dziewięćdziesiąt procent. A ja lepszego traseologa nie znam.
– Chciałabym z nim porozmawiać. Możesz go przyprowadzić na kolejne spotkanie grupy?
– Oczywiście. – Borucka odgarnęła z czoła niesforny kosmyk. – Jeśli natomiast chodzi o próbki DNA, to pierwsze będą znane najwcześniej pojutrze.
– Niech się sprężają.
– Robimy, co możemy. No i na koniec… – Wzrok Boruckiej skupił się na Zimnym.
– Łańcuszek – dokończył za nią inspektor.
– Jaki łańcuszek…? – Winnicka przekrzywiła głowę w wymowny sposób, który znaczył mniej więcej „jaki, kurwa, łańcuszek i dlaczego nic o tym nie wiem?”.
– Ofiara miała w odbycie srebrny łańcuszek.
– To rzeczywiście ciekawe… – Nikt nie wątpił, że w tonie Winnickiej pobrzmiewa irytacja.
– Nie napisałem o tym w raporcie, bo najpierw chciałem ustalić, czy moja hipoteza co do jego pochodzenia ma solidne podstawy. – Zimny się nie tłumaczył. Mówił spokojnym i pewnym tonem. – Poznałem ten wzór, choć z początku nie mogłem skojarzyć, skąd go znam. Gdy w końcu sobie przypomniałem, pojechaliśmy z Łukaszem do archiwum sądowego, aby się upewnić. Potwierdziliśmy, że łańcuszek jest identyczny z tymi, które zostały zarchiwizowane w czasie śledztwa dotyczącego sierocińca hieronimek.
– A konkretnie?
– Takie łańcuszki dostawali na odchodne wszyscy wychowankowie placówki.
Winnicka przez chwilę analizowała słowa inspektora. Uznała, że to żadne wytłumaczenie. Łańcuszek w odbycie ofiary na pewno nie znalazł się przypadkowo. To była oczywista wiadomość od mordercy.
– Zakładam, że to nie wszystko, bo wciąż nie widzę sensownego wytłumaczenia tego, że ta informacja nie znalazła się w raporcie.
– Wstrzymywałem się, bo z oczywistych względów od razu pomyślałem o znanym nam wszystkim komisarzu Igorze Brudnym…
– Igor Brudny powiadasz… – Wszyscy w pomieszczeniu poczuli, że powiało chłodem. – No dobrze. I co z nim?
– Łańcuszek wyjęty z ofiary był niekompletny. Brakowało krzyżyka, który według pierwszych oględzin nie został ani urwany, ani…
– …nie został w dupie Kotelskiego – wyręczył go Warszawski.
– Dokładnie. Wcześniej to były podejrzenia, ale teraz mam już pewność.
– Że co?
– Że nie został ani urwany, ani nie pozostał w dupie Kotelskiego.
– To może Grzegorz w końcu nas oświecisz, gdzie jest też krzyżyk, bo ta zabawa w kotka i myszkę powoli zaczyna mnie wkurwiać… – Winnicka zabrzmiała, jakby właśnie umieściła Zimnego w oku cyklonu. Za tym spokojem i nienaturalnym wręcz opanowaniem krył się wzbierający na sile huragan.
– Wieczorem zadzwoniłem do Brudnego. Nawet nie ukrywał, że czeka na mój telefon.
– I…
– No…
Zimny spojrzał na zegarek w momencie, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi.
– Prosiłam, żeby nie przeszkadzać! – krzyknęła Winnicka, ale chwilę później usłyszała za plecami skrzypienie zawiasów. Zjeżona zaistniałą sytuacją odwróciła się, aby opieprzyć tego, kto ośmielił się zlekceważyć jej polecenie. Otworzyła usta, aby dać upust wzbierającej wściekłości, ale tylko się zapowietrzyła.
Do gabinetu pewnym krokiem wkroczył Igor Brudny, a za nim Julia Zawadzka. Jeden do zera dla Zimnego, pomyślała Winnicka, po czym tłumiąc gniew, wstała i przywitała się z niespodziewanymi gośćmi.
– Dzień dobry wszystkim – przywitał się Brudny.
