Michele Campbell

Winny jest zawsze mąż


Скачать книгу

przelotny romans. A jeśli chodzi o całą resztę, musisz porozmawiać z prawnikiem. I to dobrym. Puść Ethana z torbami, a od razu poczujesz się lepiej.

      Aubrey pokręciła głową.

      – To nie będzie wystarczająca kara za takie świństwo. Jestem na nich wściekła. Jak mogłam być tak zaślepiona?

      – Lubisz widzieć w ludziach to, co najlepsze.

      – Chciałaś powiedzieć, że jestem głupia.

      Jenny westchnęła.

      – Cieszę się, że wreszcie poznałaś się na Kate. Mam na myśli nie tylko ten romans, ale… – Jenny zerknęła przez ramię, po czym podeszła do drzwi i zasunęła je. – Wiesz, o czym mówię. Jest tu reporter z „Registera”, właśnie szuka Kate. Niepokoi mnie, czego może od niej chcieć.

      Aubrey skupiła wzrok na Jenny, jakby dopiero teraz ją zauważyła. Zmrużyła oczy.

      – Myślisz, że chce wypytać Kate o… o nasz pierwszy rok?

      – Nie mam pewności, ale tego się obawiam. Nie możemy pozwolić, żeby te brudy znów wypłynęły, nie teraz.

      Aubrey wzięła szklankę i ostrożnie upiła łyk wody. Nagle jej wzrok się wyostrzył.

      – Czemu nie? Może właśnie na to sobie zasłużyła.

      – Co? Chyba nie mówisz poważnie.

      – Zastanów się przez chwilę. Gdybyśmy powiedziały ludziom, co naprawdę się stało tamtego wieczoru, Kate miałaby poważne kłopoty. Pewnie zainteresowałaby się tym policja, a ona mogłaby nawet trafić do więzienia. – Na twarzy Aubrey pojawił się nieprzyjemny uśmiech.

      – To szaleństwo. Nie możesz tego zrobić – powiedziała Jenny, drżąc.

      – Dlaczego nie?

      – Nie możemy teraz zmienić zeznań. Byłaś jej najzacieklejszą obrończynią, Aubrey. Zawsze powtarzałaś, że to nie była jej wina. Powtarzasz to od dwudziestu lat.

      – Zmiana zeznań nie musi oznaczać, że przedtem kłamałam. Może wcześniej się myliłam. Może przypomniało mi się coś nowego.

      – Nie. Jeżeli komuś powiesz albo, nie daj Boże, pójdziesz na policję, wszystko do nas wróci. Obie tam byłyśmy tamtego wieczoru. Obie składałyśmy zeznania.

      – A może mam gdzieś konsekwencje?

      – Ale ja nie. Jestem burmistrzem Belle River. Mam rodzinę i firmę. Nie mogę sobie pozwolić na skandal.

      – Ja też mam co chronić.

      – Dobrze, ale… – Jenny umilkła, zastanawiając się, ile może jej powiedzieć. Aubrey zacisnęła szczękę w gniewnym uporze. Gdyby Jenny nie zaryzykowała i nie powiedziała jej, o co tak naprawdę toczy się gra, Aubrey mogła okazać się na tyle szalona, by wszystko ujawnić. Jenny nie mogła na to pozwolić. – Posłuchaj, Aubrey, za tym wszystkim kryje się coś więcej niż tylko jakiś stary skandal z lat studenckich. Nigdy nie powiedziałam Timowi, co się stało tamtego wieczoru. Gdybyś teraz zaczęła opowiadać coś innego, mogłabyś poważnie zaszkodzić mojemu małżeństwu.

      – Nie powiedziałaś Timowi prawdy?

      – Nie.

      – Jak mogłaś to przed nim ukrywać? Czy Lucas nie był jego kuzynem?

      – Był. Właśnie dlatego mu nie powiedziałam.

      Aubrey z bólem spojrzała na Jenny.

      – Przykro mi, Jenny. Naprawdę. Ale mam już dość tego, że ciągle ktoś robi ze mnie idiotkę. Po prostu już tak dalej nie mogę. Muszę się postawić.

      – W porządku, ale znajdź inny sposób. Nie niszcz mojego małżeństwa, żeby się zemścić.

      – Nie chcę, żeby to zabrzmiało okrutnie, ale jeśli nie powiedziałaś Timowi prawdy, to twój problem.

