Camilla Lackberg

Niemiecki bękart (wyd. 3)


Скачать книгу

pożegnanie przed wypłynięciem na morze mogło być ostatnim. Ale trzeba było pracować. Nie było wyboru. Ładunek musiał być dostarczony, a połów przywieziony na ląd. Taka była rzeczywistość, i w czasie wojny, i w czasie pokoju. Należało się cieszyć, że w ogóle zezwolono na utrzymanie lokalnych połączeń handlowych z Norwegią. Uchodziły za bezpieczniejsze od tak zwanych połączeń gwarantowanych poza blokadą3. Łodzie z Fjällbacki mogły nadal wypływać na połowy, choć ryb było mniej niż dawniej. Dało się to uzupełnić frachtem do portów Norwegii i z powrotem. Ojciec Elsy najczęściej przywoził z Norwegii lód, a przy odrobinie szczęścia miał ładunek również, kiedy płynął w tamtą stronę.

      – Wolałabym jednak… – Hilma umilkła, a potem podjęła na nowo: – …wolałabym tylko, żeby był trochę ostrożniejszy.

      – Kto? Ojciec? – spytała Elsy, chociaż dobrze wiedziała, kogo matka ma na myśli.

      – Tak… – Hilma wypiła łyk i skrzywiła się. – Tym razem zabrał ze sobą chłopaka od doktora… To się nie może dobrze skończyć, tyle ci powiem.

      – Axel jest odważny, a ojciec chce pomóc, na ile potrafi.

      – Ale to niebezpieczne. – Hilma potrząsnęła głową. – Ten chłopak na pokładzie i ci jego przyjaciele… Boję się, że ściągnie nieszczęście na ojca i na tamtych.

      – Musimy robić, co się da, żeby pomóc Norwegom – cicho powiedziała Elsy. – A gdyby nas to spotkało? Też oczekiwalibyśmy od nich pomocy. Axel i jego przyjaciele robią wiele dobrego.

      – Dość tego. Idziesz wreszcie po tę wodę? – burknęła Hilma, wstając, aby przy zlewie przetrzeć filiżankę.

      Elsy nie czuła się urażona. Rozumiała, że matka burczy, bo się niepokoi. Rzuciła okiem na jej przedwcześnie zgarbione plecy, wzięła wiadro i poszła do studni.

      Spacer sprawił Patrikowi przyjemność. Nawet go to zdziwiło. Od ładnych paru lat nie ćwiczył regularnie, ale gdyby teraz, podczas urlopu, codziennie chodził na długi spacer, może udałoby mu się pozbyć początków brzuszka. Erika pilnowała, żeby w domu nie było słodyczy. Dzięki temu on też zgubił parę kilogramów.

      Minął stację benzynową OK/Q8 i szybkim krokiem szedł na południe. Zamierzał dojść do młyna i tam zawrócić. Maja wesoło paplała, siedząc przodem do kierunku jazdy. Uwielbiała spacery i witała się ze wszystkimi, wołając „hej” i uśmiechając się szeroko. Istne słoneczko, chociaż potrafiła być niezłym ziółkiem. To na pewno po Erice, pomyślał Patrik.

      Szedł przed siebie, coraz bardziej zadowolony z życia. Wszystko zaczęło się świetnie układać. Nareszcie są z Eriką u siebie, sami. Nie miał nic przeciwko Annie i jej dzieciom, ale wielomiesięczne życie pod jednym dachem było trochę męczące. I jeszcze ta historia z matką. Martwił się tym. Czuł się, jakby tkwił między młotem a kowadłem. Rozumiał Erikę. Złościło ją, że matka wpada bez uprzedzenia i z miejsca zaczyna wygłaszać uwagi na temat ich sposobu prowadzenia domu i opieki nad Mają. Wolałby jednak, żeby Erika reagowała tak jak on, żeby udawała, że nie słyszy. Zresztą mogłaby okazać jego matce trochę więcej zrozumienia. Mieszkała sama, poza synem i jego rodziną nie ma tu nikogo. Siostra Patrika, Lotta, mieszkała w Göteborgu, i chociaż to nie drugi koniec świata, matka miała bliżej do nich. Poza tym bardzo im pomagała. Kilka razy została z Mają, dzięki czemu mógł pójść z Eriką do restauracji… Erika mogłaby częściej dostrzegać plusy.

      – Patś, patś!

