Joanna Jax

Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów


Скачать книгу

żując zapałkę. – Będziesz dobry, to nieźle zarobisz, a i jakieś wojskowe przydziały żarcia dostaniesz. Będziesz kiepski…

      – To wyrzucą? – westchnął Błażej.

      – Wyrzucą, a dalej to niech już Pan Bóg ma cię w swojej opiece – mruknął Bronisław.

      – Kto tutaj mieszkał? Widać bogata chałupa – zapytał Błażej, rozglądając się ciekawie dookoła.

      – O, stary, sami prominentni Niemcy. Już Hindenburg tu przyjeżdżał na polowania, a potem nawet sam Göring. A teraz nasza władza mości sobie tutaj gniazdko. Tylko nieco większe… Nie gadaj tyle, tylko bierzmy się za robotę – westchnął Bronisław i wskazał ręką na schody wiodące na strych.

      Praca, jaką wykonywał Błażej, nie wymagała od niego szczególnej zręczności i artystycznego zacięcia, ale Bronek wytłumaczył mu, że i na ozdoby przyjdzie czas, i chłopak będzie mógł się wykazać. Błażej próbował dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu, ale jego kompan chyba nie za bardzo mu ufał, bo odzywał się tylko wówczas, gdy musiał.

***

      Późnym popołudniem, gdy dotarł do swojego mieszkania, zastał Gabrielę siedzącą przy radiu. Próbowała uspokoić chłopców, podkręcała głośność i wpatrywała się w odbiornik, jakby za chwilę miał się na nim ukazać wizerunek Matki Boskiej. Nie zapytała Błażeja, jak mu poszło pierwszego dnia w nowej pracy, nie podała na stół obiadu, a hałasujące dzieci próbowała uciszać, rzucając w nie kapciami.

      – Co się dzieje? – zapytał Błażej.

      – Chyba nowa wojna będzie – wyszeptała.

      – Co ty bredzisz, kobieto? – żachnął się.

      Co prawda przez cały dzień siedział w totalnej głuszy, ale w końcu był to ośrodek rządowy, pilnowany przez wojsko, i gdyby wybuchła wojna, na pewno wiedziałby o tym.

      – W Poznaniu ludzie wyszli na ulice. Spacyfikowali więzienie, ukradli broń, a władze wysłały wojsko do zaprowadzenia porządku. Teraz przemawia Cyrankiewicz, bo pojechał tam z Ochabem i Rokossowskim. Mówi, że kto podnosi rękę na władzę ludową, obetną mu ją. Podobno są zabici i ranni. Wielu aresztowano. Mówili, że broń, z jakiej strzelali ludzie, jest zachodniej produkcji i że jest to prowokacja imperialistów. Ale ja w to nie wierzę…

      – Ludzie się wkurwili i teraz się dzieje. A wojsko przyjedzie i wybije ich w pień. Albo pozamyka. Żadnej wojny nie będzie – mruknął Błażej.

      – A jak wyjdą i w Olsztynie? – zapytała Gabriela.

      – Tutaj? W życiu. Może w Warszawie albo w Łodzi, ale tutaj kto miałby wyjść? Autochtoni albo tacy jak my? Po takiej tułaczce to każdy chce mieć odrobinę spokoju. A obiad to jakiś jest?

      – Zrób sobie kanapki. Kupiłam dzisiaj kawałek kiełbasy na rynku i masz ogórki w słoiku.

      Po chwili Gabriela zerwała się z miejsca i pozamykała okna. Błażej popatrzył na nią ze złością.

      – Chcesz, żebyśmy się podusili? Zaduch w domu, a ty okna zamykasz.

      – Muszę poszukać Wolnej Europy. Zobaczymy, co tam mówią – powiedziała konspiracyjnie i znowu podeszła do radia.

      Urządzenie piszczało, szumiało, a w końcu usłyszeli znany głos nadający z zagranicznej rozgłośni. Próbowali wyłowić jakieś nowe informacje, ale właściwie ciągle powtarzano to samo. Nagle Gabriela zamilkła. Zakryła dłonią usta i popatrzyła z przerażeniem na Błażeja.

      – Przecież teraz w Poznaniu są targi…

      – Też mi odkryłaś Amerykę – prychnął.

