Vincent V. Severski

Nieśmiertelni


Скачать книгу

to ważne? – obruszyła się Harriet. – Szukajcie Antona! – podniosła głos. – Coś musiało się stać!

      – To ważne! – stwierdził sucho policjant. – Musimy wiedzieć, od czego zacząć, nim ściągniemy tu policję z całego miasta. – Zawiesił głos, uznawszy, że przesadził z ironią, i po chwili dodał: – Chcemy pomóc, ale musimy wszystko wiedzieć.

      – Nie mogę ujawnić, w jakiej sprawie przyjechałam – odparła zdecydowanie.

      – Mówiła pani, że to sprawa osobista.

      – Nooo tak… – Harriet zaczęła się wahać. Poczuła się trochę zastraszona, choć zupełnie niesłusznie, bo Selander musiał zadać to pytanie. – I tak, i nie – odezwała się niepewnie. – Ale o tym mogę mówić tylko przy swoim przełożonym. To, w jakiej sprawie przyjechałam, nie ma przecież żadnego związku ze zniknięciem Antona. Mylę się?

      – Tego nie wiem. Ale rozumiem. To mi wystarczy – wymruczał bez przekonania Selander. – Zatem co się stało? Zniknął Anton Peterius.

      – Dostał telefon od jakiegoś Lassego, że tamten zgubił swoją kartę do jakiegoś magazynu… a może o niej zapomniał – zaczęła trochę nieskładnie. – Podszedł tam… – wskazała ręką. – Do tej szafki, o tam… czegoś szukał, wyjął jakiś niebieski kartonik…

      – O której to było? Cały czas rozmawiał z tym Lassem przez telefon?

      – Mogło być około wpół do dwunastej… może za dwadzieścia. Tak. Trzymał słuchawkę przy uchu. Chciał, żeby on tu przyszedł, i nie był zadowolony, że musi jechać na górę… Wziął kurtkę i wyszedł.

      – Wziął kurtkę i wyszedł – powtórzył Gunnar i rozejrzał się wokół. – Czy ktoś zaglądał do tej szafki? – Wskazał na zielony bufet. – Czy ktoś jej dotykał? Pani przebywa w tym pomieszczeniu cały czas, nie wychodziła pani stąd?

      – Nikt nie dotykał – odparła z przekonaniem. – Jestem tu cały czas. Nie wychodziłam stąd ani na chwilę. Tove przyszedł pół godziny temu i też niczego nie dotykał. On także nie wie, kto to jest Lasse. To nikt z organizatorów hakatonu. Panie inspektorze, coś się musiało stać, ja to wiem… Coś złego!

      – Skąd pani wie?

      – Jego telefon nie tylko nie odpowiada, ale też nie ma sygnału. Sprawdziłam to u nas, we FRA. Nasze telefony wyposażone są w specjalne identyfikatory, które potrafią zlokalizować aparat, nawet kiedy ma wyłączone zasilanie…

      – Tak, wiem. – Selander pokiwał głową, patrząc pod nogi. – Gdy tu jechałem, rozmawiałem z dyrektorem Hermanssonem i wszystko mi powiedział. Anton Peterius nadzorował bezpieczeństwo na uczelni i kilka tajnych programów naukowych. Sporo powodów, by zniknąć. Za chwilę przyjedzie tu Linda Lund z Säpo. Zna ją pani?

      – Tak, oczywiście! – ucieszyła się Harriet.

      – To dobrze – odparł Selander sucho i nie dał po sobie poznać, że Linda to jego bliska przyjaciółka i że to on ją ściągnął, od razu podejrzewając, iż może to być sprawa wykraczająca poza kompetencje policji. Już przez telefon Linda opisała Harriet jako odpowiedzialną osobę, która jednak nie była wtajemniczona w zadania, jakie realizował Anton.

      Selander podniósł się ciężko i dopiero teraz zdjął zieloną puchową kurtkę, odsłaniając przypięty do pasa standardowy pistolet Sig-Sauer P226. Dawniej, przed postrzałem, temperaturę odczuwał normalnie, tak jak wszyscy inni, ale po wyjściu ze szpitala ciągle mu było zimno i nawet latem nosił grubą bieliznę. Lekarze mówili, że ma uszkodzony jakiś nerw, lecz z czasem ta dolegliwość powinna ustąpić.

      Powoli skierował się do drzwi i wyszedł na zewnątrz. Harriet widziała przez szybę, jak chwilę rozmawiał z Tovem i policjantem, po czym mundurowy szybko się oddalił. Pomyślała, że nareszcie coś się dzieje. Przez moment wydawało jej się, że wszystko wokół jest jakieś nierealne, a ona niepotrzebnie podniosła alarm, bo najbardziej niesamowite wypadki najczęściej mają bardzo proste wytłumaczenie. Poczuła nawet lekki niepokój, że wszystkie konsekwencje tego alarmu spadną na nią, a Anton będzie miał do niej pretensje, ale na widok wracającego zgarbionego inspektora Selandera i jego smutnej twarzy pomyślała z przerażeniem, że Anton nie żyje, i sama nie wiedziała, skąd jej to nagle przyszło do głowy.

