szkołom, i wysokie stanowiska nawet”106, pisał Jakub Bojko w 1904 roku. Dreszcze wciąż przechodziły po plecach, nawet jeśli było już to tylko mrowienie wywoływane przez ponure wspominki.
Od końca pańszczyzny i przekroczenia przez świat progu współczesności dzieli nas jakieś sto pięćdziesiąt lat. To wystarczająco dużo, by pamięć o spektaklach okrucieństwa się zatarła. Historia mówiona sięga zwykle około stulecia – czyli trzy, cztery pokolenia wstecz. Nocznicki jako dziecko słyszał opowieści od starca Filipa, który mógł być jego dziadkiem. Ten mówił o sobie, względnie o życiu swoich rodziców, mógł też wspominać jakąś historię, którą zasłyszał od swoich dziadków. Ale ta ostatnia opowieść byłaby już mocno mglista, pozbawiona wyrazistych szczegółów.
Bliźnim można pokazać rany. Kolejnym pokoleniom można jedynie przekazać słowa. Niezwykle trudno dobrać takie, które oddadzą, czym jest doświadczenie przemocy. Bo ta zapisuje się głównie w ciele. Człowiek zgnojony, upodlony, upokorzony tak, jakby był psem, doświadczający półśmierci – takie graniczne przeżycia wymykają się językowi. Być może dlatego w opisach kaźni używano słów pozornie sprzecznych, mówiąc, że pańska przemoc była jednocześnie dzika i wyrachowana, ekstremalna i zupełnie zwyczajna.
Taka zbiorowa niepamięć nie jest tylko polską specyfiką. Utarło się przekonanie, że niewolnictwo w Europie skończyło się wraz ze starożytnością. Ale to nieprawda. Było trwałym elementem krajobrazu Zachodu i Wschodu do schyłku XIX wieku.
W nowożytnej Rosji, a także w Anglii, Niderlandach, Francji czy Hiszpanii wykształciła się jego szczególna odmiana – niewola penitencjarna. W Rosji wysyłano na katorgę, w Anglii czy Francji skazańców zamieniano w galerników bądź wykorzystywano przy robotach publicznych. Jak pisze socjolog, „było to niewolnictwo w pełnym tego słowa znaczeniu. Pojawiło się jako zamiennik kary śmierci w czasach, gdy nie istniał w Europie system więziennictwa, który poradziłby sobie z rosnącą liczbą skazanych. Co więcej, wzrastająca liczba wyroków śmierci stanowiła wyłącznie efekt zaostrzania prawa. Coraz to surowsze traktowanie wykroczeń, a co za tym idzie, wzrost liczby czynów karanych wyrokiem śmierci, który następnie zamieniano na przymusową pracę – wszystko to wynikało z rosnącego zapotrzebowania na siłę roboczą”107.
Zaostrzanie kar było tajemnicą sukcesu wzrostu nakładów pracy, rewolucji dyscypliny i kaźni.
W Rosji niewolnictwo penitencjarne istniało obok instytucji pańszczyzny. Łagry zapewniały darmową pracę oraz pełniły funkcję dyscyplinującą – życie chłopa pańszczyźnianego było niewątpliwie bardziej znośne niż los katorżnika. Groźba zsyłki i niewoli penitencjarnej rozpościerała się nad rosyjską wsią. W Polszcze jeszcze w XVI wieku zamieniano karę śmierci na niewolę. Na przykład „golarz starosty Koniecpolskiego popełnił przestępstwo gardłowe, a pragnąc zachować życie, oddał mu się w niewolę wraz z dziećmi”. Inny przypadek: „Kmieć Zeń Jana Koli okradł swego pana. Schwytany i stawiony przed sąd, oddał Zeń córkę swą Katarzynę panu jako niewolnicę i uciął jej kawałek nosa na znak niewoli”108.
Przez pierwsze pięćset lat istnienia Polszczy funkcjonowało w niej niewolnictwo przypominające systemy antyczne. To właśnie na eksporcie niewolnych ciał do metropolii świata islamu, ówczesnego gospodarczego serca Eurazji, karierę zrobiła rodzina Piastów109. Przez kolejne stulecia ludzie majętni w Polszcze byli właścicielami niewolników. Niewolnicy stanowili odrębną grupę społeczną, która podlegała wyłącznej władzy pańskiej. „Jeśli Bolesław II [Szczodry] nadawał swym klasztorom całe setki niewolnych z rodzinami, to sam miał ich bez wątpienia tysiące”, twierdził historyk110. Polszcza bywała też krajem tranzytowym, przez który kupcy, między innymi włoscy, prowadzili niewolników. Jak pisał inny historyk, „przejście karawan niewolniczych przez Lwów nie należało w drugiej połowie XV wieku do rzadkości”111.
