Kasa, wpływy, może jakaś posadka w administracji prezydenckiej. Jest aż za dużo możliwości.
– Ale bez dowodów…
– Do niczego jej niepotrzebne – ucięła od razu Joanna. – Zależy im tylko na tym, żebyśmy sami wytoczyli pozew. Media podchwycą sprawę, szybko się rozejdzie. Nawet bez konkretów na następny dzień Halski wyląduje na okładce „Super Expressu” z czarnym paskiem w okolicach oczu.
– To co robimy?
– Trzymaj się pierwotnych rozkazów, Zordon. Zrób Aśkannie z dupy jesień średniowiecza i przekonaj ją, że cała ta ich intryga jest tak tandetna, że nawet Chiny by się nie przyznały do jej wyprodukowania.
Zawada prychnęła cicho.
– A ty?
– A ja jeszcze raz spróbuję przekonać Halskiego. Jeśli dostanie potwierdzenie, że to Milena Hauer za tym stoi, może zmieni zdanie. Do roboty.
Oryński i Iga w jednym czasie otworzyli drzwi i wyszli na zewnątrz. Rzeczywiście nie było co tracić czasu – im szybciej zasieją wątpliwości w Aśce, tym lepiej.
Kordian z trudem przypomniał sobie, pod którym numerem mieszkała. Znalazł się tutaj tylko dwukrotnie – raz w nocy, by popełnić jeden ze swoich największych błędów, i drugi, kiedy zjawił się, by go naprawić.
Asia otworzyła drzwi niechętnie i przez moment wydawało się, że nie zgodzi się na niezapowiedziane odwiedziny. Ostatecznie wpuściła jednak prawników do mieszkania i kazała im poczekać w salonie. Wcześniej zamknęła drzwi do wszystkich innych pokoi, jakby miała coś do ukrycia.
Minęło kilka minut, zanim do nich dołączyła, a Kordian przypuszczał, że w tym czasie wykonała telefon do kogoś z otoczenia prezydent, kto poradził jej, żeby czym prędzej odprawiła prawników z KMK.
I z pewnością właśnie do tego by doszło, gdyby nie fakt, że wciąż ufała Oryńskiemu. Pamiętała, że zawsze mogła na nim polegać, że nigdy jej nie okłamał i właściwie jedyną rzeczą, którą mogła zapisać mu na niekorzyść, był ten wyskok przed sześciu laty.
Tym trudniej było Kordianowi zrobić to, po co tutaj przyszedł.
– Nie zajmiemy ci dużo czasu – powiedział. – I jeśli chcesz, możemy pogadać w cztery oczy.
Aśka zerknęła na Zawadę, a ta uśmiechnęła się uspokajająco i pokiwała głową.
– Nie trzeba.
– W takim razie od razu przejdę do rzeczy – odparł Oryński i pochylił się w fotelu. – Domyślam się, że Artur Żelazny solennie zapewnił cię o tym, że sprawa jest do wygrania, prawda?
– To między mną a nim.
– Niezupełnie. I nie wiesz, z kim masz do czynienia.
– Ale ty tak? – spytała z powątpiewaniem.
– Pracowałem dla niego o kilka lat za długo. I w tym czasie nieraz przekonałem się, że gość nie ma ani trochę empatii, wszystkich innych traktuje jak pionki, a…
– Ale to ja do niego przyszłam, Kordian.
Oryński spojrzał na rozmówczynię z powątpiewaniem. Gdyby nie zauważył samochodu z kancelarii prezydenta przed blokiem, w tym momencie musiałby się nagimnastykować, by cokolwiek ugrać.
Teraz jednak nie było już takiej konieczności.
– A kto ci go polecił? – spytał.
– Znajoma.
– Tak? – rzucił i pokręcił głową. – A nie przypadkiem ktoś od Mileny Hauer?
Aśka nagle zmarszczyła czoło i spojrzała na Igę, jakby to ona miała wytłumaczyć jej, co to ma znaczyć.
