że jest istotą śmiertelną, spływały po nim jak woda po kaczce. Kiedy chodziliśmy po górach, często go ostrzegałam, żeby nie zbliżał się do krawędzi urwiska:
– Możesz spaść i zrobić sobie krzywdę.
Jaka była standardowa odpowiedź?
– Wcale nie – rzucał bez zastanowienia.
Lepsze efekty dawało zwrócenie się do niego w inny sposób:
– Ogarnia mnie strach, gdy widzę chłopca, który zbliża się do krawędzi urwiska. Boję się, że połamie sobie kości! Czuję się lepiej, gdy stoisz w tym miejscu i ani trochę dalej.
Jeśli był w swoim zwykłym ugodowym nastroju, to bez problemu mnie słuchał. Jeżeli nie, to sama musiałam go przesunąć w bardziej bezpieczne miejsce. Nie dawało się wpoić mu poczucia strachu, ale na ogół chętnie spełniał prośby swojej nerwowej matki.
Odkąd na świat przyszło drugie dziecko, w moim domu jest tak, jakby pojawili się Kain i Abel. Kiedy Benjamin robi krzywdę Isabel, dostaję szału. Zwykle wykrzykuję to, co mi przyjdzie do głowy:
– Nie popychaj siostry! Jest jeszcze mała! Robisz jej krzywdę! To podłe!
Reaguje na to bardzo niegrzecznie. Czasami dosłownie śmieje mi się w twarz.
W tym tygodniu zamiast krzyczeć, zaczęłam mówić, co czuję.
– Kiedy widzę, jak jedno dziecko robi krzywdę drugiemu, to jestem zła!
Muszę przyznać, że metoda jest skuteczna! Benjamin przestaje dokuczać siostrze, nie śmieje się ani nie ucieka. Wczoraj przed snem to on mi powiedział, co czuje. Skakał po łóżku i punktując każde słowo podskokiem, mówił:
– Jestem… zły… na… ciebie!
Nietrudno było zgadnąć dlaczego. Isabel miała gorączkę, więc cały dzień nosiłam ją na rękach. Powiedziałam do Benjamina:
– To denerwujące, kiedy siostra jest chora! Bo mama zajmuje się tylko nią.
Skakał dalej, nim w końcu opadł na łóżko, a ja chwaliłam każdy podskok:
– O rety, prawie dotknąłeś sufitu. Prawie wzleciałeś w powietrze jak ptak. Prawie dotarłeś w kosmos!
Powiedziałam mu też:
– Kiedy jesteś zły, potrafisz powiedzieć o tym słowami, zamiast bić. Jesteś w tym coraz lepszy, a to nie jest łatwe.
Wślizgnął się na moje kolana i się przytulił!
Czuję, że ten język pomaga nam przywrócić bliski kontakt, jaki mieliśmy przed narodzinami Isabel, zanim zamienił się w szorstkiego starszego brata, a ja w rozgniewaną matkę.
Kiedy w ostatniej historii Maria powiedziała Benjaminowi, że jest zła, zrobiła to w wyjątkowo umiejętny sposób, bo uniknęła zwracania się w drugiej osobie.
Powiedziała: „Kiedy widzę, jak jedno dziecko robi krzywdę drugiemu, to jestem zła!”, zamiast mówić: „Kiedy widzę, jak robisz krzywdę swojej siostrze…”.
Kiedy wyrażamy rozdrażnienie, irytację czy gniew, musimy pamiętać, aby nie zwracać się w drugiej osobie.
Forma „ty” jest oskarżycielska. Gdy tylko dziecko ją słyszy, zbiera siły do obrony. Może się wówczas kłócić, niegrzecznie śmiać, uciec albo też wpaść w złość. Jeśli potrafimy zrezygnować z formy drugiej osoby, to prawdopodobnie szybciej nakłonimy dziecko do współpracy.
Jest przecież kolosalna różnica między zdaniami: „Zobacz, jaki zrobiłeś bałagan!” a „Nie podoba mi się, że jedzenie leży na podłodze!”.
