Rafał Woś

Lewicę racz nam zwrócić, Panie!


Скачать книгу

najbogatszy 1% Japończyków, Amerykanów, Niemców czy Brytyjczyków73.

      Obie wojny rozjechały bogactwo elit niczym walec i nie miało wielkiego znaczenia, czy kraj okazał się koniec końców zwycięzcą, czy pokonanym. W Japonii druga wojna światowa zmniejszyła bogactwo najzamożniejszych o 70%. W wyniku zaostrzającej się wojny totalnej władze w Tokio wprowadziły praktyczną nacjonalizację przemysłu ciężkiego. Formalnie pozostał on do końca w rękach prywatnych, ale ogromna część produkcji obligatoryjnie szła na potrzeby armii. Stale rosły też podatki od zakumulowanego kapitału, a wypłacanie dywidendy było w zasadzie zabronione. Władze japońskie wzmacniały pozycję robotników oraz ich udział w zyskach przedsiębiorstw. Było to konieczne, by uniknąć antywojennego buntu mas ludowych. Dzieła dopełniła przeprowadzona już po kapitulacji i zakrojona na szeroką skalę reforma rolna, która rozbiła wielkie latyfundia. W efekcie Japonia wyszła z wojny jako społeczeństwo wykrwawione, ale jednocześnie nieporównywalnie bardziej egalitarne niż w latach trzydziestych.

      A zwycięzcy? U nich działo się bardzo podobnie. Wielka Brytania znalazła się po stronie triumfatorów zarówno w roku 1918, jak i 1945. Dumny Albion nie został w czasie obu wojen ani na chwilę podbity. Jednak bogactwo klasy wyższej skurczyło się tu najpierw o 23% (lata 1914–1918), a potem o kolejne 36% (1939–1945). We Francji najbogatszy procent zbiedniał wskutek drugiej wojny o 47%. Do sporych spadków doszło również w Stanach Zjednoczonych, czyli w kraju, który z obu wojen światowych wyszedł jako niekwestionowane supermocarstwo. Tam udział 1% najbogatszych w gospodarce spada z 18% (rok 1937) do 11% (1945).

      Dlaczego tak się stało? We wszystkich tych krajach wysiłek wojenny wymagał mobilizacji szerokich mas społecznych. Aby to osiągnąć, klasy posiadające (biznes, arystokracja) musiały zgodzić się na coś, o czym przez wiele wcześniejszych dekad nie chciały w ogóle słyszeć. Czyli na wysokie – z dzisiejszego punktu widzenia wręcz niewyobrażalne – podatki od kapitału, spadków i najwyższych dochodów. To właśnie wówczas krańcowe stawki podatkowe skoczyły do 70–80%. Układ był jasny. Ubodzy przelewają na froncie swoją krew, a bogaci sięgają głęboko do sakiewki. Dokładnie w tym samym czasie następuje w Europie Zachodniej gwałtowny rozwój uzwiązkowienia. W 1914 rok był w krajach dzisiejszej Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju na poziomie niecałych 20%. W 1920 roku wynosił już 40%, a w latach 1939–1945 znów urósł, osiągając prawie 50%. Bogaci przestali wykorzystywać swoje wpływy do tamowania aktywności związkowej, przez co zgodzili się na wyższy udział pracowników w zyskach. Ktoś powie, że była to jednak umowa społeczna. Oczywiście, ale zawarta dopiero w momencie, gdy pierwszy jeździec Apokalipsy przyłożył klasom posiadającym zimny miecz do szyi. Zresztą XX-wieczne wojny nie są tu wyjątkiem. Na podstawie już nieco skromniejszych danych możemy szacować, że w wyniku wojny secesyjnej na pokonanym Południu USA nierówności dochodowe zmniejszyły się z mniej więcej 0,6 do 0,5 (mowa tu oczywiście o współczynniku Giniego, którym posługiwaliśmy się już wcześniej). Można więc powiedzieć, że wszędzie tam, gdzie wojny opierały się na masowej mobilizacji, nierówności malały.

Jeździec drugi: rewolucja

      Nieszczęścia chodzą parami. Rewolucja to w XX wieku nieodłączny towarzysz wojny. Rewolucja radziecka nieprzypadkowo wybuchła w trzecim roku wojny światowej, gdy imperium Romanowów było pogrążone w kryzysie gospodarczym. Warto też zauważyć, że odpowiedź carskich elit na wysiłek wojenny była odmienna od tej udzielonej na Zachodzie. W Rosji nie było podwyżki podatków dla najbogatszych, a finanse na wojnę gromadzono dzięki wzrostowi podatków pośrednich oraz przez prosty druk pieniądza. Innymi słowy, rosyjska plutokracja zlekceważyła pierwszego jeźdźca Apokalipsy i zapłaciła za to najwyższą cenę: jego brat bliźniak z twarzą Lenina jednym ruchem ściął jej głowę. Dane dotyczące poziomu nierówności w Rosji bolszewickiej są trudne do porównywania z tymi z Zachodu. Więcej widzimy, patrząc na powojenne statystyki ZSRR. Ostrożne szacunki mówią, że około 1905 roku współczynnik Giniego wynosił w Rosji 0,36, czyli był niższy niż w bardziej uprzemysłowionej Europie Zachodniej. Sowieci obniżyli go w końcu do poziomu 0,26 –znacząco, ale nie fundamentalnie. Należy przy tym pamiętać o kosztach, czyli o milionach ofiar różnych faz rewolucji radzieckiej. Do tego dochodzi też smutny epilog w postaci eksplozji rosyjskich nierówności po upadku ZSRR w 1991 roku do poziomu dzisiejszych 0,52. To też jest cena przejścia przez Rosję drugiego jeźdźca Apokalipsy.

