Wojciech Lipoński

Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich


Скачать книгу

spoza Muru Hadriana. W tym samym czasie, jeśli wierzyć Ammianusowi Marcelinusowi, mieszkańcy Kaledonii tworzyli takie federacje czy też ligi. Jedną z nich określano mianem Dikaledonów (Dicalydones), inną – Verturionów. Tych ostatnich uważa się często za federację Piktów i Meatów.

      Powstaje jednak pytanie, jak w takim razie Atakoci mogli atakować Brytanię z południa, co wynika z wielu wzmianek. Tłumaczeniem mogłaby być tu polityka Rzymu. Skoro udało się pozyskać Atakotów, choćby tylko w jakiejś ich części, jako foederati, w wyniku rutynowej w takich razach polityki, skierowano ich na terytoria możliwie odległe od ich rodzimych, co w sposób oczywisty osłabiało potencjalne zagrożenie buntami i powstaniami. To mogłoby tłumaczyć zaskakującą obecność Atakotów w Galii, skąd z kolei ich zrewoltowane oddziały mogły przecież grabić Brytanię, a nawet podejmować wysiłek przebicia się do swych siedzib pozostawionych poza Murem Hadriana.

      W roku 367 Fullofaudes, noszący tytuł Dux Britanniarum, w którego gestii znajdowała się obrona Muru Hadriana, został wciągnięty w zasadzkę. Zginął wraz ze znaczną częścią swego wojska. W tym samym roku germańscy piraci rozbili flotę dowódcy Saksońskiego Wybrzeża, Nectariadesa, a jego samego zabili. Śmierć dwu spośród trzech głównych dowódców rzymskiej armii w Brytanii była wystarczająco alarmująca, by spowodować imperialną kontrakcję. Trzech nowych dowódców wysłanych na te stanowiska przez cesarza Walentyniana nie potrafiło jednak opanować sytuacji. Dopiero czwarty z nich, Teodozjusz (ojciec późniejszego cesarza), w 368 r. z pomocą posiłków otrzymanych z armii kontynentalnej, w tym dwu doborowych oddziałów gwardii cesarskiej, zdołał położyć tamę inwazjom, które podówczas przybierały już znamiona ogólniejszej klęski. Sytuacja była tak groźna, iż Teodozjusz musiał ustanowić swą kwaterę główną w Londynie, gdyż wszystkie inne miasta pomocnej Brytanii były bądź zajęte, bądź gruntownie zniszczone przez barbarzyńców. W 369 r., tłumiąc po drodze bunt części zdemoralizowanych oddziałów brytyjskich, opanował Mur Hadriana i doprowadził do jego ostatniej już historycznie restauracji. Zlikwidował instytucję arcani, której celem było prowadzenie wywiadu na rzecz Rzymu wśród Kaledonów i Piktów. Okazało się bowiem, że współpracujący z arcani Brytowie zbyt często wchodzili w konszachty ze swymi pobratymcami z północy, biorąc od nich łapówki w zamian za informowanie o ruchach wojsk rzymskich.

      Akcja Teodozjusza dała krajowi kilka, może kilkanaście lat względnej stabilizacji politycznej, ale już nie ekonomicznej. Kraj był zniszczony najazdami barbarzyńców ze wszystkich stron i potrzebował dłuższego czasu, by w pełni się zregenerować. Szansa na to, jak się o tym za chwilę przekonamy, istniała. Nie pojawiła się natomiast indywidualność polityczna zdolna ją wykorzystać.

      Do najuparciej podtrzymywanych stereotypów historycznych należy mit o wycofaniu legionów z Brytanii w chwili, gdy Imperium popadło we własne kłopoty, zbyt wielkie, by zapewniać w dalszym ciągu opiekę prowincji, znajdującej się na obrzeżu śródziemnomorskiego świata. Typowe ujęcie tej kwestii to teza, iż „pod presją wydarzeń kontynentalnych, na początku V w. Rzymianie poczęli wycofywać swe legiony z Brytanii”208. Stereotyp ten funkcjonuje również w historiografii polskiej. Henryk Zins w swej Historii Anglii pisze o Brytanii, która stała się podówczas bezbronna, „wskutek wycofania legionów rzymskich z tej odległej prowincji dla ratowania ważniejszych terenów cesarstwa209.

      Tymczasem co najmniej od ukazania się w 1909 r. książki Charlesa Omana England Before the Norman Conquest (Anglia przed podbojem normańskim), uzupełnianej i wznawianej w następnych dziesięcioleciach aż siedmiokrotnie (trudno więc ją przeoczyć), wiemy, że wyjście Brytanii z orbity Imperium Rzymskiego miało zupełnie inny przebieg.

