by mieć pewność, że zamierza zarzucić swoich adwokatów pretensjami.
– Dobra – oświadczyła Joanna, kiedy naradzali się w jej gabinecie. – Ja zostanę, ty jedź do Szajnera.
– Jesteś pewna?
– I tak nie dowiemy się od niego wiele. A jak jeszcze trochę rozkolebię emocjonalnie Halskiego, może coś z niego wyciągnę.
Kordian pokiwał głową i ruszył w kierunku drzwi. Nie miał wiele czasu, by dotrzeć na miejsce.
– Weź Zawadę – odezwała się Chyłka, kiedy złapał za klamkę.
Oryński ostrożnie się obrócił, a Joanna rzuciła mu kluczyki od iks piątki.
– Zazwyczaj wiem, kiedy sobie żartujesz, ale…
– Dziewczyna musi się uczyć.
– Od swojej patronki.
Joanna utkwiła w nim stanowcze spojrzenie. Właściwie tyle wystarczyło, by Kordian doszedł do wniosku, że nie ma wyjścia.
Zahaczył o biurko Igi, oznajmił krótko, że aplikantka wybiera się z nim na rozmowę z klientem, a chwilę później oboje jechali już iks piątką w kierunku siedziby firmy Szajnera, która zajmowała się głównie produkcją tańszych zamienników znanych leków.
Na miejscu jedna z sekretarek zaprowadziła ich do pustej sali konferencyjnej, gdzie mieli czekać na jej szefa.
– To jaką mamy strategię? – odezwała się Zawada.
– Prostą. Ja się odzywam, ty nie.
Iga popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Naprawdę się dobraliście.
– Hm?
– Oboje macie dokładnie tyle samo uroku osobistego i uprzejmości.
Kordian rozpiął marynarkę i usiadł przy stole. Nalał sobie i Zawadzie wody, a potem przelotnie na nią spojrzał. Może miała trochę racji – przez całą drogę tutaj odnosił się do niej mniej więcej tak, jak Chyłka do niego, kiedy trafił do Żelaznego & McVaya. Szczególnie gdy Iga próbowała opowiadać mu prawnicze dowcipy.
– Taka robota – odparł.
– Znaczy?
– Dobrze od początku przyzwyczaić się do tego, że będziesz żyła w permanentnym stanie konfliktu z innymi.
– Świetna perspektywa…
– Prawdziwa – rzucił Oryński. – Będziesz ścierać się nie tylko z prokuratorami i sędziami na sali sądowej, ale też z konkurencją w kancelarii. Chętnych na takie zarobki, jakie oferuje KMK, jest wielu, a miejsca są ograniczone.
Iga przez chwilę mu się przypatrywała. Mógł dodać, że w rywalizacji wewnętrznej będzie miała pod górkę także ze względu na swój wygląd. Zarzuty, że jakikolwiek awans zawdzięcza walorom fizycznym, będą pojawiały się notorycznie.
– Nie demonizuje pan?
Kordian lekko się uśmiechnął.
– Tylko trochę – odparł. – I mów mi po imieniu.
Zawada skinęła głową, ale nie zdążyła skwitować, bo nagle otworzyły się drzwi i do pomieszczenia szybkim krokiem wszedł Przemysław Szajner. Nosił drogi, idealnie układający się garnitur, a kiedy zamknął za sobą drzwi, salę wypełnił zapach porządnych perfum.
– Nie mam dużo czasu – oznajmił zamiast przywitania i usiadł naprzeciwko dwójki gości. – Przysłał was Mirek?
– Jesteśmy jego prawnikami – odparł Oryński.
Biznesmen ściągnął brwi, najwyraźniej nie spodziewając się wymijającej odpowiedzi.
– I czego chcecie?
– Mamy tylko kilka pytań odnośnie do…
– Jakich pytań?
Kordian patrzył rozmówcy prosto w oczy, ale wzrok mężczyzny co chwilę uciekał w stronę młodej dziewczyny stojącej obok. Nie na długo, ale trudno było tego nie dostrzec.
Nie uszło to także uwagi Zawady, która postanowiła zrobić z tego użytek.
– Chodzi nam o imprezę, którą zorganizował pan w swojej willi nad jeziorem Bełdany – powiedziała.
– Że co?
– To było dość dawno temu, jakieś…
– Nie organizuję tam żadnych imprez.
Szajner podniósł się i spojrzał na nich z góry.
– Jak mówiłam, chodzi o wydarzenia sprzed…
– Nigdy nie organizowałem tam niczego takiego – uciął Przemysław. – To miejsce, w którym się relaksuję, z dala od ludzi.
– Ale…
– Halski w ogóle wie, że tu przyszliście? Ma pojęcie po co?
Oryński także wstał i machinalnie zapiął guzik marynarki.
– Przypuszczam, że nie – dodał biznesmen, zanim Kordian odpowiedział. – Następnym razem porozmawiajcie ze swoim klientem, zanim zaczniecie tracić mój czas.
Szajner obrócił się i nie dając im szansy na odpowiedź, szybko opuścił salę konferencyjną. Moment po nim zjawił się pracownik firmy ochroniarskiej i oznajmił, że pokaże im drogę do wyjścia.
Kordian i Zawada opuścili siedzibę firmy i wolnym krokiem skierowali się do iks piątki.
– Co to było? – odezwała się Iga.
– Nic dobrego – odparł Oryński i wyciągnął telefon. Wybrał numer Chyłki, licząc na to, że nie wyciszyła dzwonków przed rozmową z Halskim.
Odebrała dopiero po chwili.
– Co jest? – spytała.
– Szajner właśnie nas wyrzucił.
– Za co?
– Za pytanie o imprezę na Mazurach.
Kordian bez trudu usłyszał głośnie westchnięcie Joanny.
– Tyle wystarczyło? – upewniła się.
– No.
– W takim razie mamy problem.
I to dość duży, skwitował w duchu Oryński.
9
Sztab wyborczy Halskiego, Wola
Mimo że kampania jeszcze na dobre się nie rozpoczęła, w sztabie panował rwetes przywodzący Chyłce na myśl brojlernię w Żelaznym & McVayu. Biurka poustawiano jedno przy drugim, każde było obsadzone przynajmniej przez jednego młodego pracownika. Wszyscy byli pochłonięci swoimi zadaniami, jakby od ich właściwej realizacji zależał los świata, a rozmowy były tak liczne i głośne, że zlewały się w jedną wielką kakofonię.
Joanna czuła się tu całkiem nieźle.
Minęła paru chłopaków analizujących, która z firm wynajmujących powierzchnie reklamowe ma najwięcej billboardów w interesujących ich miejscach, a potem weszła do niewielkiego pokoju.
Mirek był zawalony dokumentami, a swoją uwagę dzielił między smartfon a laptopa, przez co zdawał się ledwo odnotować wejście prawniczki.
– Życie jest ciągłą walką z entropią – odezwała się.
Halski przesunął palcem po wyświetlaczu telefonu, napisał coś na klawiaturze, a potem zerknął na Joannę.
– Co? – mruknął.
– Od