      Maja z podnieceniem wskazała paluszkiem pasące się na łące koniki Rimfaxe. Patrik nie przepadał za tą rasą, ale gotów był przyznać, że konie fiordzkie są rzeczywiście bardzo ładne. A do tego wyglądają niegroźnie. Przystanęli na chwilę, żeby popatrzeć, i Patrik zanotował w pamięci, by następnym razem zabrać trochę jabłek albo marchewek. Gdy Maja napatrzyła się do syta, znów ruszył przed siebie. Pokonał ostatni odcinek drogi do młyna, a potem zawrócił do Fjällbacki.

      Patrzył, jak zwykle z fascynacją, na wieżę kościoła wznoszącą się wyniośle nad szczytem wzgórza. I wtedy ujrzał znajomy samochód. Jechał bez koguta, nie na sygnale, więc sprawa chyba nie była pilna. A mimo to Patrik poczuł, że tętno mu przyśpiesza. Samochód zjeżdżał już ze szczytu, gdy Patrik dostrzegł za nim drugi. Zmarszczył czoło. Obydwa radiowozy, naraz. To musi być coś ważnego. Pomachał, gdy od samochodu dzieliło go tylko sto metrów. Samochód zwolnił i Patrik podszedł do siedzącego za kierownicą Martina. Maja z zachwytem machała rączkami. W jej świecie każde wydarzenie zapowiadało coś fajnego.

      – Cześć, Hedström. Na spacerku z córeczką? – odezwał się Martin, kiwając ręką do Mai.

      – Tak, trzeba dbać o formę… Co się stało, że jedziecie dwoma wozami?

      Za nim zatrzymał się drugi samochód. Patrik kiwnął ręką Bertilowi i Göście.

      – Cześć, jestem Paula Morales.

      Patrik dopiero teraz dostrzegł, że obok Martina siedzi nieznajoma kobieta w policyjnym mundurze. Chwycił jej wyciągniętą rękę i przedstawił się.

      – Dostaliśmy zgłoszenie o znalezieniu zwłok. Tu, niedaleko – odparł Martin.

      – Podejrzewacie zabójstwo? – Patrik zmarszczył czoło.

      Martin rozłożył ręce.

      – Nic więcej nie wiemy. Dzwoniło dwóch chłopaków, że znaleźli nieboszczyka.

      Stojący z tyłu samochód zatrąbił, Maja aż podskoczyła w wózku.

      – Wiesz co – szybko powiedział Martin – nie mógłbyś wskoczyć do samochodu i jechać z nami? Jakoś nie za dobrze się czuję z… no wiesz, z kim… – Wskazał głową drugi samochód.

      – Niby jak? – powiedział Patrik. – Jestem z małą… i formalnie rzecz biorąc, jestem na urlopie.

      – Proszę. – Martin przekrzywił głowę. – Jedź z nami. Rzucisz tylko okiem, a potem was podwiozę do domu. Wózek zmieści się w bagażniku.

      – A fotelik dla dziecka?

      – Racja. No to przyjdź do nas. To niedaleko, zaraz za rogiem. Pierwsza przecznica w prawo, drugi dom po lewej stronie. Na skrzynce jest nazwisko Frankel.

      Patrik wahał się chwilę. Po następnym klaksonie z drugiego samochodu podjął decyzję.

      – Dobrze, przyjdę i rzucę okiem. Będziesz musiał się zająć Mają, gdy będę w środku. I ani słowa Erice. Dostanie szału, jeśli się dowie, że zabrałem Maję na akcję.

      – Przyrzekam. – Martin mrugnął do niego. Machnął ręką Bertilowi i Göście, a potem wrzucił jedynkę. – Do zobaczenia.

      – Okej – odparł Patrik, chociaż czuł, że będzie tego żałował.

      Ciekawość wzięła jednak górę nad instynktem samozachowawczym. Odwrócił wózek i szybkim krokiem poszedł w kierunku Hamburgsund.

      – Wszystkie sosnowe meble mają stąd wyjechać! – Anna wzięła się pod boki i zrobiła groźną minę.

      – Ale co w nich złego? – spytał Dan, drapiąc się w głowę.

      – Są brzydkie! Jeszcze jakieś pytania? – Anna nie mogła się powstrzymać od śmiechu. – Nie bądź taki przerażony, kochanie… Będę się jednak upierać, że nie ma nic brzydszego od tych mebli. A najgorsze jest łóżko. Poza tym nie chcę spać w łóżku, w którym spałeś z Pernillą.