usiądź, nalej sobie jeszcze i zastanów się…
– Nie mam nad czym.
– Te foty to nie dowód, że Mirek spał z tą… Jak jej tam?
– Kingą – odparła pod nosem Joanna. – Ale jak może pamiętasz, zarzekał się, że jej nie zna. I że nie był nigdy na żadnej imprezie u Szajnera.
Chyłka czuła, że wraz z coraz szybszym biciem serca będzie potrzebowała więcej tequili.
– FYI, to nadal nie jest dowód jego winy – odezwał się Daniel.
– Nie? A czego więcej potrzebujesz?
– Choćby jakiegoś komentarza od Halskiego. Może potrafi to wszystko wytłumaczyć i…
– Gówno mnie obchodzą jego tłumaczenia.
Kosmowski napił się i polał obojgu.
– Daj tę sprawę komuś innemu – dodała Joanna. – Ja nie będę bronić skurwysyna, który gwałci małoletnie dziewczyny.
– Wyczilujesz się trochę?
– Nie, kurwa twoja mać.
Zerknęła na butelkę, a potem na kieliszek. Wbrew sobie ponownie go opróżniła i otarła usta wierzchem dłoni.
Tym razem Daniel nie dolał. Zamiast tego poluzował krawat, odchylił się i przez moment wodził wzrokiem po suficie.
– Pamiętam, co zawsze mówiłaś w Żelaznym & McVayu.
– Znaczy?
– Że nie obchodzi cię, czy klient jest winny. Że masz głęboko w dupie, czy zrobił to, o co jest oskarżany.
Na twarzy Joanny pojawił się grymas, którego Kosmowski nie potrafił rozczytać.
– Wytłumacz mi – ciągnął Daniel – jak to jest, że możesz bronić gościa, który zaszlachtował całą rodzinę w swoim domu, ale nie kogoś, kto mógł przespać się z jakąś gówniarą?
Chyłka utkwiła nieruchomy wzrok w jego oczach.
– Morderstwo kończy sprawę – odparła. – Gwałt na dziecku wprost przeciwnie.
– Nie łapię.
– Ofiara zabójcy przestaje istnieć, a więc nie cierpi, Kosmowski. Ofiara gwałciciela zostaje pozbawiona niewinności, zbrukana, zniszczona na całe życie. Umiera, ale nadal musi żyć, rozumiesz?
– Listen…
– Pedofil zasługuje tylko na to, by gnić w więzieniu i by testować na nim niebezpieczne leki. Nie na to, by go bronić w sądzie.
Daniel nalał jej i sobie.
– Chyba nie w państwie prawa, co? – odparł. – Tutaj każdy ma prawo do obrony i sprawiedliwego procesu.
– Nie w moich oczach.
– Na szczęście to nie ty decydujesz – powiedział spokojnie. – Bo naprawdę trudno brać coś takiego na logikę. Dla mnie gwałciciel to taki sam skurwiel jak zabójca. W jednym i drugim jest tyle samo zła. Ale ktoś musi ich bronić, nie?
Chyłka nie miała zamiaru dyskutować na temat relatywizmu swoich ocen, a w szczególności nie z Kosmowskim.
– Nie przekonam cię, ale nie muszę – dodał Daniel. – Bo poprowadzisz tego kejsa do końca.
– Nie sądzę.
Imienny partner uniósł kieliszek i zanim się napił, posłał Joannie znad niego krótkie spojrzenie, jakby w duchu wznosił toast.
– Dostałaś duży signing fee, Chyłka – oznajmił. – Wszystko po to, żebyś mogła zachować ten swój lokal przy Argentyńskiej i spłacić część zobowiązań. Ale nie zapominaj, że reszta wypłaty jest uzależniona od kejpiajów, które…
– Od czego, do chuja wafla?
– KPI. Key performance indicator.
Joanna miała ochotę wyjść.
– To procentowy miernik twojej efektywności w kancy – dodał Kosmowski. – I w tej chwili twój aprejsal w dużej mierze zależy od tego, jak zakończy się sprawa z Halskim.
– Po jakiemu ty, kurwa, do mnie mówisz?
Daniel podniósł się i podszedł do biurka. Obrócił do siebie laptopa, a potem przez chwilę coś sprawdzał.
– Zbliża się czas ocen okresowych – oznajmił. – A ty masz beznadziejne churn rate i CAC, nie wspominając już o…
– Że co?
– Odsetek utraconych klientów i koszt pozyskania nowych. Nie wspominając już o twojej ECP, efektywności czasu pracy – dokończył Kosmowski i obrócił się do Joanny. – Jesteś na tragicznym poziomie, Chyłka.
– Bo od kiedy tu jestem, nie dostałam żadnej dobrej sprawy, ty parszywy…
– Nie załatwiłaś też swoich starych klientów z Żelaznego & McVaya – uciął Daniel. – I powiem wprost: jak tak dalej pójdzie, nie tylko ci podziękujemy, ale też twój KPI będzie tak niski, że zgodnie z postanowieniami naszego dealu będziesz zmuszona zwrócić większość premii.
Joanna miała ochotę złapać butelkę za szyjkę i rozbić ją na durnym łbie Kosmowskiego. Wiedział doskonale, jakie sprawy dostawała – od początku zarzucali ją samą drobnicą, z której nawet największy magik nic by nie wyczarował. Właściwie miała wrażenie, że robią to wszystko tylko po to, żeby jej statystyki spadły do poziomu, przy którym będą mieli pełne prawo się z nią pożegnać.
– Bez nas nie spłacisz zobowiązań wobec wierzycieli Żelaznego & McVaya – dodał Kosmowski. – Nawet gdybyś sprzedała mieszkanie, auto i co tam jeszcze masz, plus jakimś cudem udałoby ci się zaciągnąć duży kredyt, nie dałabyś rady. W dodatku wylądowałabyś pod mostem.
Bynajmniej nie musiał przypominać jej, jak bardzo jest uzależniona od KMK. Wyraźnie jednak przynosiło mu to sporo satysfakcji.
– Masz dociągnąć kejs Halskiego do końca. I wygrać ten pierdolony proces – dodał Kosmowski. – To nie jest request, Chyłka. I niech cię nie zmyli, że trzymałem dla ciebie tequilę. Wiedziałem, że kiedyś będę musiał cię spacyfikować. I teraz nadszedł ten moment.
– Żebym ja cię, kurwa, nie spacyfikowała.
Usiadł za biurkiem, a potem wskazał wzrokiem drzwi. Joanna nie zwlekała – im dłużej by tu została, tym bardziej pogorszyłaby swoją sytuację. Wyszła z gabinetu, nie fatygując się o to, by zamknąć za sobą drzwi, a potem wyjęła telefon i zadzwoniła do Oryńskiego.
Nie odbierał, więc wybrała numer Zawady.
– Raportuj.
– Nie mam czego. Kordian siedzi w mieszkaniu z Piechodzką.
– Dalej?
– Mam zapukać?
– Nie – odparła szybko Chyłka, wpadając do swojego gabinetu po torebkę. – Może udało mu się rozwiązać jej język.
Iga przez moment milczała.
– A zna pani ten żart: co robi oskarżony w tłusty czwartek?
– Je pączki z adwokatem.
– No tak, stare. A ten: przychodzi klient do prawnika i…
Zanim Iga zdążyła dojść do puenty, połączenie zostało zakończone. Chyłka zjechała windą na parter i ruszyła w stronę budynku, który odwiedziła dziś rano. Dotarłszy