Na pierwsze stwierdzenie dziecko przypuszczalnie odpowie: „Ja tego nie zrobiłem!”, „Dlaczego na mnie krzyczysz? To wina Johnny’ego”, „Co mnie to obchodzi?”. Drugie sformułowanie pozwala pomyśleć: „Aha, mama naprawdę nie lubi, jak krakersy leżą na dywanie. Lepiej je pozbieram”.
Kiedy widzisz, że dziecko robi coś niebezpiecznego, to zazwyczaj nie pomaga standardowe zdanie: „Przestań, bo zrobisz sobie krzywdę!”, na które zwykle usłyszysz klasyczną odpowiedź: „Wcale nie”.
Bardziej skuteczne jest opisanie własnych uczuć bez stosowania formy „ty”. „Boję się, kiedy widzę, że ktoś skacze dookoła kuchenki, kiedy gotuję. Obawiam się oparzenia”.
Gdy dziecko żąda: „Daj mi soku!”, nie zawracaj sobie głowy mówieniem: „Jesteś niegrzeczna!”. Nazywanie córki w ten sposób nie pomoże jej nauczyć się uprzejmości. Raczej sprowokuje do powiedzenia: „Ty też jesteś niegrzeczna!”.
Uzyskasz lepszy skutek, jeśli powiesz jej, jak się czujesz: „Nie lubię, jak się na mnie krzyczy. To nie zachęca mnie do pomocy. Lubię słyszeć: »Mamo, czy mogę prosić o sok?«”.
Często bywa tak, że dzieci dobrze reagują, jeśli nauczymy ich słów, których mogą użyć, gdy chcą coś dostać. Im młodsze dziecko, tym bardziej bezpośrednio możesz mu podsuwać słowa, które chcesz usłyszeć.
Nawet gdy używasz idealnego słownictwa, małemu dziecku trudno jest powstrzymać w obecności dorosłego silne negatywne uczucia. Oszczędnie posługuj się słowami: zły i wściekły. Jeśli dziecko nie ma się czuć atakowane, to lepiej stosować takie słowa, jak: zdenerwowany, sfrustrowany, czy sformułowania: nie lubię (nie podoba mi się), gdy.
Pamiętam, jak jedna z uczestniczek warsztatów powiedziała, że jest sfrustrowana tym, że zawsze kończymy zajęcia z opóźnieniem. Wyjaśniła, że często opuszcza przez to koniec sesji, bo musi wrócić do domu, żeby zwolnić opiekunkę. Poczułam się rozczarowana. Myślałam, że idę ludziom na rękę, opóźniając rozpoczęcie zajęć, a tymczasem okazało się, że utrudniam życie tej jednej mamie, która była zmuszona punktualnie wychodzić. Przeprosiłam ją i postanowiłam zapowiedzieć grupie, że będę zaczynać zajęcia o wyznaczonej porze.
A gdyby ta mama powiedziała, że jest wściekła, bo zawsze opóźniam początek zajęć? Jestem pewna, że moja reakcja byłaby inna. Poczułabym się zaatakowana i być może zastanawiałabym się, czy kobieta nie jest trochę niezrównoważona. Być może starałabym się jej unikać w przyszłości.
Zachowaj wściekłość na sytuacje, kiedy już nie da się jej uniknąć. Dziecko pacnęło cię w nos, ubrudziło kota melasą, spłukało twoją ślubną obrączkę w toalecie. Wściekłość nie nadaje się na codzienną przyprawę związku!
Jeśli powtarzasz w kółko tę samą prośbę i już masz dosyć słuchania własnego głosu, to może pora napisać liścik. To nic, że dziecko nie umie jeszcze czytać. Słowo pisane ma tajemniczą moc, której brakuje słowu mówionemu. Liścik może się okazać bardziej skuteczny niż ględzenie.
Przeklęty czas kąpieli – to była jedna z powtarzających się bitew, którą udało się zakończyć dzięki liścikowi. Możesz oczywiście wrzucić dziecko siłą do wanny, jeśli nie boisz się o swój kręgosłup. Moje dzieci wynajdowały tyle sposobów oporu i przeciągania sprawy, że na samą myśl o kąpieli robiłam się zmęczona i poirytowana. Zaczęłam się wręcz zastanawiać: „Dlaczego dzieci mają być czyste? Ile czasu mogę ich nie kąpać? Kilka dni? Tygodni? Czy nauczyciele coś zauważą?”.