Joanna Jax

Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów


Скачать книгу

wrześniowej stała się jedynie wspomnieniem i wciąż grał na swoim ukochanym saksofonie. Jedynie jego dusza nosiła ślady przeszłości. W jego wnętrzu nic już nie było takie samo. I nie tylko z powodu miłości do Laury… Pobyt w łagrze, a potem w radzieckim lazarecie sprawiły, że każdy widziany trup zostawiał w nim niezatarty ślad, a jednocześnie wywoływał coś w rodzaju ulgi, gdy mówił do siebie, wzdychając: „A ja wciąż żyję. A dopóki żyję, oddycham i mogę grać, wszystko jeszcze jest możliwe”. Tak, Kuba Staśko w pewnym momencie potrafił czuć radość tylko z jednego powodu… Z powodu samego istnienia.

***

      Połowa czerwca była dość martwym okresem w jego pracy. Dlatego wziął kilka dni wolnego i postanowił odwiedzić w Sieradzu starego kumpla z Wilna, Wieśka Potopka. Matka i brat Kuby zginęli w czasie wojny, zaś jego kumpel z sowieckiego łagru, Paweł Zawiślański, z nową rodziną wciąż mieszkał w Wilnie, a na tamtą stronę Jakub wolał się nie zapuszczać. Pozostał mu więc jedynie Wiesiek.

      Przeszedł przez drewniany wiadukt i podążył w kierunku dworca. Nie lubił tego miejsca, bo kręciło się tu mnóstwo pijaków i wynędzniałych kurewek, które bezczelnie zaczepiały przechodniów. Ich twarze mówiły, że zapłatę za igraszki wydadzą na alkohol, i to nie pierwszej jakości. Błyszczące oczy, ogorzałe twarze i nieświeży oddech sprawiały, że Kuba nawet nie chciał na nie spoglądać. Czuł obrzydzenie i litość dla tych istot, bo miał wrażenie, że te kobiety piją, by zapomnieć o swoim zajęciu, a potem oddają się w zaułkach, by mieć na alkohol. Błędne koło, z którego do końca swojego żywota się nie wydostaną. Na szczęście los oszczędzał je na tyle, by ów żywot kończyć im dość szybko.

      – Kuba… – Usłyszał za plecami cichy, chrapliwy głos, który nie kojarzył mu się z żadną znajomą dziewczyną.

      Odwrócił się i wykrzywił twarz w grymasie. To była jedna z tych kobiet. I w dodatku znała jego imię, chociaż nie miał pojęcia skąd, bo daleko mu było do podobnego towarzystwa.

      – Nie poznajesz mnie… Wiem, trochę się zmieniłam.

      Dopiero gdy popatrzył w oczy tej sponiewieranej osobie, dostrzegł w nich znajomy błysk. To była Laura… Szok, jakiego doznał, nie mógł równać się z niczym innym. Jego cudowna, apetyczna i zawsze elegancka Laura wyglądała jak wrak człowieka i ziała alkoholem.

      – Laura? – wydukał, jakby upewniając się, że wzrok go nie myli.

      – Tak, Kuba, to ja – odpowiedziała drżącym głosem, a potem zaczęła uciekać.

      Poszedł za nią, ale gdy miał ją już na wyciągnięcie ręki, przebiegła na drugą stronę ulicy. Chciał uczynić to samo, ale przeszkodziła mu w tym nadjeżdżająca furgonetka. Kiedy ulica była już pusta, po Laurze nie pozostał ślad. Przeszedł na drugą stronę, gdzie stały domy z czerwonej cegły zamieszkiwane przez kolejarzy, ale nigdzie nie znalazł Laury. Może ukryła się w jednym z nich, a może pobiegła w stronę placu Armii Czerwonej. Tego nie wiedział, ale już nie wrócił na dworzec i nie pojechał do Sieradza.

      Kręcił się nerwowo po okolicy przez kolejne dwie godziny, w nadziei, że znowu ją zobaczy. Musiał jej pomóc, bo na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że nie wiedzie się jej najlepiej. W końcu zrezygnowany powrócił do siebie i postanowił popytać w knajpie, gdzie jeszcze kręcą się kobiety podejrzanej konduity.

      Usiadł na krześle, po czym wyciągnął z szafki butelkę Starki i wlewał w siebie, dopóki obraz wyniszczonej przez alkohol Laury nie zniknął mu sprzed oczu. Kim teraz była, z czego żyła? Jego Laura… Najpiękniejsza kobieta na świecie, która po dziesięciu latach wyglądała jak karykatura samej siebie. W pijackim widzie patrzył w lusterko przytwierdzone do ściany tuż przy drzwiach i pytał samego siebie, czy wciąż ją kochał, czy może jedynie wzbudziła w nim litość? A potem zasnął, zmożony alkoholem, i nie myślał już o niczym.

