Ignacy Krasicki

Satyry


Скачать книгу

mrugał i wzdychał, i jęczał,

      A pieniądze dał w lichwę. Święte są pacierze,

      Zdatne bractwa[71], lecz temu, co daje, nie bierze.

      Syp fundusze, a kradnij, Bóg ofiarą wzgardzi.

      Tacy byli, mniemaną pobożnością hardzi,

      Owi faryzeusze[72] i wyschli, i smutni,

      A w łakomstwie niesyci, w dumie absolutni,

      Mściwi, krnąbrni, łakomi, nieludzcy, oszczerce.

      Próżne, Pawle, ofiary, gdzie skażone serce:

      Krzyw się, mrugaj, bij czołem, klęcz, szeptaj i dmuchaj,

      Zmów różańców bez liku, bez liku mszów słuchaj,

      Jeśliś zdrajca, obłudnik, darmo kunsztu[73] szukasz,

      Możesz ludzi omamić, Boga nie oszukasz.

      Brzydzi się niecnotliwym Jędrzej hipokrytą,

      A natychmiast zbyt szczery, nie już złością skrytą,

      Ale jawnym wzgorszeniem zaraża i truje[74],

      Pyszny mnóstwem szkarady, hańbą tryumfuje.

      Zrzucił szacowną cnoty i wstydu zaporę,

      A widząc skutki jadu i łatwe, i spore,

      Stał się mistrzem bezbożnych. Ma uczniów bez liku.

      Leżą grzecznych[75] bluźnierców dzieła na stoliku;

      Gotowalniane mędrcy, tajemnic badacze,

      Przewodniki złudzonych, wieków poprawiacze[76],

      Co w zuchwałych zapędach chcąc rzeczy dociekać,

      Śmieją prawdzie uwłoczyć i na jawność szczekać;

      Czcze światła, dymy znikłe[77]... Lecz z widoków sprośnych

      Zwróćmy oczy. Już nadto tych scen zbyt żałosnych.

      Dumny Jan pokrewieństwem i Litwy, i Polski,

      Że go uczcił Niesiecki[78], Paprocki, Okolski[79],

      Rozumie, iż za zmową ugodną i wspólną

      Wszystkim cierpieć należy, jemu szaleć wolno.

      Rozumie, iż gdy tytuł zaczyna od „jaśnie”[80],

      Przy tym blasku i rozum, i cnota przygaśnie;

      Nadstawia się[81] i gardzi. Mikołaj bogaty,

      Choć go jaśnie wielmożne nie czczą antenaty,

      Śmieje się z oświeconych, co złotem nie świecą.

      To u niego zacności i szczęścia skarbnicą,

      To rozum, to nauka, w tym się wszystko mieści:

      Szóstak[82] groszy dwanaście, a złoty trzydzieści.

      Jakże zebrał? Dość, że ma; czy ukradł, czy zdradził.

      Mikołaj pan, choć filut, bo skarby zgromadził,

      Bo posiada po panach folwarki i włości;

      Jak zechce, przyjdzie i do jaśnie wielmożności.

      Woli być mości panem, a z sum pożyczonych

      Brać lichwę od dłużników jaśnie oświeconych.

      Dumą wewnątrz nadęci, zbytkiem podupadli,

      Nie wstydzą się ci żebrać u tych, co je skradli[83];

      Oszukani, klną na dal, a łaszą się z bliska,

      Śmieje się pan Mikołaj, a majętność zyska.

      Za jedną, która poszła, w rok idzie i druga,

      Aż ów lichwiarz pokorny, uniżony sługa,

      Większy pan niż jegomość, którego wielmożni[84];

      Tak lecą w zdradne sidła młodzi, nieostrożni.

      Omamiony nieprawym polorem i gustem,

      Piotr, co zaczął być stratnym[85], jest teraz oszustem.

      Gdy nie ma wsi na zastaw, dopieroż pieniędzy,

      Chcąc uniknąć i głodu, i zimna, i nędzy,

      Istotną dolegliwość gdy, jak może, tai,

      Wiąże się z towarzyszmi, podchlebia i rai,

      Czatuje, jak by ze wsi domatora dostać,

      A uprzejmego biorąc przyjaciela postać,

      Zaczyna rządy w domu, częstuje i sprasza,

      Dobry gust gospodarza wielbi i ogłasza,

      W spółce jest do wszystkiego, choć pieniędzy nie ma,

      I poty w więzach tego, co usidlił, trzyma,

      Aż go sobie we wszystkim uczyni podobnym.

      Więc ten, co niegdyś oczy pasł gustem ozdobnym[86],

      Wraca do domu zdarty, smutny, po kryjomu,

      Albo i nie powraca nie miawszy już domu.

      Próżno więc, jak to mówią, po szkodzie korzysta[87].

      Franciszek, przedtem pieniacz[88], teraz alchimista,

      Dmucha coraz na węgle, przy piecyku siedzi,

      Zagęszcza i rozwilża, przerzadza i cedzi.

      Pełne proszków chimicznych szafy i stoliki,

      Wszędzie torty, retorty, banie, alembiki[89].

      Już postrzegł w ogniu gwiazdę, a kto gwiazdę zoczy[90]

      Albo głowę Meduzy[91], albo ogon smoczy,

      Już ten wygrał. Winszuję, ale nie zazdroszczę.

      To mniejsza, że Franciszek o złoto się troszcze;

      Niech dmucha, a nie kradnie. Choćby złoto zrobił,

      Swoje stracił, na swoim niechby i zarobił.

      Nie złoto szczęście czyni, o bracia, nie złoto!

      Grunt wszystkiego poczciwość, pobożność i z cnotą.

      Padnie taka budowla, gdzie grunt nie jest stały.

      Chcemy nasz stan, stan kraju, ustanowić trwały,

      Odmieńmy obyczaje, a jąwszy się