      – Nie odkryłam, ale Nelcia pojechała tam reportaż robić.

      Błażej miał zamiar ugryźć kolejny kęs chleba, gdy zatrzymał dłoń w połowie drogi do swoich ust i po chwili odłożył kromkę na stół.

      – A żeby tych hamanów pokręciło… Zbieraj dzieci, trzeba iść na pocztę i zamówić międzymiastową do Warszawy. Przecież w tej redakcji musi ktoś siedzieć. Może coś wie. Gospodyni Neli nie ma telefonu. Nie wiem, do kogo jeszcze uderzyć… – zatrwożył się Błażej.

      Gabriela pomogła chłopcom założyć buty i wkrótce cała czwórka udała się na pocztę główną przy Pieniężnego. Wydawało się, że oczekiwanie na połączenie trwa całe lata. Zapewne Gabriela i Błażej siedzieliby cierpliwie, rozmawiając albo czytając gazetę, ale chłopcy już po kilkunastu minutach zaczęli dokazywać i należało skupić się na nich, by nie wyrządzili żadnej szkody.

      – A jak w nowej pracy? – zapytała Gabriela, gdy dzieci na chwilę się uspokoiły.

      – Robota jak robota. – Błażej wzruszył ramionami.

      – Ale właściwie gdzie ty teraz pracujesz? Nie pytam o instytucję, bo to jakieś tajne przez poufne, ale miejscowość to chyba możesz wyjawić? – zapytała z wyrzutem Gabriela.

      Uważała, że Błażej przesadzał. Przecież nie zamierzała chlapać dziobem na prawo i lewo o tym, czym zajmuje się jej mąż.

      – W Łańsku – szepnął jej do ucha.

      – Dużo mi to mówi – prychnęła.

      – To kilkanaście kilometrów od Olsztyna. Jak na Warszawę się jedzie.

      Pokiwała głową i nagle powiedziała:

      – Kostek, proszę, zostaw tę dziewczynkę.

      Chłopiec jednak nie posłuchał i Błażej musiał interweniować. Matka dziewczynki także podniosła się z krzesła i podeszła do swojej córki.

      – Pana synowie są źle wychowani. Mali bandyci! – warknęła kobieta.

      – Przepraszam, na pewno dostaną karę – wybełkotał Błażej, nieco zawstydzony zachowaniem chłopców, którzy najpierw ciągnęli dziewczynkę za warkocze, a potem Kostek ją popchnął.

      – Ona powiedziała na nas: Polnische Schweine. My wiemy, co to znaczy. Że jesteśmy polskie świnie – wypalił nagle Kostek, bo poczuł się chyba niesprawiedliwie potraktowany przez ojca.

      – Za to pani córka jest tak dobrze wychowana, że nie daj Boże – burknął Błażej w kierunku kobiety.

      Ta jednak nic nie odpowiedziała, tylko chwyciła dziewczynkę za rękę i poszła z nią w drugi koniec sali.

      W końcu połączono ich z Warszawą, ale i tak niczego się nie dowiedzieli. W redakcji telefon odebrał dyżurny dziennikarz, jednak nie miał pojęcia, co dzieje się z Nelą Domosławską ani z jej kolegą redakcyjnym, Romanem Palińskim. Obiecał jednak, że jeśli dowie się czegokolwiek, wyśle im telegram. Powrócili do domu, coraz bardziej zaniepokojeni, i gdy tylko ułożyli bliźniaków do łóżka, ponownie zaczęli wsłuchiwać się w coraz bardziej niepokojące wieści z Poznania, co chwilę przełączając kanał z Polskiego Radia na Wolną Europę.

      11. Poznań, 1956

      – Już dobrze, skarbie, nie płacz. Mama jest przy tobie. Za kilka dni będziemy mogli zabrać cię do domu. Nie będzie cię również nękać milicja czy urząd bezpieczeństwa. Igor wszystko załatwił i wystarczy zeznanie twojej nauczycielki. – Hanka próbowała pocieszać łkającą w poduszkę Nadię.

      Co prawda sala szpitalna nie wyglądała zbyt przytulnie, a rana była dość poważna, ale nie było powodu do takiej histerii. Operacja się udała i Nadia miała szansę powrócić do pełnej sprawności. W porównaniu z pozostałymi poszkodowanymi