      Coś dziwnego działo się wokół niej, ale nie potrafiła zrozumieć co, mimo to była niemal pewna, że zniknięcia Hasana w Iranie i Antona tu, w Sztokholmie, muszą mieć ze sobą coś wspólnego. Tajemnicze zniknięcie dwóch bliskich przyjaciół i współpracowników nie może być przypadkowe. Doszła do tego wniosku bez pomocy kabały, tylko na podstawie prostej oceny, złożenia kilku faktów, ale przede wszystkim rozpamiętując słowa, które Anton rzucił, kiedy stał już w drzwiach. Chciał przecież powiedzieć jej coś bardzo ważnego. Wiedziała o tym dobrze.

      Selander usiadł z trudem na fotelu i cicho jęknął, a Harriet zaczęła się zastanawiać, czy napomknąć mu o podejrzeniach Antona co do zniknięcia Hasana, czy poczekać na Lindę. Zdecydowała, że poczeka, zwłaszcza że Anton nie powiedział właściwie niczego konkretnego poza tym, że ma pewne podejrzenia, i wspomniał coś o CIA. W końcu Harriet nie była już pewna, co dokładnie usłyszała, i poczuła lekki zawrót głowy. To było ponad jej siły.

      – Harriet – odezwał się inspektor Selander – myślę, że sprawa, z którą pani przyjechała do Antona Peteriusa, ma jakiś związek z jego zniknięciem, ale pani osobiście może nie mieć z tym nic wspólnego i ja to rozumiem. Sprawa jest na pewno ważna, więc zaczekamy na Lindę. Dobrze? Czuję w tym małym, prostym zdarzeniu ogromnie dużo emocji. Jeżeli Peterius znikł nie z własnej woli, co w tych okolicznościach jest bardzo prawdopodobne, to z czyjej? Akurat teraz, kiedy przyszła pani w nocy z niecierpiącą zwłoki sprawą osobistą? On, organizator tej imprezy?

      Zadziwiające! – pomyślała Harriet. Skąd on to wie? Czuję identycznie.

      Nagle otworzyły się drzwi i do biura weszła z impetem Linda Lund, a za nią jakby zaciągnęło śniegiem. W zielonej czapce uszatce zapiętej pod brodą, białej puchowej kurtce, dżinsach, czerwonych wełnianych rękawicach i żółtych butach na wibramie wyglądała, jakby wracała z zimowego spaceru po Kirunie, a nie wchodziła do ciepłego pokoju w „reaktorze”. Dziwny był to widok, bo Linda przyjechała przecież policyjnym radiowozem.

      – Jest minus dwadzieścia pięć na zewnątrz – od razu odpowiedziała na pytanie, które według niej powinno było paść, i zaczęła zdejmować czapkę.

      Gdy została już tylko w grubym brązowym swetrze z wielbłądziej wełny, Selander podsunął jej krzesło i usiadła naprzeciwko Harriet. Popatrzyła jej prosto w twarz, na chwilę spuściła wzrok, zdawało się, że wstrzymała oddech.

      – Powiedziałaś Antonowi o Hasanie? – zapytała beznamiętnie, ale Harriet jakby nagle zmroziło. – Rozmawiałam z Hermanssonem i wiem, że ci powiedział. Nie denerwuj się, nie ma czym. Dobrze zrobił, bo właściwie to ja powinnam cię poinformować. – Linda zauważyła jej zdziwioną minę. – Wszystko w porządku. Nie denerwuj się… – Nie dokończyła i pogładziła Harriet po dłoni. – Gdzie on może być? Czy Anton wyszedł w związku z tym, co usłyszał od ciebie?

      – O Boże! Ja nie wiem… – Harriet była zaskoczona, że Linda pyta o takie szczegóły, i od razu zrozumiała, że wszystko, co powiedziała przez telefon Hermanssonowi, dotarło zaraz do Lindy Lund, a pewnie i do Selandera, który z jakiegoś powodu próbował z nią grać. – Nie, chyba nie… nie wiem… – plątała się zupełnie niepotrzebnie. – Na pewno nie. Skąd znowu?! – Nabrała nieco pewności siebie. – To był telefon od jakiegoś Lassego. Mówiłam to już panu inspektorowi. Po tym telefonie Anton wyszedł, ale w jego zachowaniu nie było niczego szczególnego.

      – Powiedziałaś