Rafał Woś

Lewicę racz nam zwrócić, Panie!


Скачать книгу

dzisiejszej Szwecji albo Australii (czyli nierówności dość niskie). Co ciekawe, dość niskim nierównościom dochodowym towarzyszyły bezprecedensowe w porównaniu z innymi zaborami eksperymenty społeczne. Na przełomie wieków wskaźnik scholaryzacji ludności wiejskiej rósł najszybciej w całej monarchii habsburskiej. Częściowo da się to wytłumaczyć próbą nadrabiania cywilizacyjnych zapóźnień (już wtedy w powszechnym użyciu było sformułowanie „Galicja i Głodomeria”, prześmiewcza przeróbka oficjalnej nazwy administracyjnej tych ziem, Królestwa Galicji i Lodomerii). Trzeba również pamiętać, że cesarsko-królewskie Austro-Węgry jako pierwsze z mocarstw zaborczych rozpoczęły eksperymenty z szeroką autonomią i wolnością polityczną. Istniały więc protodemokratyczne kanały, za pomocą których mniej zasobne grupy społeczne mogły naciskać na egalitarne reformy.

      A Rosja? Tu mamy problem, bo system gromadzenia danych podatkowych w carskiej Rosji był dużo mniej uporządkowany niż na obszarze niemieckojęzycznym. Historyk Witold Załęski w wydanym w roku 1900 Królestwie Polskim pod względem statystycznym60 próbował różnych sztuczek, by tę lukę uzupełniać. Zaproponował na przykład podział dochodów ludności (rolników i przedsiębiorców, ale z wyłączeniem robotników) na trzy typy. Biednych, średnich i bogatych. Wyszło mu, że w Kongresówce było 41% biednych, 57% średnich i 1,5% bogatych. Dla porównania w Niemczech biednych było 28%, średnich 69%, a bogatych 2,8%. Współcześni badacze Paweł Bukowski i Filip Novokmet61 na podstawie statystyk regionalnych pochodzących już z polskiego dwudziestolecia międzywojennego stawiają tezę, że zabór rosyjski był bardziej nierówny od austriackiego, ale mniej nierówny od pruskiego. Im dalej na wschód (województwa wołyńskie i stanisławowskie), tym więcej było wielkich posiadłości ziemskich. Te zaś na obszarach dominującej gospodarki agrarnej, w której dochody czerpane są głównie z rolnictwa, oznaczają wyższy poziom nierówności.

Pierwsza wojna i dwudziestolecie

      Wspomnieliśmy już o tym, że w roku 1918 nastroje były bardzo egalitarne. Można powiedzieć, że nigdy wcześniej ani nigdy później Polska nie była tak blisko prawdziwego lewicowego ideału. Da się to tłumaczyć na dwa sposoby. Po pierwsze, w elitach politycznych zakładających II Rzeczpospolitą faktycznie dominowała lewica, przekonana, że nie wystarczy samo odzyskanie niepodległości, trzeba jeszcze Polskę urządzić według nowej, bardziej sprawiedliwej umowy społecznej. Warstwy posiadające, których kosztem zwiększona redystrybucja bogactwa miała się oczywiście odbyć, obserwowały ten proces z milczącym przyzwoleniem. Dlaczego? Dochodzimy do drugiego kluczowego powodu, wyjaśniającego „egalitarny rok 1918”. Kilkaset kilometrów na wschód, w bolszewickiej Rosji, trwał eksperyment z jeszcze bardziej egalitarnymi rozwiązaniami. Polskie ziemiaństwo i fabrykanci czuli, że muszą pójść na ustępstwa, jeśli nie chcą skończyć z rewolucją październikową nad Wisłą. Co gorsza, rewolucyjny ferment trwał również w Berlinie, Wiedniu czy Monachium.

      Z biegiem czasu egalitarny impet II Rzeczpospolitej został jednak wyhamowany. Niemieckie rewolucje wygasły. Bolszewików Piłsudski odepchnął na wschód. Polski kapitalizm krzepł, a polityczne wpływy obozu chadecko-mieszczańsko-ziemiańskiego zaczęły się rozbudowywać. Wyczekiwana reforma rolna odwlekała się. Podatki pozostały nieegalitarne. Na dodatek postrzegany przez lewicę jako zbawca Józef Piłsudski, który wrócił do władzy po roku 1926, porzucił dawne socjalistyczne przekonania (na ile były one głębokie, pozostanie pytaniem dla biografów). Politycznie reżim sanacji zaczął zmierzać w kierunku autokracji.

