określa mnie pan w myślach, ale zanim zdąży mnie pan tknąć, będzie już po panu. Obserwują nas moi ludzie, głupi młokosie!
Trevize usiadł. Powiedział nieco drżącym głosem:
– W tym, co pani mówi, nie ma sensu. Gdyby wierzyła pani w istnienie Drugiej Fundacji, to nie mówiłaby pani o tym tak swobodnie. Nie wystawiałaby się pani na niebezpieczeństwo, na które według pani, ja się wystawiam.
– Sam pan zatem widzi, że mam dużo więcej rozsądku niż pan. Innymi słowy, wierzy pan w istnienie Drugiej Fundacji, a mimo to mówi pan o tym swobodnie, gdyż jest pan głupi. Ja też wierzę w jej istnienie i też mówię o tym swobodnie, ale tylko dlatego, że przedsięwzięłam odpowiednie środki ostrożności. Wydaje się, że przeczytał pan dokładnie historię Arkady, więc może przypomina pan sobie, że jej ojciec wynalazł urządzenie, które nazwał wytwornicą pola statycznego. Jest to ekran chroniący przed działaniem takiej siły psychicznej, jaką dysponuje Druga Fundacja. To urządzenie nie tylko wciąż istnieje, ale nawet zostało udoskonalone, oczywiście w najgłębszej tajemnicy. Pański dom jest w tej chwili wystarczająco zabezpieczony przed ich szpiegami. A teraz, kiedy wyjaśniliśmy już tę sprawę, pozwoli pan, że przejdę do rzeczy i powiem, co ma pan robić.
– Cóż to takiego?
– Ma pan stwierdzić, czy sprawy naprawdę mają się tak, jak pan i ja myślimy, że się mają. Ma pan się zorientować, czy Druga Fundacja naprawdę istnieje, a jeśli tak, to gdzie. Znaczy to, że będzie pan musiał opuścić Terminusa i polecieć nie wiadomo dokąd, nawet gdyby miało się w końcu okazać, jak za życia Arkady, że Druga Fundacja mieści się właśnie tu, pośród nas. Znaczy to, że nie wróci pan, dopóki nie będzie pan miał czegoś do powiedzenia na ten temat, a jeśli nie będzie pan miał nic do powiedzenia, nie wróci pan nigdy, a na Terminusie będzie o jednego głupca mniej.
Trevize stwierdził naraz, że się jąka.
– Jak, na przestrzeń, mam ich szukać, nie wyjawiając tego? Oni po prostu zgotują mi śmierć, a wy przez to nie będziecie nic a nic mądrzejsi.
– No to ich nie szukaj, naiwny dzieciaku! Szukaj czegoś innego. Szukaj czegoś innego, wkładając w to cały swój umysł i serce, a jeśli w trakcie natrafisz na nich, bo nie będą się tobą interesowali, to dobrze! W takim przypadku możesz powiadomić nas o tym na zabezpieczonej przed podsłuchem, zakodowanej hiperfali i w nagrodę za dobrą robotę wrócić.
– Przypuszczam, że ma pani jakąś propozycję dotyczącą tego, czego mam szukać.
– Oczywiście. Zna pan Janova Pelorata?
– Nigdy o nim nie słyszałem.
– Jutro pan się z nim spotka. Powie panu, czego będzie pan szukał, i poleci z panem jednym z naszych najnowocześniejszych statków. Będzie tylko was dwóch, bo tylu możemy zaryzykować. A jeśli spróbuje pan wrócić bez zadowalających nas informacji, zostanie pan rozwalony razem ze statkiem, nim zbliży się pan na parsek do Terminusa. To wszystko. Rozmowa skończona.
Podniosła się, popatrzyła na swe dłonie i powoli wciągnęła rękawiczki. Odwróciła się w stronę drzwi i natychmiast weszło dwóch strażników z bronią w ręku. Odsunęli się, robiąc jej przejście.
Stojąc już w drzwiach, odwróciła się.
– Na zewnątrz są jeszcze inni strażnicy. Niech pan nie robi nic, co może im się wydać podejrzane, bo zaoszczędzi nam pan kłopotu związanego z wysłaniem pana.
– Straci pani wtedy korzyści, które mogę przynieść – powiedział Trevize, starając się, żeby zabrzmiało to beztrosko.
– Trudno – odparła Branno z niewesołym uśmiechem.
