Yuval Noah Harari

Homo deus


Скачать книгу

zarazy i wojny, to ich miejsce w planach ludzkości zajmie na pewno coś innego. Lepiej, żebyśmy porządnie się zastanowili, co to będzie. W innym wypadku mogłoby się zdarzyć, że odniesiemy pełne zwycięstwo na dawnych polach bitew tylko po to, by dać się zaskoczyć na całkiem nowych frontach. Jakie projekty zastąpią głód, zarazę i wojnę na liście priorytetów ludzkości w XXI wieku?

      Jednym z głównych takich projektów będzie ochrona ludzkości i całej planety przed zagrożeniami tkwiącymi w samej naszej władzy nad światem. Głód, zarazę i wojnę udało nam się opanować w dużej mierze dzięki niezwykłemu rozwojowi ekonomicznemu, który zapewnia nam obfitość jedzenia, lekarstw, energii i surowców. Jednak ten sam rozwój na niezliczone sposoby destabilizuje równowagę ekologiczną planety – a sposoby te dopiero zaczęliśmy badać. Ludzkość zwlekała z uznaniem tego niebezpieczeństwa i dotychczas zrobiła bardzo niewiele, by mu zaradzić. Mimo całego hałasu wokół zanieczyszczenia środowiska, globalnego ocieplenia i zmiany klimatu większość krajów nie zdobyła się jeszcze na żadne poważne ekonomiczne ani polityczne poświęcenia, by poprawić tę sytuację. Ilekroć przychodzi moment, gdy trzeba wybierać między wzrostem gospodarczym a stabilnością ekologiczną, politycy, dyrektorzy i wyborcy prawie zawsze wolą stawiać na wzrost. W XXI wieku będziemy musieli bardziej się postarać, jeśli mamy uniknąć katastrofy.

      Do czego jeszcze będzie dążyła ludzkość? Czy wystarczy nam to, co mamy? Czy dziękując za to Bogu, zadowolimy się ograniczaniem głodu, zarazy i wojny oraz dbaniem o zachowanie równowagi ekologicznej? Być może rzeczywiście byłby to najmądrzejszy kierunek działania, ale bardzo mało prawdopodobne, by ludzkość go obrała. Ludzie rzadko zadowalają się tym, co mają. Najczęstszą reakcją ludzkiego umysłu na osiągnięcie czegoś nie jest zadowolenie, ale pragnienie sięgnięcia po jeszcze więcej. Ludzie zawsze poszukują czegoś lepszego, większego, smaczniejszego. Kiedy ludzkość posiądzie ogromne nowe możliwości i kiedy w końcu zniknie zagrożenie głodem, zarazą i wojną, czym się wtedy zajmiemy? Co będą robić całymi dniami naukowcy, inwestorzy, bankierzy i prezesi? Pisać wiersze?

      Sukces rodzi ambicję, a nasze ostatnie osiągnięcia motywują teraz ludzkość do tego, by wytyczać sobie jeszcze śmielsze cele. Skoro zapewniliśmy sobie niespotykany dotąd poziom dobrobytu, zdrowia i harmonii, skoro tak wiele osiągnęliśmy, a jednocześnie wiemy, jakie wartości obecnie wyznajemy, możemy przypuszczać, że kolejnym celem ludzkości będzie nieśmiertelność, szczęście i status bogów. Zredukowaliśmy umieralność w wyniku głodu, choroby i przemocy: teraz będziemy zmierzali do tego, by pokonać starość, a nawet samą śmierć. Wydźwignęliśmy ludzi z koszmarnej udręki: teraz zajmiemy się tym, by dać im szczęście. Podnieśliśmy ludzkość ponad właściwy zwierzętom poziom walki o przetrwanie: teraz naszym celem będzie awansowanie ludzi do poziomu bogów i przekształcenie gatunku homo sapienshomo deus.

Ostatnie dni śmierci

      W XXI wieku ludzie prawdopodobnie podejmą poważną próbę osiągnięcia nieśmiertelności. Walka ze starością i śmiercią będzie tylko kontynuacją uświęconego tradycją zmagania z głodem i chorobą, będzie przejawem przywiązania do najwyższej wartości współczesnej kultury: wartości ludzkiego życia. Ciągle słyszymy, że ludzkie życie jest najświętszą rzeczą we wszechświecie. Wszyscy to mówią: nauczyciele w szkołach, politycy w parlamentach, adwokaci w sądach i aktorzy na scenach teatrów. Przyjęta przez ONZ po drugiej wojnie światowej Powszechna deklaracja praw człowieka – która jest być może dokumentem najbardziej zbliżonym do globalnej konstytucji – kategorycznie stwierdza, że „prawo do życia” jest najbardziej fundamentalną wartością ludzkości. Skoro śmierć bez wątpienia narusza to prawo, śmierć jest zbrodnią przeciwko ludzkości i powinniśmy prowadzić z nią wojnę totalną.

