fakt, że miejsce, które do tej pory zajmował Czarnecki, jest wolne, a Zimny zajął to, co zwykle – po prawicy prowadzącego. Usiadła i poprawiła poły żakietu, po czym położyła przedramiona na stole i splotła dłonie. W wyuczony sposób pochyliła się nieco, skracając dystans do rozmówców.
– Pracujemy według moich zasad. – Od razu przeszła do sedna sprawy. – Są one proste. Ja prowadzę śledztwo i ja za nie odpowiadam. Ja wydaję polecenia, a wy je wykonujecie. W sprawach, o których nie wspomnę na porannym spotkaniu, daję wam wolną rękę, ale każdą informację, poszlakę czy dowód mające choćby cień wartości dla śledztwa przekazujecie mi w formie pisemnego raportu.
Winnicka taksowała spojrzeniem twarze swoich podwładnych. W zdecydowanej większości znała ich dość dobrze, choć skład w porównaniu z ostatnią sprawą był dość mocno okrojony. Z obecnych w pomieszczeniu najlepiej kojarzyła aspiranta Łukasza Warszawskiego, z którym wcześniej wielokrotnie pracowała. Szanowała go za pracowitość i skuteczność w działaniu, ale także za to, że jest facetem w pełnym tego słowa znaczeniu. Inspektor Grzegorz Zimny, również pracowity, od zawsze kojarzył jej się natomiast z człowiekiem od wykonywania poleceń Czarneckiego. Jej zamiarem było pokazać mu miejsce w szeregu i trzymać go na krótkiej smyczy. Szefowa techników kryminalistycznych Anna Borucka wzbudzała w niej raczej pozytywne emocje, a podczas ostatniego śledztwa przeciwko kanibalowi zdołały nawet nieco się do siebie zbliżyć. Profesjonalistka bez dwóch zdań, choć ostatnio zdarzyła jej się mała, ale wybaczalna wtopa. Patomorfolog Robert Krzywicki jako mężczyzna był dla niej odrażającym typem i szczerze nie znosiła jego knajackiego poczucia humoru, ale nie wątpiła w wysokie kwalifikacje. W spadku po Czarneckim w grupie znalazł się jeszcze aspirant Jakub Wicha, który od lat działał wspólnie z Warszawskim. Nie miała mu nic specjalnego do zarzucenia, choć jawił się jej jako osoba w tym gronie do tej pory dość bezbarwna. Winnicka kontynuowała:
– Oczekuję od was pełnego zaangażowania. Gdy rozdzielimy zadania, każdy ma się skupić na swojej działce i informować mnie na bieżąco. Czy to jasne?
Zebrani pokiwali głowami. Tak jak myślała, Zimny nawet się nie zająknął. Winnicka przyjęła to z zadowoleniem, choć nie wątpiła, że są przyzwyczajeni do zupełnie innej atmosfery. Czarnecki wprowadził swoje zasady, ona musiała wprowadzić swoje. Nie była jednak głupia i zdawała sobie sprawę, że nie może ich terroryzować. Planowała zmienić retorykę i nieco poluzować, ale najpierw musiała wyraźnie zaznaczyć swoją obecność.
– Czy mamy w planach poszerzenie grupy? – zagadnął Warszawski.
– Nie wykluczam tego, ale najpierw chcę zapoznać się ze szczegółami i wstępnie określić kierunek działań. Kto pierwszy chce zabrać głos?
– Może ja zacznę – zgłosił się Zimny. – Przygotowałem wstępny raport, który wysłałem wam wczoraj późnym wieczorem. Myślę, że nie ma sensu przedstawiać na forum ofiary, bo chyba wszyscy wiedzą, kim był prokurator Brunon Kotelski. Część z nas znała go osobiście.
– Ktoś ma jakieś obiekcje?
– Wszyscy wiemy, jaki był, co robił i jak skurwiałą miał opinię. – Warszawski włączył się do rozmowy. – Dla mnie sprawa jest prosta. Trafiła kosa na kamień.
– Gdyby wszystko było takie proste, to nie musielibyśmy się tu spotykać, a facet, który to zrobił, już siedziałby za kratkami – skontrowała Winnicka.
– A skąd pomysł, że to facet? – mruknął doktor Krzywicki.
– Słuszna uwaga. – Prokurator, choć niechętnie, przyznała mu rację. – Ale czy wyobrażacie sobie, żeby kobieta mogła przetransportować Kotelskiego w takie miejsce? A następnie zatłuc na śmierć?
