Joanna Faber

Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały


Скачать книгу

dostępne opcje w mgnieniu oka!

F 61aF 61bF 62aF 62bF 63aF 63bPRZYPOMNIENIENarzędzia do radzenia sobie z emocjami

      1. Zaakceptuj uczucia słowami.

      „Tak się cieszyłeś na tę zabawę. Co za rozczarowanie!”.

      „Można się zdenerwować, kiedy tory kolejki się rozlatują”.

      2. Zaakceptuj uczucia na piśmie.

      „No nie! Nie mamy wszystkich składników! Zróbmy listę zakupów”.

      „Bardzo ci zależy na tym podwodnym zestawie lego. Dopiszmy go do twojej listy życzeń”.

      3. Zaakceptuj uczucia za pomocą sztuki.

      „Wydajesz się taki smutny”. (Narysuj kreskami postać, z oczu której płyną duże łzy, albo po prostu podaj dziecku kredkę czy ołówek).

      „Ale jesteś zły!”. (Narysuj linie świadczące o gniewie albo zgnieć papier).

      4. Zamień pragnienia dziecka w fantazję.

      „Chciałbym się bawić milion miliardów godzin dłużej”.

      5. Zaakceptuj uczucia z (prawie) milczącą uwagą.

      „Mhm”, „hm”, „och”, „ach”.

BARDZO WAŻNE

      ● Można zaakceptować wszystkie uczucia. Należy ograniczyć niektóre działania!

      ● Nie używaj „ale”. Zamiast tego zastosuj: „Problem w tym, że…” albo „chociaż wiesz, że…”.

      ● Dorównaj emocjom dziecka. Zdobądź się na dramatyzm!

      ● Opanuj chęć wypytywania zdenerwowanego dziecka.

      Rozdział drugi

      Narzędzia zachęcające do współpracy… Co tam uczucia – przecież musi umyć zęby

Jak nakłonić dzieci, żeby zrobiły to, co muszą zrobić

      Joanna

      Dosyć już opowiadania o uczuciach. Miło jest wiedzieć, że wzmacniamy w dzieciach pewność siebie i poczucie własnego ja, ale czy to nam pomoże przebrnąć przez kolejny dzień? Nie całkiem. Musimy nakłonić dzieci, żeby robiły pewne rzeczy: wykąp się, umyj zęby, siedź spokojnie, kiedy zawiązuję ci sznurowadła, usiądź na fotelik w aucie… natychmiast, bo się spóźnimy, idź spać, PROSZĘ!

      A czasami jeszcze ważniejsze jest, żeby czegoś nie robiły: nie bij siostry, przestań rozrzucać jedzenie, nie zdejmuj butów, dopiero ci je włożyłam, nie wkładaj widelca do gniazdka, nie jedz lizaka, który spadł na ziemię, nie ciągnij psa za ogon, nie właź na lodówkę – to są półki, a nie schodki. Wciąż przypominamy, strofujemy, nakłaniamy, wymagamy. Tak wygląda codzienność rodziców.

      Nasze dzieci nieustannie słyszą, co mają zrobić. Przez cały dzień. Tak wygląda codzienność dziecka. I powinny nas słuchać, ponieważ to my jesteśmy za nie odpowiedzialni i staramy się robić wszystko to, co jest dla nich najlepsze, oraz pilnować, by się nie zabiły albo przynajmniej uchronić je przed brudem, próchnicą zębów, niedożywieniem i wyczerpaniem.

F 68

      Problem polega na tym, że nikt nie lubi, kiedy mu się ciągle wydaje polecenia. Jedno z rodziców w mojej grupie wyraziło to w zwięzły sposób: „Nawet, jeśli chcę coś zrobić, to gdy tylko ktoś każe mi to zrobić, tracę ochotę”.

      I chociaż jestem dorosła, niedawno też doświadczyłam, jak działa ten fenomen nieodpartej przekory, gdy w miejscowej bibliotece zobaczyłam niedużą stertę książek z przypiętą do ściany karteczką: NIE DOTYKAĆ. Przypuszczam, że uczyniono tak z uzasadnionego powodu. Być może książki te nie zostały jeszcze wprowadzone do systemu. Mimo to nie mogłam się oprzeć. Podeszłam, wyciągnęłam palec i ich dotknęłam. „Ha, i co mi zrobicie?”. Poczułam iskrę dziecięcej radości.

      Taka jest ludzka natura. Nic na to nie poradzimy i nasze dzieci są takie same. Opieramy się, kiedy ktoś nam mówi, co mamy zrobić. Bezpośrednie rozkazy wywołują bezpośredni sprzeciw. Kiedy wydajemy dzieciom polecenia, działamy przeciwko sobie. Mamy nadzieję na skłonienie ich do posłuszeństwa, a budzimy odruch buntu w ich sercach.

      Lubię rozpoczynać zajęcia na ten temat od wydania kilku rozkazów uczestnikom:

      „Hej, wy dwoje z tyłu… Nie rozmawiajcie!”.

      „Nie ruszaj tych książek! Przecież wiesz, że nie są twoje”.

      Dorzucam oskarżenia, wzbudzając poczucie winy:

      „Kto zostawił torbę w drzwiach? Ktoś się może o nią potknąć”.

      Dochodzi przezywanie:

      „Znowu zapomniałaś zabrać ołówek? Masz pusto w głowie”.

      „Nie przerywaj. Jesteś nieuprzejmy!”.

      Kilka ostrzeżeń:

      „Nie huśtaj laptopa na kolanach. Zaraz go upuścisz”.

      „Nie przesuwaj krzeseł, kiedy rozmawiasz przez komórkę. Uważaj, co robisz, bo jeszcze zrobisz komuś krzywdę”.

      Szczypta sarkazmu:

      „Jedna skarpetka niebieska, a druga zielona. Pięknie! Wyłączyłeś dzisiaj swój mózg?”.

      Kilka retorycznych pytań:

      „Dlaczego masz w torbie taki bałagan, że niczego nie możesz znaleźć?”.

      „Dlaczego nie poczekasz na swoją kolej, żeby zabrać głos?”.

      Groźba:

      „Słuchajcie, jeśli zaraz nie przestaniecie gadać, to nie przerobimy całego materiału i będę musiała was tutaj zatrzymać na dodatkowe pół godziny”.

      I, oczywiście, kazanie:

      „Znowu się spóźniłeś dziesięć minut. To już ci wchodzi w nawyk. Wiesz, co się dzieje, kiedy się spóźniasz? Cała klasa musi czekać. Wszyscy inni mogli przyjść na czas. Niektórzy z nas płacą opiekunkom do dzieci, żeby móc tutaj być, a potem siedzą i czekają na ciebie. Jak ty byś się czuł, gdyby ktoś tak postępował wobec ciebie? Wiesz, że punktualność to ważna życiowa umiejętność. Lepiej się tego naucz, jeśli chcesz odnieść sukces. Musisz się trochę bardziej postarać. Bądź gotowy przed czasem. Nie zostawiaj wszystkiego na ostatnią chwilę”.

      Patrzą, jakby chcieli mnie zabić.

      – I co? – pytam z wymuszoną serdecznością. – Czy ktoś ma ochotę współpracować?

      Spojrzenia nie łagodnieją. Ich milczenie ma być dla mnie karą. Czuję lekki niepokój, więc próbuję innego podejścia.

      – Czy rzeczywiście mówimy tak do dzieci?

      W końcu ktoś się odzywa:

      – Pewnie, że tak!

      – Czy ktoś może podać konkretne przykłady, w jaki sposób się do nich zwracamy?

      Otworzyła