Lecz już sto lat później coraz trudniej było spotkać niewolników w ścisłym tego słowa znaczeniu. W dokumencie z 1565 roku czytamy, że właścicielka folwarczku na Podolu sama zajmowała się gospodarstwem, zapewne przy pomocy najemnej czeladzi. Narzekano, że pani Zgierska „pracy i pilności przykładać musi, chceli [jeśli chce] chleb jeść, bo w tym kraju ludzie małą pomoc robotami panom swoim czynią, a snadź jako i sąsiedzi z nimi mieszkają”112. Osoby takie jak ona stanowiły gros czytelników podręcznika Gostomskiego, wprowadzającego przedstawicieli i przedstawicielki klasy panów w arkana sztuki rolniczej.
Nowoczesna niewola w Polszcze opierała się na wciągnięciu tych, którzy wcześniej byli wolnymi chłopami – sąsiadami szlachty – do kieratu niewolnej pracy. Od 1520 roku ustalono, że mają oni pomagać swoim panom, za darmo, co najmniej przez jeden dzień w tygodniu. Przez kolejne stulecia zwiększano wymiar pańszczyzny; sięgała ona w niektórych miejscach nawet i sześciu dni darmowej pracy w tygodniu. Od połowy XVI wieku rozwija się więc w Polszcze pańszczyzna, a jednocześnie zanika niewolnictwo. Już w dokumencie królewskim z 1519 roku czytamy, że „ani nie był, ani jest takowy zwyczaj w Królestwie niewolnych sług w niewolej [niewoli] chowania”113. Zwyczaju trzymania niewolnej służby nie dało się znieść jednym dekretem i praktykowany był dalej. Ale można faktycznie uznać, że mniej więcej w połowie XVI wieku dochodzi do fundamentalnej transformacji instytucji niewoli w Polszcze – przemiany niewoli antycznej w niewolę nowożytną.
W innych krajach niewolnictwo starożytne przeszło równoległą metamorfozę, choć podążyła ona w innym kierunku. W Europie Zachodniej oraz w Rosji dawne niewolnictwo przerodziło się w niewolę penitencjarną – skazywanie ludzi na darmową pracę na galerach, w łagrach czy w koloniach. Ich beznadziejny los stanowił ostrzeżenie, straszak, który pozwalał całe społeczeństwo, w tym ludzi wolnych, trzymać w ryzach. W Polszcze nie można było łaskawie zamienić kary śmierci, jak robiono to w Anglii, na niewolę plantacyjną na Karaibach. Nie było łagrów, nie było galer. Było za to piętnowanie i garbowanie pleców. I były szubienice. To one miały służyć za narzędzie nadzoru i kary, ostateczny argument, który przekonywał do posłuszeństwa i gonił do roboty. „Zwyczajnie dla przykładu na takich złoczyńców / Szubienice niedaleko stawiają gościńców”114, pisał Wacław Potocki.
Choć kolejne pokolenia, jak zauważył Bojko, żyją w cieniu szubienicy, to stopniowo tracą świadomość dlaczego. Coraz gorzej rozumieją, czym jest to, co dziś nazywamy piętnem pańszczyzny. Wraz z upływem czasu piętno to staje się metaforą: nie ma już ciał, które byłyby świadectwem jego realności. Nikt tego znaku na własne oczy już nie zobaczy. Pamięć o grozie pańszczyzny zatarła się do tego stopnia, że dziś pokutuje przekonanie, iż dawna wieś była spokojna i wesoła, a Polszcza, kraj bez stosów, stanowiła oazę wolności i tolerancji. Faktycznie, szał palenia czarownic nie dotarł tu z Europy Zachodniej. Była za to Polszcza – nie ma co do tego wątpliwości – krajem szubienic. Cudzoziemcy „w kraju naszym częściej postrzegają murowaną szubienicę niż most porządny”115, twierdził pewien osiemnastowieczny komentator.
Nie oznacza to bynajmniej, że tyraństwo polskiej władzy przewyższało tyraństwo władzy angielskiej czy rosyjskiej. Oznacza to tyle, że przemysł okrucieństwa był tutaj inaczej zorganizowany. Charakterystyczny rys polskiej władzy nadawało to, co stanowiło kaźń ostateczną – karę, która była najmocniejszym argumentem utrzymującym dyscyplinę pracy i która wyróżniała