      W efekcie historycy gospodarki patrzą dziś na II Rzeczpospolitą jako na kraj, któremu nie udało się przełamać dominacji „wykluczających instytucji życia ekonomicznego”62 – to znaczy takich, które umożliwiają zasobnym i dobrze umocowanym czerpać korzyści ze społecznego status quo, nie pozwalają jednak pozostałym na wejście do gry i skorzystanie z ekonomicznych zasobów na tych samych prawach. W Polsce na górze hierarchii społecznej mieliśmy arystokratyczne elity oraz wywodzącą się głównie ze zubożałej szlachty inteligencję. Te warstwy dzielą między siebie najważniejsze zasoby ekonomiczne kraju. To dlatego w latach trzydziestych w gronie dziewięciuset najbogatszych mieszkańców Polski aż siedmiuset to posiadacze ziemscy. Gros z tych fortun pochodziło z czasów przed 1918 rokiem. Inteligencja spełniała się w administracji prywatnej i publicznej. Przedsiębiorczość? Nie interesowała ani jednych, ani drugich. Uchodziła za zajęcie niegodne Polaka i została w pewnym sensie outsourcowana za granicę. Objawem tego procesu był wysoki udział kapitału zagranicznego w gospodarce II Rzeczpospolitej. W 1935 roku dwieście dziewięć z dwustu czterdziestu czterech dużych zakładów przemysłowych (dużych – czyli zatrudniających ponad pięćset osób) podlegało w sensie właścicielskim ulokowanym poza Polską centralom. Klasy dominujące nie widziały zaś większych zachęt do tego, by dążyć do zmiany istniejącego stanu rzeczy. Załamywało nad tym ręce wielu ówczesnych intelektualistów, od endeka Romana Dmowskiego po socjalistę Floriana Znanieckiego.

      Analfabetyzm dotyczył około 20% obywateli. Dostęp do edukacji na poziomie ponadpodstawowym sięgał 3,2%. Szansę studiowania na uczelni wyższej miał 1% populacji. Wszystkie te wskaźniki należały do najniższych w Europie. Ekonomista Marcin Piątkowski stawia nawet tezę, że pod tym względem II Rzeczpospolita bardzo przypominała… południe Stanów Zjednoczonych po wojnie secesyjnej63. I tu, i tam poddaństwo osobiste zostało formalnie zniesione jeszcze w XIX wieku, a dawni niewolnicy (czarni w USA, chłopi w Polsce) mieli prawo szukać szczęścia, gdzie tylko chcieli. W praktyce jednak feudalne struktury trwały nadal. Środki produkcji pozostały w rękach panów, którzy posiadali niemal nieograniczone możliwości dalszego, tym razem już rynkowego wyzyskiwania dawnych niewolników. W tej sytuacji ułudą była oczywiście formalna równość wobec prawa. Trochę jak na późniejszej karykaturze: pan czyta chłopu konstytucję marcową z 1921 roku i mówi: „No i teraz jesteśmy równi sobie. Rozumiesz, chamie?!”64.

      Taki stan miał oczywiście wpływ na kierunki polityki ekonomicznej kształtowanej zgodnie z interesem ziemiańskich elit. Przykład? Gdy w latach trzydziestych w Polskę uderzył wielki kryzys (a uderzył mocno, zmniejszając całkowitą produkcję o połowę), rząd długo nie chciał odejść od parytetu złota, czyli utrzymywanej sztucznie od czasu reform Grabskiego (połowa lat dwudziestych) wymienialności polskiej waluty na kruszec po stałym kursie. Oficjalnym uzasadnieniem była potrzeba utrzymania międzynarodowego prestiżu i wiara, że parytet przyciąga do kraju inwestycje zagraniczne. Kłopot w tym, że inwestycji i tak już było dużo, a dalsze napływać nie chciały (w końcu trwał wielki kryzys). Tylko że parytet w zasadzie uniemożliwiał rządom prowadzenie bardziej aktywnej polityki gospodarczej (w tym sensie utrzymywanie parytetu złota można porównać do członkostwa w strefie euro w czasach dzisiejszych – i jedno, i drugie rozwiązanie jest faktyczną rezygnacją z ekonomicznej suwerenności). Tak jastrzębia polityka monetarna miała również swoje głębsze przyczyny – była w interesie posiadaczy zakumulowanego kapitału. Sprawiała bowiem, że ich złotówkowe aktywa w sensie księgowym nie traciły na wartości. To jednak bardzo mocno uderzało w szerokie masy społeczne utrzymujące się z pracy, których być albo nie być zależało od poprawy koniunktury. A ta, bez osłabienia się polskiej waluty, nastąpić nie mogła. Żadna z międzywojennych sił politycznych nie była w stanie tego hierarchicznego status quo złamać ani otworzyć.

      Odbywało się to wszystko na dodatek w niezwykle trudnych warunkach. Zerwaniu uległy przedwojenne powiązania gospodarcze. Najmocniej odczuwano ten dramat w Kongresówce, szczególnie w takich miejscach jak Łódź, która była przed rokiem 1914 sercem przemysłu Królestwa Polskiego (w roku 1900 tamtejsza produkcja stanowiła 54% produkcji zaboru rosyjskiego65). Łódzkie tekstylia z powodzeniem