Joanna Jax

Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów


Скачать книгу

wycofać z placu, inni napierali do przodu. Jedna z uczestniczek wycieczki nagle zaczęła się rozglądać, bo zgubiła z oczu grupę i wtedy rozległy się kolejne strzały. Nela poczuła, że stojąca obok dziewczyna osuwa się na chodnik, tuż pod jej nogami. Nela nie miała pojęcia, w co dostała nieznajoma, kucnęła jedynie przy niej, by osłonić ją przed tłumem. Pochyliła się i zobaczyła, że uczennica jest ranna w udo.

      – Musimy się stąd wydostać – wysapała Nela. – Chwyć mnie za szyję, pomogę ci wstać.

      – Jak boli… Nie dam rady, nie wstanę – jęknęła.

      – Dasz. Masz jeszcze jedną nogę! – warknęła i szarpnęła do góry ranną.

      Ta wydała z siebie skowyt, ale podniosła się i oparła o jej ramię.

      – Odsuńcie się! – wrzeszczała Nela. – Tutaj jest ranna! Człowieku, co tak stoisz, jak pomnik Lenina? Przesuń się, nie widzisz, że mam tu ranną!

      Nie miała pojęcia, co będzie, gdy już wyjdą z tłumu. Nie wiedziała, gdzie szukać pomocy ani w jaki sposób wezwać karetkę. Ciągnęła za sobą dziewczynę, która traciła coraz więcej krwi. Po chwili usłyszała za sobą głos:

      – Nadia! Nadia, wszystko w porządku?

      Nela odwróciła głowę i zobaczyła nobliwą nauczycielkę.

      – Nie, towarzyszko, dostałam w nogę – jęknęła dziewczyna.

      Nauczycielka chwyciła pod ramię swoją wychowankę i obie z Nelą wyprowadziły ją z tłumu. Zobaczyły podjeżdżające na plac radiowozy i funkcjonariuszy wybiegających z urzędu.

      – Panie władzo! – zawołała gromko opiekunka do jednego z milicjantów wysiadających z radiowozu. – Przyjechałyśmy z wycieczką szkolnego koła ZMP na targi. Ci barbarzyńcy wyrzucili nas z autobusu i zraniono moją podopieczną. Nazywam się Melania Gradowska, jestem członkiem partii, proszę mi pomóc. To córka wysoko postawionego oficera radzieckiego.

      Nie wiadomo, co bardziej podziałało na milicjanta, ale wezwał dwóch innych i nakazał odwieźć dziewczynę do szpitala.

      – A ta to kto? – wskazał oskarżycielsko palcem na Nelę, a potem spojrzał na wiszący na jej szyi aparat.

      – Nie wiem, to jedna z nich – prychnęła z pogardą Gradowska.

      Nela zdążyła pomyśleć, że właśnie otrzymała podziękowanie za swoją uczynność, gdy poczuła, jak milicjant wykręca jej ręce, a potem zrywa z szyi pasek, na którym Nela miała przymocowany aparat.

      – Ale co ja zrobiłam? – jęknęła.

      – Jesteś aresztowana – burknął i zaczął prowadzić ją do radiowozu. Tego samego, którym milicjanci zamierzali odwieźć do szpitala uczennicę.

      – Ona chciała mi tylko pomóc – jęknęła ranna.

      – Sprawdzimy na komisariacie, co robiła w tym miejscu.

      Dziewczyna odwróciła głowę w stronę Neli i wykrzywiła z bólu twarz.

      – Jak się nazywasz? Powiedz, jak się nazywasz i gdzie mieszkasz – wydukała.

      – Nela Domosławska. Mieszkam w Warszawie, na Stalowej sześć mieszkania dwanaście, pracuję w „Sztandarze Młodych” – powiedziała na jednym wdechu Nela.

      Miała przeczucie, że szybko jej z tego komisariatu nie wypuszczą. Jednak nie wierzyła również w to, że dziewczyna będzie w stanie pomóc jej w jakikolwiek sposób. Ale może chociaż kogoś powiadomi?

      – Ja nazywam się Nadia Niechowska, też jestem z Warszawy – wydukała i po chwili zacisnęła z bólu zęby.

      Wychowawczyni, nie wiedzieć czemu, zamiast zajmować się ranną uczennicą, posyłała Neli mordercze spojrzenia, jakby to ona była winna całemu zajściu.

