w górę rąk i pozbawia go tym samym sił.
– Długo tak nie wytrzymam – mruknął zrozpaczony
– Co ty tu robisz? – usłyszał niespodziewanie głos gdzieś ponad sobą.
Odchylił nieco głowę i ujrzał smagłą buzię dziewczyny
– A tak sobie tu wiszę i podziwiam widoki… – wystękał z trudem. – Jesteś aniołem? – spytał na wszelki wypadek, wpatrując się w oczy barwy ciepłego bursztynu.
Dziewczyna roześmiała się.
– O ile mi wiadomo, nie jestem aniołem. Ale może skończysz już podziwiać te widoki i podasz mi rękę, to ci pomogę? – wyciągnęła ramię.
– Tak. Myślę, że się już napatrzyłem – odparł Bartek i z ulgą uchwycił zbawczą dłoń. Gdy po chwili stanął bezpiecznie na ścieżce, przegarnął odruchowo brudnymi palcami jasną czuprynę, pozostawiając na niej ciemne smugi.
– Bardzo dziękuję za przybycie w samą porę – uśmiechnął się z wyraźną ulgą.
– Miałeś szczęście, akurat byłam w pobliżu i usłyszałam twój krzyk – nieznajoma odwzajemniła uśmiech.
– Jeśli nie jesteś aniołem, to kim jesteś? – zagadnął Bartek. – Chciałbym wiedzieć, komu zawdzięczam życie – ukłonił się po rycersku.
– Mam na imię Klejto – odparła dziewczynka w jasnej sukience. Była chyba mniej więcej w wieku Mary Jane. – Mieszkam niedaleko stąd. A ty? – zapytała, odgarniając z policzka długie czarne włosy. – Pewnie mieszkasz w domu Alkmeny Zarkadakis?
– Tak, razem z siostrą i przyjaciółmi – potwierdził Bartek. – Skąd wiesz?
Klejto roześmiała się.
– Do tej części Panormo rzadko zaglądają turyści. Wolą hotele. Nietrudno więc było was zauważyć.
– No tak – Bartek uśmiechnął się.
– Muszę już lecieć, babcia na mnie czeka. Jeżeli dalej będziesz podziwiał widoki, to uważaj, żebyś znowu nie spadł – przestrzegła go Klejto.
– Tak naprawdę, zrywałem stokrotki – Bartek przyznał się zawstydzony i pokazał wymiętego kwiatka, który jakimś cudem ostał mu się w dłoni.
Klejto uniosła wysoko brwi ze zdumienia.
– Niezły z ciebie romantyk – zachichotała.
– Czy ja wiem – Bartek zarumienił się. – Weź, proszę, nie mam nic innego – podał jej wymizerowaną stokrotkę.
– Dziękuję – na policzkach Klejto zakwitły delikatne rumieńce. – Chodźmy już – skinęła głową, żeby ukryć zmieszanie.
Schodząc ze wzgórza, przez cały czas rozmawiali. Bartek dowiedział się, że dziewczyna na co dzień mieszka w Atenach, a teraz jest na wakacjach u babci i dziadka.
– Mój dziadek jest rybakiem i codziennie o świcie wypływa w morze. Zna także mnóstwo opowieści o greckich bogach i herosach – pochwaliła się.
– Chętnie bym posłuchał – Bartek wtrącił nieśmiało.
– Naprawdę? – Klejto ucieszyła się. – W takim razie zapraszam ciebie i twoich przyjaciół. Przyjdę po was jutro po południu.
– Och, to super! – Bartek już nie mógł się doczekać spotkania z dziadkiem i… Klejto.
Ponieważ zeszli już z klifu, dziewczyna pożegnała się i pobiegła w stronę swojego domu otoczonego gajem oliwnym i drzewkami pomarańczowymi. A Bartek poszedł w kierunku plaży.
Na jego widok Ania porzuciła Kronikę Archeo, w której już dawno skończyła pisać i malować.
