na raka i choroby serca, albo po prostu ze starości17. (Nawiasem mówiąc, rak i choroby układu krążenia nie są oczywiście nowymi chorobami – znane są od starożytności. W ubiegłych epokach jednakże relatywnie niewiele ludzi żyło na tyle długo, by na nie umrzeć).
Wiele osób obawia się, że to tylko chwilowe zwycięstwo, a tuż za kolejnym zakrętem czai się jakiś nieznany kuzyn czarnej śmierci. Nikt nie może zagwarantować, że jakiś upiorny powrót groźnych plag rzeczywiście nie nastąpi, ale mamy realne podstawy, żeby uważać, że w wyścigu zbrojeń między lekarzami a zarazkami ci pierwsi będą szybsi. Nowe choroby zakaźne pojawiają się przeważnie na skutek przypadkowych mutacji w genomach patogenów. Te mutacje pozwalają chorobotwórczym drobnoustrojom przenosić się ze zwierząt na ludzi, pokonywać układ odpornościowy człowieka albo opierać się takim lekom jak antybiotyki. Dzisiaj tego rodzaju mutacje pojawiają się i szerzą prawdopodobnie szybciej niż w przeszłości z powodu wpływu, jaki człowiek wywiera na środowisko18. Jednak w wyścigu z medycyną patogeny zależą ostatecznie od ślepego losu.
Lekarze natomiast liczą na coś więcej niż zwykły łut szczęścia. Chociaż faktycznie nauka wiele zawdzięcza szczęśliwemu trafowi, lekarze nie postępują w ten sposób, że mieszają po prostu w probówkach różne substancje w nadziei przypadkowego wynalezienia jakiegoś nowego leku. Nie: z każdym kolejnym rokiem lekarze gromadzą coraz więcej wiedzy, a dzięki niej opracowują coraz skuteczniejsze leki i terapie. A zatem, chociaż w połowie XXI wieku bez wątpienia będziemy musieli stawiać czoło dużo odporniejszym zarazkom, w 2050 roku medycyna prawdopodobnie będzie radziła sobie z nimi skuteczniej niż dzisiaj19.
W 2015 roku lekarze ogłosili odkrycie całkowicie nowego typu antybiotyku – teiksobaktyny – na który bakterie jeszcze nie są oporne. Część badaczy uważa, że teiksobaktyna może całkowicie zmienić zasady gry w walce z zarazkami wykazującymi silną oporność20. Naukowcy zajmują się również opracowywaniem rewolucyjnych nowych metod leczenia, które wykorzystują sposoby walki z chorobami radykalnie odmienne od wcześniejszych. Na przykład w pewnych laboratoriach badawczych istnieją już nanoroboty, które być może pewnego dnia da się wpuścić nam do krwiobiegu, by rozpoznawały choroby i zabijały patogeny oraz komórki rakowe21. Może mikroorganizmy mają cztery miliardy lat łącznego doświadczenia w zwalczaniu organicznych wrogów, ale ich doświadczenie w walce z bionicznymi drapieżnikami jest dokładnie zerowe, a zatem byłoby im bardzo trudno wypracować skuteczne mechanizmy obronne.
Jasne, nie możemy mieć pewności, że nasz świat nie doświadczy jakiegoś nowego wybuchu eboli albo nieznanej odmiany grypy, która wybije miliony. Ale nawet gdy się tak stanie, nie uznamy tego za nieuniknioną naturalną katastrofę. Raczej potraktujemy to jako niewybaczalne ludzkie niedopatrzenie i będziemy szukali winnych, by pociągnąć ich do odpowiedzialności. Kiedy pod koniec lata 2014 roku przez kilka przerażających tygodni zdawało się, że ebola zaczyna wygrywać ze światowymi instytucjami zajmującymi się zdrowiem, zaczęto pospiesznie tworzyć komisje śledcze. Wstępny raport opublikowany 18 października 2014 roku krytykował Światową Organizację Zdrowia za niezadowalającą reakcję na wybuch epidemii, a winę za nią przypisywano korupcji i niewydolności panującym w afrykańskim oddziale WHO. W dalszej kolejności krytykę kierowano przeciwko całej społeczności międzynarodowej, twierdząc, że nie odpowiedziała na ebolę wystarczająco szybko i zdecydowanie. Za tą krytyczną oceną stoi założenie, że ludzkość dysponuje wiedzą i narzędziami umożliwiającymi zapobieganie zarazom, wobec tego kiedy epidemia wymyka się spod kontroli, wynika to raczej z ludzkiej nieudolności niż z boskiego gniewu. Podobnie fakt, że w Afryce miliony osób wciąż zarażają się AIDS i umierają z tego powodu tyle lat po rozpoznaniu przez lekarzy mechanizmu choroby, słusznie uważa się raczej za rezultat ludzkich zaniedbań niż zrządzenie okrutnego losu.
