pomóż mi teraz posprzątać, skoro narobiłeś bałaganu. Nie bądź taki leniwy”. „Twoje koleżanki zawsze dzielą się zabawkami, kiedy u nich jesteś. Nie bądź samolubna”. „Ciągniesz kota za ogon. To po prostu złośliwe”.
Ostrzeżenia
„Ostrożnie, bo cię potrąci samochód”. „Przestań się kręcić, bo spadniesz ze stołka”. „Rozchorujesz się, jak zjesz te wszystkie słodycze”. „Uważaj, bo się podpalisz!”. „Złaź na dół, bo spadniesz!”.
Sarkazm
„Zostawiłeś plecak u kolegi? Mądre posunięcie”. „Przewróciłeś siostrę, bo chciałeś być pierwszy? Jak miło”.
Pytania retoryczne
„Dlaczego szczypiesz dzidziusia?”. „Dlaczego wrzuciłeś piłkę do kuchni, skoro ci powiedziałam, żebyś tego nie robił?”. „Masz zamiar tak się teraz zachowywać?”. „Co się z tobą dzieje?”.
Kazania
„Nieładnie coś komuś zabierać. Nie lubisz, jak ci ktoś coś zabiera, prawda? To nie powinnaś zabierać innym. Nikt nie będzie chciał się z tobą bawić, jeśli będziesz tak robić. Musisz się nauczyć cierpliwości”.
Groźby
„Jeśli nie odłożysz tych zabawek, zanim doliczę do dziesięciu, to wyrzucę je do śmieci”. „Jeżeli nie wsiądziesz zaraz do samochodu, to jadę bez ciebie”. „Jeśli nie zjesz warzyw, nie dostaniesz deseru”. „Jak nie zapniesz pasów i nie przestaniesz się awanturować, to nigdzie cię nie zabiorę”. „Natychmiast włóż kask, bo schowam rower do garażu”.
Uczestnicy zajęć trochę się zdziwili, że zdołali tak łatwo skompletować tę imponującą listę. Ale nie byli gotowi na to, żeby odrzucić cały ten arsenał.
Pierwsza zaprotestowała Toni.
– To, co nazywasz groźbą, ja nazywam konsekwencjami. Po prostu mówię dziecku, co się stanie, jeśli nie będzie słuchało. Przecież musi to wiedzieć!
– Posługiwanie się groźbą jest bardzo kuszące – przyznałam. – Wygląda na coś w rodzaju, hm, informowania. „Jeśli zrobisz to, ja zrobię tamto”. Problem z groźbami polega na tym, że można je bardzo łatwo wziąć za prowokowanie. Kiedy rodzic mówi: „Jeśli jeszcze raz rzucisz piaskiem, to idziesz prosto do domu!”, dziecko nie przyswaja całego zdania. Słyszy tylko: „Rzuć piaskiem… jeszcze raz!”.
Groźba staje się prowokacją nie do odparcia.
– A jeśli użyje się słowa „proszę”? – zapytała Sarah. – To kwestia dobrych manier. Mówię dzieciom, co mają zrobić, ale robię to uprzejmie.
Czasami, żeby osłabić wymowę rozkazu, dodajemy słówko „proszę”. Problem jest z tym podobny jak ze skrzydłami u strusia. Wszystko wydaje się na swoim miejscu, ale ten ptak i tak nie wzniesie się w powietrze. Po prostu jest za ciężki. „Proszę” najlepiej zarezerwować dla grzecznościowych wypowiedzi typu: „Podaj mi, proszę, sól”. Kiedy mówisz do dziecka, żeby siedziało spokojnie, usiadło do fotelika czy odłożyło klocki, i dodajesz „proszę”, to ta prośba wcale nie jest uprzejma. Bo przecież nie zaakceptujesz w odpowiedzi: „Nie, dziękuję!”.
– Gdybym zaczęła zajęcia, mówiąc: „Usiądźcie i przestańcie rozmawiać, proszę”, to kto z was przyjąłby to ciepło i chciał współpracować? – zapytałam uczestników.
Nikt nie podniósł ręki.
Ktoś westchnął. Atmosfera na sali mówiła sama za siebie. Wszystko mówimy źle! Wiedziałam, że musimy ruszyć z miejsca, zanim ogarnie ich zniechęcenie i sami urządzą rebelię. Przeszłam więc do tematu zajęć.