      Przez całe dzieje religie i ideologie nie przyznawały świętości samemu życiu. Święte było dla nich zawsze coś, co znajdowało się powyżej albo po drugiej stronie ziemskiego istnienia, i dlatego całkiem łatwo przychodziło im akceptowanie śmierci. Niektóre religie znajdowały wręcz jawne upodobanie w myśli o czekającej na nas kostusze. Ponieważ chrześcijaństwo, islam i hinduizm sens ludzkiego istnienia upatrywały w tym, że decyduje ono o naszym losie w życiu przyszłym, religie te traktowały śmierć jako niezbędny i pozytywny element świata. Ludzie umierali, ponieważ tak zawyrokował Bóg, a chwila śmierci była świętym, metafizycznym doświadczeniem, w którym rozbłyska pełny sens życia. Kiedy człowiek miał wydać swe ostatnie tchnienie, nadchodził czas, by wezwać księdza, rabina czy szamana, by sporządzić bilans życia i zaakceptować swoją prawdziwą rolę we wszechświecie. Spróbujmy wyobrazić sobie chrześcijaństwo, islam albo hinduizm w świecie bez śmierci – a zatem świecie bez nieba, piekła czy reinkarnacji.

      Współczesna nauka i współczesna kultura mają zupełnie inne podejście do życia i śmierci. Nie uważają śmierci za jakąś metafizyczną tajemnicę i z całą pewnością nie widzą w niej źródła sensu życia. Dla współczesnych ludzi śmierć jest raczej problemem technicznym, który możemy i powinniśmy rozwiązać.

      Jak dokładnie ludzie umierają? Średniowieczne bajeczki przedstawiały śmierć jako zakapturzoną postać w czarnej pelerynie, trzymającą wielką kosę. Człowiek żyje sobie normalnie, ma swoje zmartwienia i zajęcia, a tu nagle pojawia się przed nim kostucha, szturcha go w ramię kościstym palcem i mówi: „Chodź!”. Wtedy człowiek błaga ją: „Nie, proszę! Daj mi jeszcze rok, miesiąc, dzień!”. Ale postać w kapturze świszczącym głosem odpowiada: „Nie! Musisz pójść ze mną TERAZ!”. No i tak właśnie umieramy.

      5. Personifikacja śmierci jako kostuchy w średniowiecznej sztuce.

      W rzeczywistości jednak ludzie nie umierają dlatego, że jakaś postać w czarnej pelerynie szturchnie ich parę razy w ramię, ani dlatego, że tak zarządził Bóg, ani dlatego, że śmiertelność jest niezbędnym elementem jakiegoś wielkiego kosmicznego planu. Ludzie zawsze umierają z powodu jakiejś technicznej usterki. Serce przestaje pompować krew. Tętnicę główną zatykają złogi tłuszczu. Wątrobę zajmują komórki rakowe. W płucach mnożą się zarazki. A co jest przyczyną wszystkich tych technicznych problemów? Inne techniczne problemy. Serce przestaje pompować krew, ponieważ do mięśnia sercowego nie dociera wystarczająca ilość tlenu. Komórki rakowe zajmują jakiś organ, ponieważ przypadkowa mutacja genetyczna zmienia ich instrukcje. Zarazki zagnieździły mi się w płucach, ponieważ ktoś kichnął w metrze. Nie ma w tym nic metafizycznego. To wszystko problemy techniczne.

      A każdy problem techniczny ma techniczne rozwiązanie. Nie musimy czekać na powtórne przyjście Chrystusa, by przezwyciężyć śmierć. Może to zrobić paru geeków w laboratorium. O ile tradycyjnie śmierć była specjalnością kapłanów i teologów, o tyle teraz pałeczkę przejmują inżynierowie. Potrafimy zabić komórki rakowe dzięki chemioterapii albo nanorobotom. Potrafimy wytępić zarazki w płucach za pomocą antybiotyków. Jeśli serce przestaje pompować krew, potrafimy je na nowo pobudzić do działania lekami i wstrząsami elektrycznymi – a jeśli to się nie udaje, możemy wszczepić nowe serce. To prawda, obecnie nie mamy rozwiązań wszystkich technicznych problemów. Ale właśnie dlatego tyle czasu i pieniędzy inwestujemy w badania nad rakiem, zarazkami, genetyką i nanotechnologią.

      Nawet zwykli ludzie, którzy nie uczestniczą w badaniach naukowych, przywykli myśleć o śmierci jak o problemie technicznym. Kiedy do lekarza przychodzi kobieta i pyta: „Panie doktorze, co mi jest?”, lekarz prawdopodobnie odpowie: „Cóż, ma pani grypę” albo: „Ma pani gruźlicę”, albo: „Ma pani raka”. Ale nigdy nie powie: „Ma pani śmierć”. Zgodnie uważamy, że grypa, gruźlica i rak to problemy techniczne, na które pewnego dnia możemy znaleźć techniczne rozwiązanie.

      Nawet kiedy ktoś zginie w huraganie, wypadku samochodowym