Michele Campbell

Winny jest zawsze mąż


Скачать книгу

satysfakcji. Gdy Viv wgryzła się w cynamonowy obwarzanek z rodzynkami, Aubrey powoli podeszła do koszyka i podniosła telefon Ethana. Srebrny iPhone, najnowszy model. Choć kupił go zaledwie kilka tygodni wcześniej, wątpiła, by zmienił PIN na inny niż w poprzednim telefonie. Nie pilnował takich drobiazgów. Zawahała się jednak. Miała silne podejrzenia, że znowu ją zdradza, ale brakowało jej dowodów. Kiedy zyska pewność, będzie musiała coś z tym zrobić albo znienawidzi samą siebie.

      Gdy tak zastanawiała się, czy przeszukać telefon, ten zawibrował jej w dłoni. Na ekranie wyświetliły się pierwsze słowa SMS-a. „Cholera jasna, chłopaku…” Nadawcą była niejaka Kate. „Co, do…?” Aubrey przemknęło przez myśl, że to j e j Kate, tylko po co ona miałaby pisać do Ethana? I dlaczego on miałby ją zapisać na liście kontaktów w ten sposób?

      Odblokowała telefon i odczytała całą wiadomość.

      „Cholera jasna, chłopaku, ależ mnie sponiewierałeś. Wciąż czuję dotyk twoich dłoni. Chcę więcej, więcej, więcej. Jeszcze raz, proszę. Powiedz tylko kiedy”.

      Wściekłość zamgliła jej wzrok. Miała ochotę roztrzaskać ten cholerny telefon. Ale potem ogarnęło ją jeszcze paskudniejsze uczucie. Czy tę wiadomość rzeczywiście mogła napisać Kate Eastman? Czy to możliwe? Nie. Nie mogłaby. Najnowsza kochanka Ethana po prostu ma tak samo na imię. A jednak… Aubrey zmagała się z podejrzeniami już od wielu tygodni, wypierała je jak zawsze, odwracała głowę, tym razem jeszcze bardziej zawzięcie niż zwykle, bo nie chciała uwierzyć, że jej przyjaciółka mogłaby zrobić takie świństwo. (Co do Ethana, wierzyła, że był do tego zdolny). Ale teraz wątpliwości nie dawały jej spokoju. Spojrzenia, które wymieniali ci dwoje, historyjki, które się nie kleiły, chwile, gdy oboje jednocześnie znikali. Ze wszystkich sił starała się to sobie jakoś wytłumaczyć. Nawet teraz ich usprawiedliwiała i wmawiała sobie, że na pewno chodzi o inną Kate, powstrzymując się od zerknięcia na listę kontaktów, gdzie od razu mogła znaleźć prawdę. Musiała w końcu przestać histeryzować jak dziecko.

      Wpatrywała się w spoczywający w jej dłoni telefon, a potem spojrzała na Viv, zajętą swoim obwarzankiem. Trzeba się zmusić do zmierzenia z prawdą – tu i teraz, nawet w obecności córki. Dość wymówek.

      Osunęła się na krzesło przy biurku i otworzyła listę kontaktów. Numer komórki Kate (Aubrey znała go na pamięć) był właśnie tam, pod „Kate”. Czy ten gnojek nie mógł chociaż zapisać jej pod fałszywym imieniem? Teraz nie mogła już zaprzeczać, że wiadomość wysłała j e j Kate, Kate Eastman. Od początku studiów w Carlisle uważała ją za swoją najlepszą przyjaciółkę. Mimo że Kate rzuciła studia po pierwszym roku. Mimo że to Aubrey robiła wszystko, by podtrzymać ich przyjaźń. Kiedy się odwiedzały albo rozmawiały przez telefon, kiedy pisały do siebie SMS-y albo rozmawiały na Skypie – co prawda niezbyt często – inicjatywa zawsze wychodziła od Aubrey. A jednak Aubrey nie przestała uważać Kate za lojalną przyjaciółkę, która nigdy by jej nie skrzywdziła. Jak to świadczyło o niej samej, skoro nie tylko mąż, ale i najlepsza koleżanka zdradzili ją w taki sposób? Czy nie zasłużyła na miłość? Nie potrafiła dobierać sobie przyjaciół? A może była cholerną idiotką, a ludzie wykorzystywali ją, bo tacy właśnie byli – podli?

      Czuła się, jakby znów po raz pierwszy przyłapała Ethana na zdradzie. Ależ była głupia! Jak długo zaprzeczała oczywistości? Drżącymi palcami wróciła do SMS-ów męża. Pogrążały go tylko trzy – część konwersacji z zeszłego wieczoru, w której umówili się na spotkanie w miejscowym motelu. (Wyglądało na to, że zaczął lepiej ukrywać dowody i skasował wcześniejsze wiadomości; z intymnego tonu dało się wywnioskować, że to nie było ich pierwsze spotkanie). Ustalili czas i miejsce, a potem Kate napisała, że czeka na niego w samych kozakach. Aubrey zamarła. Zmroziło jej krew w żyłach. Dowody były niepodważalne. Ethan znowu ją zdradzał. W dodatku z Kate.