– Co zatem możemy zrobić, kiedy konieczna jest współpraca ze strony małej, nielogicznej i niesfornej istoty, jaką jest dziecko? Jeśli nie możemy nakazać mu, co ma zrobić, jaka metoda nam pozostaje?
To nie jest narzędzie, którego można użyć bez względu na nastrój. Musisz czuć, że pozostała ci chociaż odrobina dobrego humoru. Mimo że nie jest to sposób uniwersalny, przedstawiam go na pierwszym miejscu, ponieważ ma niezwykłą moc. Nazwijmy to sztuką żartowania. Dziwisz się zapewne, co to znaczy. Czy ktoś czuje się w nastroju do żartów, kiedy dzieci nie chcą współpracować? I co to w ogóle ma być? Czy nie jest trochę niejasne?
Zasłużone słowa krytyki. Kiedy jednak wypróbujesz ten sposób, może się okazać, że go polubisz. Jeśli więc jesteś w odpowiednim nastroju, czytaj dalej.
W przypadku dzieci do siedmiu lat najlepiej sprawdza się technika, którą można nazwać gadającymi przedmiotami.
Porzucone buty narzekają: „Jest nam zimno i pusto. Może ktoś włoży w nas ciepłe stopy?”. Głodne pudła na zabawki mogą zażądać: „Nakarm nas klockami! Chcę te zielone!”. Kubki niech wołają: „Nie zostawiaj mnie tu samego! Chcę iść do zmywarki, do moich kumpli”. Szczoteczki do zębów mogą powiedzieć twardo: „Hej, wpuszczaj mnie. Masz robala za tym zębem”. Te gadające przedmioty wywołają uśmiech na twarzy dziecka i zmienią jego nastawienie do wykonywania codziennych prozaicznych zadań.
Inną techniką o żartobliwym charakterze jest zamiana nudnego zadania w wyzwanie albo grę.
Zamiast mówić: „Zobacz, jaki bałagan. Masz odkładać brudne rzeczy do kosza”,
spróbuj powiedzieć: „Jak myślisz? Ile sekund zajmie ci wrzucenie brudnych rzeczy do kosza? Dwadzieścia? Oj, chyba nie. Dwadzieścia sekund nie wystarczy. Okej, warto spróbować. Do dzieła… gotowi… start! Jasny gwint, udało ci się w dziesięć sekund! Pobiłeś rekord”.
Zamiast mówić: „Wsiadaj zaraz do samochodu. I żebym nie musiał tego powtarzać”,
spróbuj powiedzieć: „Musimy pokonać drogę od drzwi do samochodu. Może w podskokach? To nie będzie łatwe”.
Zamiast mówić: „Jeśli zaraz nie włożysz piżamy, to nie będzie bajki”,
spróbuj powiedzieć: „Umiesz włożyć piżamę z zamkniętymi oczami?”.
Oczywiście, technik jest więcej niż tylko gadające przedmioty czy zamiana obowiązku w grę. Musisz sprawdzić, na jakie żarty cię stać. Zamiast mówić dziecku swoim normalnym głosem, co ma zrobić, naśladuj kaczkę, komentatora sportowego czy ulubioną postać dziecka z kreskówki albo zaśpiewaj na przykład w stylu country. Dobrym sposobem na wyjście z domu kolegi jest ucieczka przed lawą, ruchomymi piaskami czy aligatorami. Zamiast mówić przedszkolakom na zajęciach, żeby siedziały nieruchomo i cicho, poleć im, żeby zamieniły się w posągi. Powiedz, że muszą być „nieruchome jak lodowe góry” albo „ciche jak myszka ukrywająca się w trawie przed kotem”. Daj im „pigułkę energii” (może to być rodzynka na wysuniętej dłoni), aby miały siłę posprzątać. Jeżeli natchniesz dzieci duchem zabawy, to można przeobrazić nawet najnudniejsze zadanie.
Na twarzach uczestników zajęć malowały się rozmaite odczucia: od zaintrygowania do irytacji. Michael się uśmiechał. Mogłabym się założyć, że przyszedł mu już do głowy jakiś dziki pomysł. Maria wydawała się bliska rozpaczy.
– Czy nie ma takich sytuacji, kiedy dziecko powinno po prostu zrobić to, co rodzice mu każą? Czy naprawdę muszę zamieniać każdy