– Żelazny to świetny wybór, ale nie z twojego punktu widzenia. Nie ma motywacji, żeby wygrać dla ciebie sprawę, tylko żeby ciągać po sądach KMK i walczyć z nimi… z nami wszelkimi możliwymi narzędziami.
– O czym ty mówisz?
– O tym, że jeden z szefów KMK doprowadził do upadku mojej starej kancelarii. Żelazny szuka zemsty, a Milena Hauer doskonale o tym wiedziała.
Kordian poczuł na sobie pytające spojrzenie Zawady i przypuszczał, że po opuszczeniu mieszkania będzie musiał choć oględnie wytłumaczyć jej, ile w tym prawdy.
Teraz, kiedy wszystko powoli układało się w spójną całość, był przekonany, że to ktoś od prezydent wysłał Arturowi ten anonim. Wszystko to miało sprawić, że pójdą na noże.
– Wiem doskonale, że to ona za tym wszystkim stoi – dodał Oryński. – Zgłosiła się do ciebie, a raczej ktoś zrobił to w jej imieniu, żebyś wystąpiła przeciwko Mirkowi Halskiemu. Powód jest prosty: rzucić cień podejrzeń na jego brata i narobić tyle smrodu, żeby nie dało się go wywietrzyć przed wyborami.
Czekał na jakąkolwiek reakcję, ale Aśka wydawała się dalej tak samo skołowana, jak na początku. Czyżby dała się przechytrzyć? Nie, była rozgarniętą osobą, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaką rolę odgrywa.
– Asia… – ciągnął. – Ci ludzie urządzą ci prawdziwe piekło. Rozprawy będą ciągnęły się latami, cała twoja przeszłość zostanie prześwietlona, fakty poprzekręcane, każdy najmniejszy grzeszek rozdęty do…
– Cały czas używasz strony biernej – przerwała mu. – Jakbyś miał nie brać w tym aktywnego udziału. Ale to ty będziesz za tym stał. Ty będziesz chciał mnie dyskredytować, ośmieszać i oczerniać.
Kordian nabrał głęboko tchu.
– Między innymi na tym polega moja praca – przyznał. – Ale nie będę sam. Kancelaria napuści na ciebie wszystkie bulteriery, które ma. Za bardzo zależy im na Halskich.
Piechodzka podniosła się, przeszła po pokoju i w końcu stanęła przy oknie. Przez chwilę trwała ze spuszczoną głową, a kiedy się odwróciła, na jej twarzy dało się dostrzec grymas bólu.
– Będziesz tego żałowała do końca życia – dodał Oryński. – I wspominała to jako najgorszą decyzję, jaką kiedykolwiek podjęłaś. Zaczniesz postrzegać wszystko przez pryzmat tego jednego zdarzenia, a swoje życie podzielisz na okres przed tą sprawą sądową i po niej.
Aśka oparła się plecami o okno i odchyliła głowę.
– I w imię czego? Wdzięczności ze strony prezydent i jakiejś zapłaty?
Utkwiła w nim nieruchomy wzrok, nadal nie odpowiadając. Kordian zaś zaczął się zastanawiać, czy nie wybrał zbyt delikatnej strategii. Miał wytoczyć najcięższe działa, zamiast tego starał się odwołać do jej racjonalności.
– Ile ci zapłacili? – spytał wprost.
– Nic.
– Pewnie – odparł pod nosem. – Lepiej zastanów się, czy niszczenie tego wszystkiego, co teraz masz, jest tego warte.
Westchnęła cicho, a potem podeszła do jednej z szafek przy telewizorze. Przez moment czegoś szukała, odwrócona tyłem do prawników.
– Masz jeszcze szansę, żeby się wycofać – nie poddawał się Kordian. – I nie odejdziesz z niczym. Halski nie jest w stanie zaproponować ci wiele, ale jeśli go przycisnę, może zgodzić się na więcej niż pierwotnie.
Aśka odwróciła się i podeszła do stołu, trzymając w ręce białą kopertę A4.
– Muszę tylko wiedzieć, co ci obiecali – dodał Oryński.
– To – odparła Piechodzka