      Jenny spojrzała na Aubrey osłupiała. Co za niewdzięczność… Po tym wszystkim, co dla niej zrobiła!

      – A czy romans Ethana z Kate to nie twój problem? Zdradza cię od dziesięciu lat, a ona wylądowała w łóżku z połową mężczyzn, których poznała. Aż tak cię to zaskoczyło? Wszyscy od dawna wiedzieli, że tych dwoje to tylko kłopoty.

      Grymas przerażenia przebiegł po twarzy Aubrey.

      – Wiedziałaś?

      Jenny zrozumiała, że właśnie popełniła błąd.

      – Przepraszam, źle to ujęłam. Nie wiedziałam. Nie miałam pewności.

      – Pewności? Boże, Jenny! Wiedziałaś i nic nie mówiłaś?

      – Nie o to mi chodziło. Miałam tylko jakieś podejrzenia. Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że ty niczego nie podejrzewałaś?

      – Dlaczego mnie nie ostrzegłaś?

      – Nie chciałam cię niepokoić czymś, co było tylko przeczuciem.

      – Kate mnie zdradziła, a ty wiedziałaś i nie pisnęłaś ani słówka. Byłyście moimi najlepszymi przyjaciółkami. Moimi współlokatorkami. Wydawało mi się, że mogę wam ufać.

      – Możesz. Mnie możesz zaufać. A Kate, cóż…

      – Nie. Ty i Kate jesteście takie same. Obie zawsze musicie być najważniejsze. Myślicie tylko o tym, jak się ustawić. Do diabła z innymi. Do diabła z głupią Aubrey.

      – Zawsze byłam twoją prawdziwą przyjaciółką, Aubrey. Znacznie lepszą niż Kate, choć nigdy nie chciałaś tego widzieć.

      – Lepsza niż Kate to raczej nisko zawieszona poprzeczka, nie sądzisz? Teraz już rozumiem. Zawsze uważałaś, że jestem porąbana. Przyjaźniłaś się ze mną, bo dzięki temu czułaś się lepsza. Ale już nie jestem twoim popychadłem, więc uważaj.

      Aubrey wymaszerowała z kuchni, zostawiając przyjaciółkę pobladłą ze strachu. Minęło kilka sekund, zanim Jenny zdołała złapać oddech. Odkręciła kran, zmoczyła papierowy ręcznik zimną wodą i przyłożyła go ostrożnie do twarzy, żeby się uspokoić. Musiała zająć się gośćmi. A potem pozbierać się i zrobić co trzeba, by powstrzymać Kate i Aubrey przed zrujnowaniem jej starannych planów. Zupełnie jak na studiach. One dwie mogą sobie płakać, jęczeć i niszczyć swoje życie, jak tylko chcą. Jenny zamierzała zachować rozsądek i ostatecznie zatriumfować.

      10

      ZIMA NA PIERWSZYM ROKU

      Podczas pierwszego roku ich studiów nadeszła najsurowsza zima, jaką od lat widziano w Carlisle. Zaspy sięgały parapetów na parterze, a z miedzianych rynien Whipple Hall zwisały ogromne sople. Nocą w szparach skrzypiących okien dwuosobowego pokoju świszczały przeciągi, sprawiając, że Aubrey wierciła się przez sen. Obracała się na drugi bok i posapując z zadowoleniem, zakopywała się z powrotem pod kołdrą. Jak wszystko, co miało związek z Carlisle, tutejsza pogoda była dla niej czymś magicznym. Dostała drugą pracę i za zarobione pieniądze kupiła sobie puchową kurtkę i śniegowce. Codziennie rano z radością wciskała się w nie przed wędrówką przez zamarznięty dziedziniec. Śnieg połyskiwał w mroźnym blasku słońca i skrzypiał pod nogami, gdy przemierzała alejki. W przegrzanych salach wykładowych z ubrań jej kolegów z grupy unosił się zapach mokrej wełny, a słowa profesorów trudno było usłyszeć przez brzęczenie grzejników. Chciała na zawsze zapamiętać ten czas i to miejsce, wszystko, czego się nauczyła i co czuła, ludzi, których poznała, każde doznanie.

      Wieczory spędzała wśród regałów w piwnicy biblioteki Ogdena, ucząc się z Jenny. Uwielbiała to. Odgłos śniegu sypiącego