– Gdzie byłeś tak długo? – zapytała trochę zirytowana.
– A tam, na szczycie, to znaczy… w ruinach świątyni. – Bartek był wyjątkowo rozkojarzony
– A tobie co się stało?
– Mary Jane z grubą warstwą kremu ochronnego na spieczonym czerwonym nosie patrzyła na niego podejrzliwie. – Wyglądasz jakoś dziwnie.
Przyjaciel miał zadraśnięty policzek, ubrudzone szorty, rozerwaną koszulkę i trochę nieobecny wyraz twarzy.
– Aaa, to. – Bartek dopiero teraz zauważył rozdarcie. – Miałem mały wypadek – machnął ręką, bagatelizując całą sprawę.
– Jaki wypadek? – Ania z troską przyglądała się bratu.
– Wszystko w porządku – przekonywał. – Ale poznałem pewną dziewczynę, Greczynkę – dodał.
– Dziewczynę? – Mary Jane nastroszyła się i odruchowo zaczęła ścierać krem z nosa. – To dlatego tak długo cię nie było! – powiedziała z wyrzutem. Bartek nie zwrócił na to uwagi.
– Ma na imię Klejto – ciągnął dalej.
– Klejto? Co to za imię? – zdziwiła się Mary Jane. Szybko nałożyła swoją kolorową tunikę i poczuła, że po długim opalaniu tradycyjnie plecy też ma spalone.
Słysząc jakieś zamieszanie, Jim i Martin z zaciekawieniem wystawili swoje piegowate buzie z ogromniastej dziury, którą wygrzebali dla ochłody
– Jej dziadek jest rybakiem i zna mnóstwo ciekawych opowieści. Klejto zaprosiła nas do siebie.
– O, to bardzo fajnie – ucieszyła się Ania.
– Może jej dziadek zabierze nas na ryby? – bliźniacy spojrzeli na siebie z nadzieją. – Moglibyśmy z bliska zobaczyć delfiny! – Martin tak się zapalił, że aż wyskoczył z dziury
– Ostatnim razem chciałeś z bliska oglądać krokodyle i pamiętasz, czym to się skończyło! – Mary Jane wypomniała mu mrożącą krew w żyłach historię sprzed kilku miesięcy.
– Oj, delfiny to przecież nie to samo co krokodyle! – żachnął się Martin. – Są przyjaźnie nastawione do człowieka, lubią się bawić i nie są ludożercami – wzruszył ramionami. – Mogłabyś zrobić im zdjęcia – chytrze podszedł siostrę.
– Faktycznie! Z łodzi rybackiej wyszłyby piękne ujęcia – Mary Jane nabrała chęci na łowienie ryb. – To kiedy poznamy tę Klejto? – odwróciła się do Bartka.
– Przyjdzie po nas jutro po południu – odparł.
Naraz coś sobie przypomniał. Sięgnął do torby i wyciągnął z niej tajemniczy przedmiot.
– Patrzcie, co znalazłem na zboczu wzgórza – pokazał. – Myślę, że to starożytna ozdoba, gemma. Wyjątkowo misterna robota: agat oprawiony w złoto, jakieś trzy centymetry długości – ocenił fachowym okiem. – Była zagrzebana w warstwie pyłu wulkanicznego – dodał.
Wszyscy skupili się wokół niego.
– Ale tutaj chyba nie ma wulkanu. Skąd ten pył? – dopytywała się Mary Jane. – Nie mam pojęcia – Bartek wzruszył ramionami.
– Jest trochę inna niż te gemmy, które oglądaliśmy w muzeum – spostrzegła Ania. – Wyrzeźbiona jest na niej głowa byka, okręt i jakieś znaki.
– No właśnie, też zwróciłem na to uwagę. Wydała mi się bardzo tajemnicza – mówił Bartek.
– Pokażmy ją rodzicom, może nam wszystko wyjaśnią – zaproponował Jim.
– O, nie! – Ania zaprotestowała