8
Na dworze czekał na nią Liono Kodell.
– Słyszałem wszystko, pani burmistrz – powiedział. – Wykazała pani niezwykłą cierpliwość.
– I jestem niezwykle zmęczona. Wydaje mi się, że ten dzień miał siedemdziesiąt dwie godziny. Teraz pan to przejmuje.
– W porządku, ale proszę mi powiedzieć, czy naprawdę użyła pani wytwornicy pola statycznego, żeby ekranować ten budynek?
– Och, Kodell – rzekła Branno znużonym głosem. – Przecież wie pan dobrze. Czy coś wskazywało na to, że ktoś nas obserwuje? Myśli pan, że Druga Fundacja śledzi wszystko, wszędzie i zawsze? Ja nie jestem takim romantykiem jak Trevize. On mógł tak myśleć, ale nie ja. Już wyrosłam z tych lat. A zresztą nawet gdyby tak było, gdyby Druga Fundacja miała wszędzie oczy i uszy, to czy nie zdradziłaby nas z miejsca sama obecność wytwornicy? Czy jej użycie nie wskazałoby od razu Drugiej Fundacji, że ktoś się zabezpiecza przed nimi? Wystarczyłoby, żeby się zorientowali, że jakiś obszar opiera się ich działaniu, że ich siła psychiczna tam nie sięga. Czy dla utrzymania w sekrecie takiego urządzenia aż do chwili, kiedy będziemy mogli je w pełni wykorzystać, nie warto poświęcić nie tylko Trevizego, ale i pana, i mnie? A jednak…
Jechali samochodem. Prowadził Kodell.
– A jednak? – powtórzył dyrektor.
– A jednak co? – spytała Branno. – Ach, tak. A jednak temu młokosowi nie brakuje inteligencji. Nazwałam go głupcem co najmniej parę razy, żeby go usadzić, ale z pewnością nim nie jest. Jest młody, naczytał się powieści Arkady Darell i myśli, że Galaktyka jest taka, jak w tych książkach, ale ma intuicję i jest bystry. Szkoda, że go stracimy.
– Zatem jest pani pewna, że go stracimy?
– Całkowicie – odparła ze smutkiem Branno. – Ale to najlepsze wyjście. Nie potrzebujemy młodych zapaleńców, walących na oślep i burzących w ułamku sekundy to, co mozolnie budowaliśmy przez lata. Poza tym, on nie zginie bezużytecznie. Na pewno zwróci na siebie uwagę członków Drugiej Fundacji, jeśli oczywiście istnieją i jeśli ich interesujemy. A kiedy zajmą się Trevizem, być może nie będą się interesować nami. Może nawet zyskamy coś więcej niż tylko ich brak zainteresowania. Możemy mieć nadzieję, że zajmując się Trevizem, zdradzą się niechcący i dadzą nam sposobność znalezienia odpowiednich środków przeciw nim.
– Zatem Trevize ma ściągnąć na siebie burzę?
Branno wykrzywiła usta.
– O właśnie, to metafora, której szukałam. On jest naszym piorunochronem. Przyjmie uderzenie i ochroni nas przed nieszczęściem.
– A ten Pelorat, który znajdzie się na drodze gromu?
– On też może ucierpieć. Nie ma na to rady.
Kodell pokiwał głową.
– Wie pani, co zwykł mawiać Salvor Hardin. „Nie daj się nigdy odwieść swoim zasadom moralnym od zrobienia tego, co słuszne”.
– W tej chwili nie myślę o zasadach moralnych – rzekła Branno, ziewając. – Myślę o tym, żeby pójść spać. A jednak… mogłabym wymienić mnóstwo osób, które poświęciłabym chętniej niż Golana Trevizego. To przystojny młodzieniec. I, oczywiście, wie o tym… – Ostatnie słowa zabrzmiały bardzo niewyraźnie. Pani burmistrz zamknęła oczy i zapadła w sen.
Rozdział III
Historyk
9
Janov Pelorat miał siwe włosy, a jego twarz, kiedy był w dobrym nastroju, miała raczej bezmyślny wyraz. Rzadko zdarzało się, że nie był w dobrym nastroju. Był średniego wzrostu i tuszy i zwykł poruszać się bez pośpiechu oraz mówić z namysłem. Miał pięćdziesiąt dwa lata, ale wyglądał na znacznie starszego.
Nigdy nie opuszczał