      7. Warszawa, 1956

      – Powiedz, Szymek, dlaczego my się ciągle kłócimy? – zapytała Zosia ze smutkiem w głosie, gdy mąż z synem powrócili ze spaceru.

      Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Wielokrotnie sam je sobie zadawał. Nie miał pojęcia, dlaczego nie umieli już ze sobą normalnie rozmawiać.

      – Może dlatego, że mamy odmienne poglądy, których zaciekle bronimy. A to zawsze prowadzi do konfrontacji i awantur, bo żadne z nas nie chce odpuścić – westchnął.

      – Wiesz, Szymek, ja po prostu się boję. Ale zupełnie czegoś innego niż ty. Obawiam się, że Niemcy znowu powrócą. I rozpętają wojnę. A Stalin był gwarantem pokoju. Ciągle śnią mi się po nocach niemieccy żołnierze. W tych swoich eleganckich mundurach, patrzący na nas z pogardą. Widzę ich z wycelowanymi lufami karabinów, wciąż mam w głowie te halthände hoch. Kiedy słyszę niemiecki, naprawdę mam ochotę zwymiotować. Gdy weszli Rosjanie, poczułam spokój, a teraz znowuż zaczynam się martwić, bo po śmierci „Ojca Narodów” pojawili się wichrzyciele i zdrajcy. I boję się, że takim zachowaniem ponownie sprowokujemy jakiegoś szaleńca, który zechce nas wykończyć.

      Zosia mówiła cicho, ale Szymek wyczuł w jej głosie panikę. Ona naprawdę nienawidziła Niemców i bała się ich tak bardzo, że była gotowa popierać obecność Rosjan do ostatniego tchnienia.

      – Tych Niemców, o których mówisz, już nie ma, Zosiu. A Hitler nie żyje. Tymczasem my nadal musimy oglądać się za siebie. Tylu niewinnych ludzi zamordowano albo posadzono na długie lata do więzienia… Żyliśmy przez sześć lat w strachu i mamy wciąż się bać? Nowego okupanta? Może nie ma już obozów koncentracyjnych i łapanek, ale każdy następny dzień jest równie niepewny. Teraz coś się zmienia, wszyscy widzą, że to, co robił Stalin, było równie złe. Nie my mordowaliśmy Żydów, nie my wsadzaliśmy ich do komór gazowych, wielu ludzi narażało życie, by ich ratować, a potem okazało się, że po wojnie to oni najbardziej nas gnębili. Trzydzieści pięć procent funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa to są właśnie Żydzi. Tak jakby ofiara zamieniła się w kata. Tylko dlaczego w naszego kata? Armia Krajowa walczyła o wolność, walczyła z Niemcami, a oni ich wszystkich zniszczyli. Powiedz mi za co. – Szymek zaczynał się denerwować, bo naprawdę nie rozumiał Zosi, chociaż tak bardzo się starał.

      – Oni nie walczą z Armią Krajową, tylko z tymi, którzy chcą powrotu do czasów niesprawiedliwości społecznej. Kimże byś był, gdyby nie doceniono tych ubogich, bezbronnych? Drobnym kombinatorem? A ja? Dziewczyna z sierocińca? Mogłabym co najwyżej iść na służbę i usługiwać bogaczom i wyzyskiwaczom. Czy wyobrażasz sobie, że mogłabym pójść na studia? Ja nie. Dlatego uważam, że teraz jest lepiej i trzeba usunąć tych, którym to się nie podoba. A mieć za sojusznika tak potężny kraj, jak Związek Radziecki, jest dla nas jedynym rozwiązaniem, by nigdy nie powtórzyło się to, co miało miejsce piętnaście lat temu. – Zosia była nieprzejednana.

      – Dlatego tak bardzo nienawidzisz, gdy bronię takich ludzi? Uważasz, że morderca i złodziej zasłużyli na to, by mieć solidnego obrońcę w sądzie, ale ci, co myślą inaczej, już nie? – zapytał z goryczą.

      – Nie o to chodzi… Nie chcę po prostu, by ktoś pomyślał, że jesteś taki jak oni.

      – A może jestem? Przecież walczyłem w powstaniu, na własnych plecach wynosiłem z getta żydowskie dzieci…

      Szymek miał zamiar kolejny raz zatopić się w opowieściach, które nie tyle były nieprawdziwe, co nieco podkoloryzowane. Po latach sam powoli zaczynał wierzyć, że jako młody chłopak walczył z okupantem i nie zajmował się niczym innym. Jakby chciał wyprzeć z pamięci, że do getta przedostawał się w zupełnie innym celu. Nie czuł