      Ostrożnie odłożyła telefon do koszyka, starła okruchy obwarzanka z blatu i nastawiła wodę na herbatę. Przy każdym ruchu przed jej oczami pojawiały się kolejne obrazy. Zastanawiała się, co by mogła zrobić, żeby dać im zakosztować bólu, jaki jej sprawili. Wyobrażała sobie, jak Ethan wraca do domu i znajduje ją z podciętymi żyłami w łazience albo powieszoną w garażu. Ha! Musiałby posprzątać bałagan i wytłumaczyć wszystko dzieciom. Ale wtedy Kate wyszłaby na niewiniątko. Może zamiast tego pójść do Kate i zastrzelić się na jej ganku, zostawiając w progu krwawą plamę? Tylko dlaczego miałaby zabić siebie? Dlaczego to ona miałaby cierpieć? Wyobraziła sobie Kate i Ethana w łóżku, nagich, splecionych w namiętnym uścisku. A ona wpada do pokoju, wyjmuje z torebki pistolet, pociąga za spust – raz, drugi i kolejny. Miała tę scenę przed oczami. Zwłoki podziurawione kulami, pokryte krwią, martwe oczy zwrócone na sufit. Zasłużyli sobie na to, i to jak!

      Ale nigdy by tego nie zrobiła. Musiała myśleć o dzieciach.

      9

      Na dużym zielonym trawniku za domem Jenny w Belle Hills zgromadziła się miejscowa elita. Gospodyni podchodziła do gości, witając ich po imieniu, ściskając dłonie lub przytulając się i uśmiechając, aż bolały ją policzki. Była tu cała społeczność przedsiębiorców, sporo lokalnych sędziów i polityków, a także najwyżsi przedstawiciele administracji Carlisle. Jenny starała się poświęcić trochę uwagi każdemu z VIP-ów. Pogoda dopisała. Dwadzieścia siedem stopni, słońce i lekki wietrzyk. Zespół grał stare przeboje. Dzieciaki piszczały, wskakując do basenu, a przystojny wynajęty ratownik wesoło dmuchał w gwizdek. Goście ustawili się w kolejkach przed otwartym barem i przy grillu, gdzie o wszystko dbała najlepsza firma cateringowa w mieście. Jenny zamówiła burgery (wołowe i wegetariańskie), hot dogi, sałatki – ziemniaczaną i z trzech rodzajów fasoli, arbuzy i lody. Piwo pochodziło z miejscowego browaru. Przyjęcie rozkręcało się wyśmienicie, a jednak Jenny pociły się dłonie i czuła dziwny ucisk w żołądku.

      Coś niepokojącego czaiło się tu jak rekiny pływające pod spokojną taflą wody. Nigdzie nie było widać Kate, choć mówiła, że przyjdzie. Ich relacje nie układały się najlepiej, od kiedy dwa miesiące temu przyjaciółka wróciła do miasta. Mąż i dzieci Aubrey pojawili się bez niej, twierdząc, że źle się poczuła, ale być może przyjdzie później. Aubrey nigdy nie chorowała, więc o co mogło chodzić? Jenny miała złe przeczucia. I jeszcze ten reporter z „Belle River Register” na tarasie… Właśnie zapędził w róg Tima, męża Jenny – i to dosłownie, bo Tim aż zaparł się o balustradę. „Register” chciał znaleźć haka na Jenny i Tima w związku z ich działalnością dotyczącą nieruchomości. Tim był tego świadom. Tysiące razy ostrzegała go, by nie pozwolił się w to wciągnąć, a jednak i tak dał się osaczyć.

      Kochała męża. Był miejscowym facetem, przystojnym i o dobrym sercu, a nie typem podrywacza. Dobry ojciec i porządny budowniczy, który pracował solidnie i dokładnie za uczciwą stawkę i nie uznawał chodzenia na skróty. Bez pomocy Jenny również przyzwoicie by zarabiał i prawdopodobnie byłby szczęśliwszy bez tych wszystkich spektakularnych sukcesów, lecz ona chciała więcej, dlatego wzięła sprawy w swoje ręce. Jak każdy obrotny przedsiębiorca wykorzystała swoje kontakty i wkrótce potem firma Healy Construction zaczęła otrzymywać duże zlecenia od uczelni. Pewnie nie wszystkie posunięcia żony spodobałyby się Timowi i właśnie dlatego nie informowała go o szczegółach. Ale w końcu robiła to dla jego dobra. Nie byłby w stanie znieść prawdy.

      Przecisnęła się przez tłum i weszła na taras. Tim śmiał się nerwowo z czegoś, co powiedział dziennikarz. Znów założył swoją ulubioną wyświechtaną czapkę z logo Healy Construction, choć kazała mu ją zdjąć przed przyjściem gości. Aż świerzbiły ją palce, żeby strącić mu ją z głowy.

      – Oto i ona –