A zatem w walce z naturalnymi katastrofami, takimi jak AIDS i ebola, szala przechyla się na korzyść ludzkości. Co jednak powiemy o zagrożeniach tkwiących w samej naturze człowieka? Biotechnologia pozwala nam pokonywać bakterie i wirusy, ale równocześnie sprawia, że sami stajemy się niespotykanym wcześniej zagrożeniem. Te same narzędzia, które pozwalają lekarzom szybko rozpoznawać i leczyć nowe choroby, mogą również umożliwiać armiom i terrorystom konstruować jeszcze straszniejsze choroby i katastrofalne w skutkach patogeny. Dlatego w przyszłości poważne epidemie będą prawdopodobnie wciąż zagrażały ludzkości tylko wtedy, gdy sama ludzkość będzie je tworzyła – w służbie jakiejś bezwzględnej ideologii. Epoka, w której ludzkość pozostawała bezradna w obliczu naturalnych epidemii, prawdopodobnie się skończyła. Może się jednak zdarzyć, że jeszcze do niej zatęsknimy.
Trzecia dobra wiadomość jest taka, że wojny już nie panoszą się na świecie. W ciągu całych dotychczasowych dziejów ludzie traktowali wojnę jako rzecz oczywistą, podczas gdy pokój był stanem chwilowym i niepewnym. Stosunkami międzynarodowymi rządziło prawo dżungli, zgodnie z którym nawet jeśli dwa państwa żyły ze sobą w pokoju, wojna między nimi zawsze pozostawała możliwa. Na przykład, chociaż w 1913 roku między Niemcami a Francją panował pokój, wszyscy wiedzieli, że w 1914 roku oba kraje mogą rzucić się sobie do gardeł. Ilekroć politycy, generałowie, przedsiębiorcy i zwykli obywatele planowali cokolwiek na przyszłość, zawsze uwzględniali wojnę. Od epoki kamienia do wieku pary, od Arktyki do Sahary każdy człowiek na świecie wiedział, że w każdej chwili sąsiedzi mogą najechać jego terytorium, pokonać jego armię, wymordować jego lud i zająć jego teren.
W drugiej połowie XX stulecia to prawo dżungli w końcu zduszono. Na większości obszarów wojny stały się rzadsze niż kiedykolwiek wcześniej. W dawnych społeczeństwach rolniczych przemoc stosowana przez ludzi odpowiadała za mniej więcej 15 procent wszystkich zgonów, ale już w XX stuleciu była powodem tylko 5 procent ogólnej ich liczby, a na początku XXI wieku można jej przypisać w przybliżeniu 1 procent globalnej umieralności22. W 2012 roku na całym świecie zmarło około 56 milionów osób; 620 tysięcy z nich zginęło w wyniku ludzkiej przemocy (wojna pochłonęła 120 tysięcy ofiar, a przestępczość kolejnych 500 tysięcy). Natomiast 800 tysięcy popełniło samobójstwo, a 1,5 miliona zmarło na cukrzycę23. Cukier jest obecnie groźniejszy niż proch.
Co ważniejsze, większa część ludzkości zaczyna uważać wojnę za coś po prostu nie do pomyślenia. Po raz pierwszy w dziejach tak wiele rządów, korporacji i osób prywatnych w swoich rozważaniach nad najbliższą przyszłością nie traktuje wojny jako prawdopodobnego wydarzenia. Wynalezienie broni jądrowej sprawiło, że potencjalna wojna między supermocarstwami stałaby się szalonym aktem zbiorowego samobójstwa, dlatego najpotężniejsze państwa na ziemi zostały zmuszone do znalezienia alternatywnych i pokojowych sposobów rozwiązywania konfliktów. Równocześnie globalna gospodarka przekształciła się z gospodarki opartej na surowcach w gospodarkę opartą na wiedzy. Wcześniej głównymi źródłami bogactwa były zasoby surowców, takie jak kopalnie złota, pola pszenicy i szyby naftowe. Dzisiaj głównym źródłem bogactwa jest wiedza. A o ile pola naftowe da się zdobyć w wyniku wojny, o tyle wiedzy już się tak nie nabędzie. Odkąd zatem wiedza stała się najważniejszym bogactwem ekonomicznym, rentowność wojny spadła i wojny zaczęły ograniczać się coraz bardziej do tych części świata, których staroświecka gospodarka wciąż opiera się na surowcach – jak na przykład Bliski Wschód i Afryka Środkowa.
W 1998 roku zajęcie i plądrowanie zasobnych w koltan kopalń w sąsiednim Kongu miało sens z punktu widzenia Rwandy, ponieważ istniało ogromne zapotrzebowanie na tę rudę, wykorzystywaną