– Nie znaleźliśmy żadnych śladów sugerujących, że ofiara była przeniesiona na miejsce zbrodni. Wszystko wskazuje, że Kotelski pojawił się tam z własnej woli.
Winnicka nerwowo poprawiła idealnie przylegające do głowy włosy. Musiała przyznać przed samą sobą, że jest zdenerwowana. Nie spodziewała się tego po sobie, ale jej drobne potknięcia świadczyły, że tak właśnie jest.
– Może został do tego w jakiś sposób zmuszony? – postanowiła ratować sytuację.
– Bez wątpienia miał na koncie kilka grzeszków, ale nie przypominam sobie, żeby z kimś prowadził otwartą wojnę – skomentował Zimny. – Powiedzmy, że był mistrzem w politycznym rozegraniu każdej sprawy. Prędzej skłaniałbym się ku hipotezie, że ktoś go tam zwabił.
– Ten ktoś musiałby mieć bardzo mocną kartę przetargową, żeby ściągnąć stutrzydziestokilogramowego prokuratora w takie miejsce.
– Może miał?
– Zajmiesz się tym, Grzegorz? – Uwaga Winnickiej skupiła się na inspektorze.
– Już wysłałem ludzi, aby przeszukali dwie jego nieruchomości. Po spotkaniu też planowałem się tam wybrać. Jeśli był na tyle nieostrożny, aby trzymać coś w domu, znajdziemy to.
– Na przykład małą Tajkę w szafce nocnej… – Warszawski stłumił wybuch śmiechu.
– To akurat nie jest śmieszne, Łukasz. Ale to ważny trop. Sprawdź, proszę, wszystkie jego wyjazdy z ostatnich trzech lat. Może porobił jakieś zdjęcia albo nakręcił filmy. Swoją drogą ciekawa jestem, czy te wszystkie plotki się potwierdzą.
– To nie plotki, Arleta. Ten knur uwielbiał wszystko, co kończy się na „naście” i nie spierdala na drzewo.
– Znajdź dowód. To też może być ważny trop. Sposób, w jaki zginął, pozwala snuć pewne przypuszczenia.
– Na moje oko bzyknął nie tę laskę co trzeba i dostał od tatusia porządny wycisk.
– Zemsta jest bardzo prawdopodobnym motywem, ale… – Winnicka zdała sobie sprawę, że w ich poczynania wkradło się trochę chaosu i skaczą z tematu na temat, zamiast skupić się na konkretach – …może zacznijmy od tego, co już wiemy na pewno. Anka? Robert?
– Panie przodem… – Krzywicki teatralnym gestem oddał pierwszeństwo Boruckiej.
– Dżentelmen jak zawsze. – Borucka posłała mu w odpowiedzi dwuznaczny uśmiech. – No dobra, choć ostrzegam, że będę operować głównie ogólnikami, bo od wczorajszego wieczora nie zdołaliśmy zbyt wiele ustalić. Zatem… – Szefowa techników przewertowała roboczy skoroszyt. – Mamy odciski palców co najmniej czterech osób, ale nie wiązałabym z nimi wielkich nadziei.
– Dlaczego?
– Zostały zebrane z klamek drzwi i okien, pieca i kilku przyrządów do sprzątania. Na ciele ofiary i w jej najbliższej okolicy nie było ani jednego, co sugeruje, że sprawca działał w rękawiczkach. Z ran udało się natomiast pobrać kilka mikrośladów po narzędziu zbrodni. Przypuszczam, że to jakiś rodzaj bata lub bicza. Myślę, że dziś po południu laboratorium określi, z jakiego materiału był zrobiony. Mamy też sporo włókien, ale… – Borucka westchnęła ciężko – …to szwalnia. Ich zbadanie może potrwać tygodnie.
– A traseolodzy?
– Natrafiliśmy na kilka śladów. Parę nawet nieźle zachowanych. Myślę, że uda się odtworzyć wzór podeszew, a co za tym idzie, rozmiar i markę buta. To jednak również potrwa. Alek odkrył też coś jeszcze… – Borucka wyjęła z teczki fotkę i puściła w obieg. – Widzicie te trzy równo umiejscowione punkty na podłodze?
Zebrani kolejno obejrzeli zdjęcie. Na brudnym linoleum zaznaczono trzy kropki. Leżały względem siebie w takich samych odległościach, tworząc trójkąt równoboczny.
– Nie jest to twardy dowód potwierdzający moją hipotezę, ale na moje oko to ślady po statywie.
– Że niby sprawca wszystko