przymuszaniu do robocizny słowo jakieś o wolności swej przemówił”, a wtedy urzędnicy dworscy „kijami i czym kto mógł niemiłosiernie” go bili, a następnie „wziąwszy do dworu, tam przywiązawszy (go) do działa, łańcuch mu na szyję włożywszy, na srogim dżdżu i słocie, i niepogodzie wielkiej dwie noce trzymał [dziedzic] (Kamocki), aż go ledwie trzeciego dnia gromada [chłopska] wyręczyła już schorzałego”58.
W Polszcze od zawsze stosowano tortury wobec tych, którzy naruszali prawo, zauważył Jan Tadeusz Lubomirski, „ale dopiero w wieku XVII poczęto używać [ich] z nader wielką skwapliwością”. Wtedy przestają one być jedynie narzędziem dla sądów – jak w średniowieczu, gdy w ten sposób wymuszano zeznania. „Tortury pozasądowe, wykonywane z polecenia dziedzica albo urzędnika ekonomicznego, bez uroczystych form sądowych, były to proste męczarnie: bicie rózgami, wkręcanie palców do kurków rusznicy, powieszenie na belce stodoły za pięście lub nogami do góry z potrącaniem powrozu; okurzanie dymem, kładzenie rozżarzonych węgli w zanadrze”, czyli pod ubranie59.
Wraz z ekspansją folwarków tego rodzaju okrucieństwo się nasiliło. Do tego stopnia, że jeden z pierwszych historyków polskiej wsi pisał o „pańszczyźnianych saturnaliach” – spektaklach przemocy i bestialstwa60. Bić, ażeby czuł. By zapamiętał. Bić do półśmierci.
Weźmy historię Grzegorza Draba. W 1699 roku apogeum osiągnął spór między administratorem folwarku Jakubem Gołuchowskim a poddanymi. Chłopi poskarżyli się na nadużycia, po czym Gołuchowski zaprosił ich do siebie, zapewniając, że chce tylko zamienić słowo. Grzegorz Drab, jeden z przywódców oporu, stawił się na spotkanie. W skardze złożonej przez poddanych kilka dni później czytamy, że Gołuchowski „Draba na ziemi rozciągnąć rozkazawszy, sam okrutnie i niemiłosiernie zbił, potłukł, poranił […]. Potem ledwie dychającego do gąsiora za szyję gwałtem wsadzić i umieścić rozkazał, w gąsiorze na wszystkich niepogodach i deszczach przez całe odwieczerze trzymał, więził, aż przed samym wieczorem […] opak ręce jako złoczyńcy jakiemu załomawszy, i mocno stryczkami, powrozami [ściągnął], aż krwią pozaciekał”.
Następnie dworski urzędnik zarządził, by Draba przywiązać za ręce do konia, i tak „po kałużach, po błocie do wsi Zawady zaprowadzić rozkazał”. Wtedy Drab wpadł w ręce kolejnego sługi, niejakiego Osińskiego. Ten „respektu żadnego i litości nad bliźnim nie mając, strudzonego i bardzo drogą zmordowanego [Draba] na powrozie przywiódł”, wsadził za szyję do żelaznej kuny i postawił przy nim chłopską straż. Zmuszono Draba, by stał w tej kunie trzy dni i trzy noce bez przerwy, „głodem, pragnieniem i inszymi niewczasami […] męczono, spać żadną miarą nie dopuszczono, tak dalece, że tyraństwa znosić dalej nie mogąc […], od okrutnych ran i potłuczenia na zimnie i mrozie zbolawszy ciężko, upadał, na kunie jako na szubienicy jakiej na pół umarły, władzy, pamięci i rozumu nie mając, wisiał”.
Pan Gołuchowski – czytamy dalej w skardze chłopów – litując się nad swoją ofiarą „czy też będąc inszych ludzi płaczem i prośbą, i samym wstydem wzruszony, rzeczonego Draba ledwie z kuny żelaznej już prawie martwego zdjąć i tamże do spichlerza opuchłego, ociekłego czeladzi swojej zanieść rozkazał”. Ociekającego krwią Draba zamknięto na cztery spusty. „Już niemal dwie niedziele [pan Gołuchowski] więzi, znowu głodem [Draba] morzy, w wielkich ciemnościach trzyma, ludzi jego jako więźnia chorego nawiedzających gwałtownie od spichlerza odganiać każe i tak niezwyczajnie ciemięży, że ten człowiek bardzo chory, w wielkich boleściach zostając i ratunku od nikogo mieć nie mogąc, nic pewniejszego, że wprędce z tym światem pożegnać się musi”61.