      – Idźcie już. Macie pod opieką innych uczniów. Zabieramy ją do szpitala miejskiego – powiedział milicjant i dodał po chwili ostrym tonem: – A potem zechcemy przesłuchać waszą wychowankę.

      Kobieta otworzyła usta ze zdziwienia, ale zapewne nie zwykła dyskutować z władzą, bo bez słowa opuściła radiowóz.

      – Mój ojczym się wścieknie – burknęła ranna do milicjanta.

      – Twój ojczym może mnie w dupę pocałować – warknął milicjant i nakazał kierowcy, by ten ruszał.

      Nela patrzyła przez małe okienko GAZ-69 na podjeżdżające wozy MO, schwytanych demonstrantów prowadzonych przez milicję i leżące gdzieniegdzie trupy. Zastanawiała się, czy to będzie kolejna wojna, tym razem domowa. Ludzie mieli dość. Biedy, pracy ponad siły i terroru. Tymczasem patrzyli na władzę, która chełpiła się, że jest ludowa, ale żyła niemal tak, jak przedwojenni kapitaliści. Przymknęła powieki i westchnęła. Nie rozważała tego, co powiedzą w pracy ani nawet co zrobi Błażej, gdy się dowie, ale myślała, co z nią zrobią, gdy już znajdzie się na komendzie. Całkiem niedawno ogłoszono amnestię, nie skazywano też zbyt często na śmierć, ale kto wie, co będzie, gdy Związek Sowiecki zechce się wtrącić i zaprowadzi swoje porządki. Przecież tam wciąż musiały istnieć łagry dla krnąbrnych obywateli. Miała nadzieję, że nigdy nie trafi do tego kraju, i próbowała sobie tłumaczyć, że nawet tam wiele się zmieniło, ale wspomnienia i lęk, by nigdy tam nie powrócić, pozbawiały ją zdolności logicznego myślenia.

      9. Londyn, 1956

      – List do ciebie przyszedł – powiedziała Natalia, wchodząc do pokoju swojego brata. – Gruby. Od dziewczyny?

      Mateusz spojrzał na pokaźnych rozmiarów kopertę i niemal wyrwał ją z dłoni siostry.

      – Tak, od dziewczyny. – Wyszczerzył zęby w nienaturalnym uśmiechu.

      Natalii rozbłysły oczy, bo zapewne była bardzo ciekawa nowej sympatii brata. Mimo że oddała już kopertę, wciąż stała pośrodku jego pokoju i wcale nie zamierzała go opuścić.

      – No, co tak stoisz jak słup soli? – zapytał Mateusz.

      Miał nadzieję, że Natalia zaraz sobie pójdzie, a on będzie mógł przeczytać przesłane dokumenty. Ta jednak usiadła na jego tapczanie i wpatrywała się badawczo w twarz brata. Mateusz westchnął. Znał swoją krnąbrną siostrę i wiedział, że teraz już żadna siła nie wypędzi jej z pokoju. Usiadł przy biurku i nerwowo rozdarł kopertę, a potem zasłonił twarz rękoma i zaczął płakać.

      – Nie chce cię? Zerwała z tobą? – zaczęła dopytywać dziewczynka.

      – Tak. – Pokiwał głową.

      – Nie martw się, Lucy McDowell bardzo cię lubi. Ona może być teraz twoją dziewczyną – powiedziała pocieszająco Natalka.

      Mateusz skłamał. List wcale nie był od dziewczyny, a wiadomości, jakie otrzymał, należały do tych pomyślnych. Popłakał się ze wzruszenia. Jego prawdziwa siostra, Rebeka, odnalazła się. Teraz mieszkała w Izraelu, wraz z ciotką i wujkiem. Mateusz miał prawdziwą rodzinę. Kochał swoją przybraną matkę, Alicję, nieprzytomnie i niekiedy żałował, że pewnego pochmurnego dnia powiedziała mu, że go nie urodziła. Matka zrobiła jednak to, co powinna. Wyznała prawdę, ryzykując, że ich stosunki od tego momentu mogą się zmienić. Miał świadomość, iż poszukiwanie prawdziwej rodziny, z której ocalała, jak się okazało, jedynie siostra, mogły sprawić Alicji przykrość. Mogła pomyśleć, że jest złą matką, ale Mateuszowi chodziło tylko o poznanie swojej przeszłości. Losu rodziny, która zginęła w Holocauście. Alicja uratowała życie jemu i Rebece. Jemu zapewniła dom i dała wiele miłości. Tak jak i ojciec.