W pomieszczeniu rozległy się pełne sympatii odpowiedzi. Członkowie grupy zdążyli go polubić i to było widać, bo nawet jeśli o to nie zabiegał, styl, w jakim rozprawił się z dwoma poprzednimi śledztwami, musiał zrobić wrażenie na grupie profesjonalistów, do których bezsprzecznie należeli. Z jednym wyjątkiem…
– Dzień dobry, komisarzu. – Winnicka podała mu szczupłą dłoń. Brudny ujął ją i spojrzał jej w oczy. – Właśnie o panu rozmawialiśmy.
– Zdążyliśmy już przejść na ty, więc nie sądzę, abyśmy musieli udawać – odparł, delikatnie ściskając jej dłoń. – Chyba że chcesz, abyśmy do tego wrócili?
– Nie musimy – odparła wyraźnie zakłopotana.
Do tej pory nikt nawet nie podejrzewał, że mogli zbliżyć się na tyle, aby poluzować zasady etykiety. Niemal przez całe śledztwo w sprawie kanibala wiało pomiędzy nimi chłodem, wobec czego takie słowa Brudnego mogły wzbudzić podejrzenia. Ostatnim, czego w tej chwili potrzebowała, były złośliwe plotki.
Winnicka podała rękę Zawadzkiej. Spojrzały sobie w oczy, ale zaskoczona niespodziewaną wizytą prokurator pierwsza spuściła wzrok i wskazała im wolne krzesła. Gdy z powrotem zajmowała swoje miejsce, czuła się jak idiotka, ale liczyła na to, że reszta grupy nie dostrzegła jej nagłego zdezorientowania. Nie miała wiele czasu, aby przemyśleć, jak rozegrać tę partię. Czuła, że znalazła się w defensywie, a bardzo tego nie lubiła.
Mimowolnie stanęła jej przed oczami sytuacja z pokoju hotelowego. Nikt nie upokorzył jej w życiu tak mocno, jak wtedy Igor Brudny.
Opanuj się, kobieto, pomyślała. Nie daj temu sukinsynowi satysfakcji i rób swoje.
Nerwowo przesunęła dłonią po idealnej fryzurze, a następnie naciągnęła poły żakietu. Nagle zdała sobie sprawę, że wszystko trwa zbyt długo, a komisarz zdążył się już ze wszystkimi przywitać, a nawet wymienić kilka uwag. Zrobiło się luźniej, ale wcale nie z jej powodu. Musiała zareagować.
– Zatem… – zaczęła, gdy Brudny w końcu zajął miejsce. – Zdaje się, że nie wpadłeś do nas na kawę.
– Na kawę nie przyjechałem, ale skoro już jestem, to chętnie bym się napił.
Kolejny policzek. Brudny był ponadprzeciętnie inteligentny i potrafił wbić szpilkę, po której obrażenia zdawały się nie mniejsze niż od strzału w brzuch. Myśl, że Czarnecki często parzył kawę osobiście, tylko wzmogła to wrażenie.
– Czajnik stoi przy zlewie – odparła.
– To może napiję się później. Nie chciałem przerywać.
– Przejdźmy do meritum, dobrze? – Winnicka powoli zaczęła wracać do równowagi. – Grzegorz powiedział, że dostałeś przesyłkę. Zakładam, że to z tego powodu tu jesteś…
Brudny sięgnął do kieszeni dżinsów i wyciągnął mały woreczek strunowy. Położył go na stole i popchnął w kierunku prokurator.
– Ten krzyżyk został przysłany do mojego biura wczoraj po południu – rzekł zmęczonym głosem. – Pewnie już wiecie, kto, gdzie i kiedy taki otrzymywał, więc nie będę się rozwijał. Chcę wiedzieć, dlaczego ofiara miała w tyłku resztę.
– Też chcemy się tego dowiedzieć – odparła Winnicka. Wzięła do ręki kawałek folii i obejrzała zawartość. – Trzeba go oddać do laboratorium. A co z kopertą?
Zawadzka sięgnęła do torebki i wyciągnęła zabezpieczoną w folii kopertę. Położyła ją na stole i przesunęła do siedzącej obok Boruckiej.
– Dotykałeś jej?