Podobne przykłady można mnożyć. „Niemiłosiernie się obchodzą z poddanymi swymi”, pisał w 1611 roku Krzysztof Kraiński. „Do ciężkiego więzienia o lada co sadzają. Biją, katują, żyły podrzynają […], piętnują […]; krew a pot ich piją. Tak ich ciężko drą, iż gdyby szatę u drugiego i u żony, i dziewki [służącej] jego ścisnął, wyszłaby podobno krew”62. Pisząc o piciu chłopskiego potu i krwi, Kraiński używał metafory – dziś funkcjonującej jako słowo „krwawica” – by powiedzieć coś innego: że panowie żyją z ciężkiej pracy swoich poddanych. O piętnie pańszczyzny pisał natomiast dosłownie.
Hubert Vautrin, który przyjechał do Polszczy w 1777 roku, zauważał: „Najpospolitszą karą, wymierzaną niezależnie od płci i wieku, jest chłosta kańczugiem [skórzanym biczem], którego razy mierzy się bez litości. Istnieją jeszcze sroższe kary, w zależności od przewinienia lub od humoru dziedzica. Widziałem, jak przykładano rozgrzane do czerwoności żelazo do pleców krnąbrnych chłopów”63. Krzysztof Opaliński w 1650 roku: „Znajdzie się drugi, co piątnuje, / Co bije do umoru, co w tarasie [więzieniu] zgnoi, / Co rózgami siec każe, jako dzieci w szkole, / Sędziwych i poczciwych starców bez przyczyny!”64.
Trwałe znakowanie ciał jest jedną z najstarszych praktyk, jaka towarzyszy instytucji niewolnictwa. Z piętnowaniem spotkamy się w Egipcie czy Chinach tysiące lat temu, w piętnastowiecznej Toskanii czy dziewiętnastowiecznej Ameryce. Na karaibskich targach wypalanie żelazem znaku na skórze afrykańskich niewolników służyło jako przypieczętowanie faktu własności65. W innych przypadkach wynikało z konieczności widocznego wyodrębnienia ludzi zniewolonych – zwłaszcza gdy nie odróżniał ich od panów ani kolor skóry, ani kształt nosa czy warg66.
Nie wiadomo, jak bardzo praktyka piętnowania rozpowszechniona była w Polszcze. Gostomski radził znaczyć tylko bydło. Być może niektórzy dziedzice znakowali najkrnąbrniejszych, aby ci porzucili myśli o ucieczce. Zapewne bywało też piętnowanie karą za naruszenie własności. Zmarły w 1605 roku Bartłomiej Groicki: „Te złodzieje, którzy we dnie kradną, mieszki, wacki, kalety kryjomie rzeżą, tak znaczą: za pierwszym kradziectwem je na twarzy cechują, za wtórym obiedwie uszy urzynają, za trzecim krzyż na czele [czole] żelazem wypalają, a za każdym razem je miotłami u prągi biją”67. W 1622 roku chłopski syn o nazwisku Kędzierski został napiętnowany za przywłaszczenie pańskiego mienia: „Kazał go pan wybić katom u pręgierza i znak na nim wypiątnować”68.
Piętnowanie służyło też jako ostrzeżenie przed kaźnią ostateczną: „Zbiegłemu i złapanemu później chłopu obcinano uszy i wypalano szubienicę na czole lub litery. Ten ostatni zwyczaj był dość upowszechniony”69. Mikołaj Beyda, poddany Jana Kuczyńskiego, został w 1747 roku oskarżony o kradzież oraz zorganizowanie ucieczki swojej i swojego brata Jana. Jan zeznawał przed sądem: „Mikołaj, brat mój, to mi powiedział: »Bracie, każą mi się żenić, a ja nie chcę« […]; był tu kiedyś u ojca naszego niejakiś Walenty i chwalił no Żmojdź, że tam kraj dobry, i znioszy się na jedno, ja zabrawszy statki [narzędzia] ciesielskie, którem miał od pana za stodołą bratnią […], zastołem Mikołaja brata już z saniami gotowemi i stąd pojechaliśmy”. Uznano, że „za wyżej wyrażone excessa [będzie] miał uszy oberznięte, szubienicę na czole wypaloną i nos wpół oberznięty”. W razie ponownej próby ucieczki „każdy podlegać będzie szubienicy”70.
Jakim człowiekiem był Fedko, co słowem o swojej wolności panu zawinił? Kim był Grzegorz Drab, który wiarę w prawdziwość