      Spośród wszystkich legionów i armii pomocniczych, jakie stacjonowały na wyspie w ostatnich dziesięcioleciach władzy Rzymu, tylko jeden legion został w 402 lub 403 r. wycofany na kontynent z rozkazu ówczesnego głównodowodzącego rzymskiej armii Stilichona. Pozostałe dwa legiony i duża część oddziałów pomocniczych opuściły Brytanię nie po to, by ratować Rzym, atakowany coraz silniej przez napierające zewsząd hordy barbarzyńców, lecz na rozkaz ambitnych uzurpatorów brytyjskich lub stacjonujących w Brytanii, którzy przy pomocy tego wojska połączonego z legionami galijskimi chcieli po prostu uzyskać władzę, bądź nad całym cesarstwem, bądź przynajmniej nad znaczącą jego częścią. Wszyscy przegrali, zaś wyprowadzane przez nich wojska z reguły nie wracały na wyspę, rozbite, pozbawione dowództwa lub wcielane do kontynentalnej armii rzymskiej. Jest jednak poważna różnica między obrazem „bezbronnej Brytanii”, jaką legiony poświęcają na rzecz ratowania cesarstwa, a wizerunkiem kraju opanowanego przez ambitnych pretendentów do tronu cesarskiego, wykorzystujących niemałe wciąż zasoby i siły wyspy, by sięgnąć po imperialną władzę.

      Mit opuszczenia Brytanii przez legiony rzymskie jest tym bardziej fałszywy, iż legiony od dawna nie składały się z Rzymian. Już cesarz Wespazjan pod koniec I w., dążąc do opanowania dalej położonych rejonów wyspy, zdał sobie sprawę, że z powodu odległości Rzym nie będzie w stanie w sposób ciągły utrzymywać stosownych sił wojskowych, jeśli nie sięgnie po żołnierzy w krajach bliższych planowanym operacjom. Wydał więc specjalne zarządzenie, zezwalające na rekrutację żołnierzy w Galii, Hiszpanii, dorzeczu Renu i Dunaju. Z biegiem czasu coraz większy odsetek wojska stacjonującego w Brytanii poczęła stanowić ludność miejscowa. Już Oman uważał, iż jeśli chodzi o garnizon rzymski, to „Brytoni tworzyli dużą część i były to oddziały znakomite”210. Co więcej, historyczne fakty i nieliczne dokumenty dotyczące rozmieszczenia wojsk rzymskich w Brytanii (szczególnie ostatni zachowany, Notitia Dignitatum) sugerują, że zaufanie do militarnych zdolności Celtów, a jednocześnie przekonanie o ich lojalności były w IV w. tak duże, iż ochronę zachodniego wybrzeża przed irlandzkimi korsarzami całkowicie pozostawiono samoobronie lokalnej. Nie jest też chyba przypadkiem, że właśnie te tereny, tożsame z Walią, jako najlepiej od czasów rzymskich zorganizowane militarnie na szczeblu obywatelskim najdłużej potem stawiały opór Anglosasom, którzy po stosunkowo łatwym podboju dzisiejszej Anglii, z Walią uporali się dopiero po ok. 800 latach. Jest rzeczą oczywistą, że w grę wchodziły tu i inne czynniki, jak sprzyjająca defensywie topografia Walii, utrzymujące się tu silniej, „mniej cywilizowane” poczucie niezależności, które Rzymianie przezornie tolerowali. Ale ogólnego obrazu to nie zmienia, zaś ukazywanie kraju broniącego się przez setki lat jako bezbronnego jest po prostu nonsensem. Skąd więc ten uparcie powielany przez historyków obraz?

      U jego podłoża leży najstarszy zachowany opis zdarzeń dotyczących ostatnich dziesięcioleci rzymskiej Brytanii, jaki znajdujemy w dziele celtyckiego mnicha Gildasa zatytułowanym De excidio et conquestu Britanniae (O zagładzie i podboju Brytanii). O Gildasie nie zachowało się zbyt wiele informacji, nie znamy nawet roku jego urodzenia, choć szczęśliwie zachowała się data jego śmierci – 570 r. Swe dzieło, jeśli przeanalizować opisane w nim fakty, musiał napisać po 516, a przed 547 r. Jego opis klęski Brytanii po opuszczeniu jej przez Rzymian jest przejmująco tragiczny:

      Następnie Brytania zostaje wyzuta z wojska i to co do jednego dowódcy i co do jednego żołnierza, a także pozbawiona większej części swej młodzieży, która dołączyła się do pochodu wszechwładnego tyrana (Magnusa Maximusa), i która nigdy nie wróci już do domu. Sama nie znająca się na rzemiośle wojennym, od lat drętwieje i jęczy deptana przez dwie dzikie nacje: zamorskich Szkotów z zachodu i Piktów z północy211.

      Dzieło Gildasa nie jest jednak kroniką tamtych zdarzeń, choć za takie często uchodzi, zwłaszcza pośród tych historyków, którzy nigdy nie mieli w rękach jego tekstu, poprzestając na ogólnych opiniach czy przytaczanych przez innych