
– Że nigdy nie był na żadnej imprezie organizowanej przez Przemysława Szajnera.
– A zna go w ogóle?
– Nie pytałam – odparła pod nosem Joanna. – Sukinsyn powiedział, że jest zajęty, i się rozłączył.
Kordian machinalnie sięgnął za pazuchę marynarki, ale kiedy napotkał ostrzegawcze spojrzenie Chyłki, cofnął rękę. Przez moment siedzieli w milczeniu, obserwując grupę Azjatów, którzy obfotografowali niewielki zbiornik wodny z czerwonego kamienia i pomnik Chopina.
– O czym myślisz? – odezwał się Oryński.
– O tym, czy oni kiedykolwiek po powrocie do siebie oglądają ten pierdyliard zdjęć.
Kordian szczerze w to wątpił. Podobnie jak w to, że właśnie nad tym zastanawiała się teraz Chyłka.
– A oprócz tego? – rzucił.
Joanna syknęła cicho, jakby coś ja zabolało.
– Nie wiem, co o tym sądzić, Zordon – powiedziała. – Jak się nad tym na spokojnie zastanowić, to posunięcia twojej Aśkanny są bez większego sensu.
– Bo?
– Nie może mówić o imprezie, bo zobowiązała się do milczenia, to jasne – odparła ciężko Chyłka. – Ale jeśli doszło tam do czynów pedofilskich, może przecież złożyć zawiadomienie do prokuratury. Dlaczego tego nie robi?
– Bo liczy na kasę. Bo nie ma dowodów, bo…
– W takim razie po co ten wybieg z podpuszczeniem nas do wkroczenia na drogę cywilną?
Oryński podrapał się po karku. Przeszkody, jakie napotkałaby przy sprawie karnej, były właściwie takie same przy tej.
– Może to się już przedawniło? – podsunął Kordian. – Jakie są terminy w przypadku pedofilii?
– Gwałt na dziecku nigdy nie powinien się przedawniać.
– Wiem, ale…
– Pewnie jakieś duże – ucięła. – Może dwadzieścia lat przy obcowaniu bez gwałtu i z trzydzieści lub więcej przy typie kwalifikowanym. A może w ogóle nie ma przedawnienia. Jakiś czas temu w sejmie był projekt, żeby je znieść, i może nawet go przegłosowali.
Ledwo to powiedziała, spojrzeli na siebie niepewnie.
– Ale nie jesteś pewna? – zapytał Kordian.
– Nie jestem. Nie śledzę nowelizacji dotyczących spraw, którymi nigdy nie zamierzam się zajmować.
Oryński szybko wyciągnął telefon i wyświetlił kilka aktów prawnych, które go interesowały. Czując na sobie wyczekujące spojrzenie Joanny, przeczesywał wzrokiem treść artykułów i uzmysłowił sobie, że serce mu przyspiesza.
W końcu odłożył telefon i nabrał głęboko tchu.
– Najczęściej czyny pedofilskie przedawniają się po dziesięciu latach – powiedział.
– Że co?
– To znaczy w przypadku kary pozbawienia wolności na trzy lata – dodał. – Przy pięciu termin wzrasta do piętnastu, dalej do dwudziestu, jak przy innych zbrodniach.
– Nie ma tam jakichś zastrzeżeń?
– Są – odparł. – Do przedawnienia nie może dojść wcześniej niż pięć lat po uzyskaniu przez ofiarę pełnoletności.
Oryński spojrzał na Chyłkę w oczekiwaniu na odpowiedź. Potrzebowała jednak chwili, by przejść do porządku dziennego.
– Ja pierdolę… – rzuciła. – Jesteś pewien?
– Tak.
– A co z tym projektem znoszącym przedawnienie?
– Nie został przyjęty.
Joanna pokręciła bezradnie głową, a potem gwałtownie podniosła się z ławki. Potarła nerwowo skronie i przez palce spojrzała na Kordiana.
– Kinga nie miała wtedy nawet piętnastu lat – powiedziała.
– Więc sprawa się przedawniła. Mamy odpowiedź.
Mimo jej odnalezienia żadne z nich nie wyglądało, jakby im ulżyło. Wprost przeciwnie, świadomość tego, że dwie dekady wystarczą, by pedofil nie mógł być sądzony, była druzgocąca.
Kordian potrząsnął głową i odsunął od siebie te myśli. Powinien skupić się na sprawie, a przede wszystkim na tym, że jego klient był niewinny, dopóki nikt przed sądem nie udowodniono nic innego.
– Co teraz? – odezwał się.
– Musimy się dowiedzieć, co się stało na tej imprezie nad jeziorem Bełdany.
– Czyli znowu jedziemy na Mazury?
Chyłka spojrzała na niego niepewnie.
– Nigdy nie byliśmy na Mazurach, Zordon. Przynajmniej nie razem.
– Ale Sajenek…
– Leży na Suwalszczyźnie – przerwała mu Joanna. – Zresztą to bez znaczenia, nie będziemy przecież szukać rezydencji, w której dwadzieścia lat temu była jakaś impreza. Znajdziemy tego, kto ją organizował.
Kordian skinął głową i po raz kolejny pożałował, że nie mają na podorędziu Kormaczyska. Odnalezienie Przemysława Szajnera zajęłoby mu tylko chwilę, a mimochodem pewnie wpadłby na trop kilku innych osób, które były obecne w jego willi.
Bez pomocy chudzielca dwoje prawników musiało jednak zdać się na tradycyjne metody. Skontaktowali się z firmą Szajnera, a potem przeszli przez kilka szczebli w jej hierarchii służbowej,