      Rosja nie była pierwszym krajem, który przeszedł gwałtowną egalitarystyczną rewolucję. Niektórzy historycy próbowali mierzyć faktyczny wpływ Wielkiej Rewolucji Francuskiej na autentyczną dystrybucję dochodu. Szacuje się, że na kilka lat przed rewolucją najbogatsze 10% francuskiego społeczeństwa kontrolowało około 55% dochodu narodowego. W wyniku rewolucji i wojen napoleońskich ten udział spadł do 45%. W drugiej połowie XIX wieku znów jednak zaczął się zbliżać do przedrewolucyjnego poziomu.

      Historia powtórzyła się w Chinach na jeszcze większą skalę. Nierówności dochodowe przed objęciem tam władzy przez komunistów wynosiły około 0,4. Problemem była głównie skrajnie niesprawiedliwa struktura własności ziemskiej – najzamożniejsze 10% społeczeństwa miało połowę ziem. Potem do władzy doszli komuniści i rozpoczęli projekt krwawej egalitaryzacji. W efekcie nierówności spadły do poziomu 0,23, a na obszarach miejskich nawet 0,16. W latach osiemdziesiątych kolejna generacja chińskich przywódców podjęła jednak decyzję o liberalizacji tamtejszego komunizmu. Przewodniczący Mao przewrócił się w grobie, a nierówności urosły do poziomu 0,4–0,5 – wyższego niż na zachodzie Europy.

      Trzeba jednak przyznać, że w ciągu ostatniej dekady chińskie władze próbują dokonać pewnej korekty tej polityki74. Według ekonomistów po wielu latach masowych migracji wewnętrznych ze wsi do miast Chiny doszły do punktu, w którym słabiej rozwinięte obszary przestały wreszcie cierpieć na nadmiar pracowników. Zmniejszona podaż siły roboczej doprowadziła do podciągnięcia płac na wsi. Inni obserwatorzy twierdzą, że to wynik zakrojonych na szeroką skalę inwestycji publicznych chińskiego rządu w infrastrukturę obliczoną na zmniejszenie dysproporcji regionalnych oraz tego, że Pekin zaczął restrykcyjnie pilnować przestrzegania płacy minimalnej i wprowadził kilka dużych programów socjalnych. Stworzono też spółdzielcze ubezpieczenie zdrowotne dla mieszkańców wsi oraz ubezpieczenia społeczno-emerytalne dla rolników, co znacząco zwiększyło poczucie bezpieczeństwa socjalnego na prowincji. Chiński komunizm udało się uczynić trochę bardziej czerwonym. Co ciekawe, działo się to w czasie, gdy na bogatym Zachodzie tendencje były dokładnie odwrotne. Kwitło neoliberalne zwijanie państwa dobrobytu, a nierówności stale rosły. Czy Chinom uda się przełamać trend i pokonać nadciągających jeźdźców? Sprawę warto śledzić.

Winter is coming

      Gdy w słynnej Grze o tron pada hasło „Nadchodzi zima”, z twarzy największych nawet twardzieli znika uśmieszek. W prawdziwym świecie też coraz bardziej boimy się katastrof. Wielki kataklizm ekologiczny z każdym rokiem zdaje się przerażać coraz bardziej i skuteczniej. Takie strachy są dla nas czytelne również dlatego, że w kolektywnej pamięci wyraziste jest wspomnienie wcześniejszych hekatomb, w tym największej w dziejach świata, czyli dżumy. Dżuma przyszła do Europy w 1347 roku i wracała kilkakrotnie. Chorobę wywołuje pałeczka dżumy (jej nazwa systematyczna to Yersinia pestis), przywieziona do Europy przez genueńskich kupców prawdopodobnie z Półwyspu Krymskiego, gdzie Genua miała swoją osadę Caffa (dziś Teodozja)75. Bakteria trafiła w przeludnionych miastach Europy na znakomite warunki do niekontrolowanej ekspansji. Dżuma zabiła dziesiątki milionów ludzi. Najnowsze szacunki autorstwa historyka Paola Malanimy mówią o spadku populacji Europy z 94 milionów (rok 1300) do 68 milionów (1400)76. Świadomość rozmiarów katastrofy mieli już ówcześni Europejczycy. W roku 1351