Agnieszka Stelmaszyk

Kroniki Archeo Skarb Atlantów


Скачать книгу

strażnik skarbu…

      – To brzmi sensownie – uznał Bartek, a Mary Jane uśmiechnęła się z zadowoleniem.

      – Czyli szukamy posągu? – dopytywała się Ania, a bliźniacy wyczekująco wpatrywali się w Bartka.

      – Jasne! – roześmiał się. – Dlaczego nie. Możemy to przecież potraktować jako wakacyjną zabawę.

      – Hurra! – wrzasnęli Jim i Martin, aż z drzewa spadło kilka oliwek.

      – To od czego zaczynamy? – Ania była gotowa do poszukiwań.

      Spyros Dimitrios uśmiechnął się do dzieci i wypuścił z fajki obłoczek dymu.

      – Musimy poznać znaczenie znaków na gemmie, bo być może wskażą nam miejsce ukrycia drugiej pieczęci – rzekł Bartek.

      – A moim zdaniem powinniśmy najpierw odwiedzić bazę archeologów, o której mówiła Klejto i dowiedzieć się, czego tam szukają – oświadczyła Mary Jane. – Przecież nasi rodzice też są archeologami, powinni więc nas wpuścić.

      – Niekoniecznie – Klejto była sceptyczna. – Zwykle kręci się tam jeden drab i nie pozwala nikomu zbliżyć się do obozu.

      – Zaprowadzisz nas do Zatoki Cieni? – zapytał Bartek. – Moglibyśmy chociaż rzucić okiem na tę ich bazę.

      – Oczywiście – zgodziła się Klejto. – Ale musimy być ostrożni. Od dawna próbowałam się tam zakraść, ale mi się nie udawało.

      – Czego oni tak pilnują? – Ania miała wielką chętkę to sprawdzić.

      – To się wkrótce okaże – mruknął Bartek. – Sprawdzimy, jakie naprawdę mają intencje – powiedział głośno. – A przy okazji może wpadniemy na trop złotego posągu Posejdona.

      Ania poczuła dreszczyk emocji.

      Z Kronik Archeo

      Odnaleziona przeze mnie gemma to prawdopodobnie starożytna pieczęć. Jest ona kluczem do niesamowitego skarbu! Srebrny medalion dziadka Klejto zdaje się to potwierdzać.

      Teraz musimy:

      a) zrozumieć znaki na pieczęci, b)odnaleźć drugą pieczęć.

      Ale najpierw odwiedzimy bazę archeologów w Zatoce Cieni.

      Nazwa zatoki jest bardzo wymowna.

      W starożytności rozbiło się w niej wiele okrętów.

      Morze jest tam wyjątkowo zdradliwe, a skały ostre i niebezpieczne…

Bartek

      Rozdział VI

      Zatoka Cieni

      Od kilkunastu minut ekspedycja badawcza pod przewodnictwem Bartka obserwowała z ukrycia obóz podejrzanych archeologów.

      – Nieźle się tutaj urządzili – mruknęła z podziwem Mary Jane.

      Tuż nad samym morzem, na ostrych, niegościnnych skałach wyrosły zbudowane na palach drewniane chatki. Z ich lekko spadzistych dachów sterczały różnego rodzaju anteny Na jednej z platform przykrytych dachem znajdowało się wiele niebieskich beczek.

      – Ciekawe co w nich jest? – Martina korciło, żeby do nich zajrzeć.

      – Pewnie woda pitna – szepnęła Klejto, która przyprowadziła całą grupę do Zatoki Cieni. – Ci badacze rzadko pojawiają się we wsi, więc muszą mieć zapasy wody i jedzenia.

      Bartek uważnie lustrował obóz przez lornetkę.

      – Wygląda, jakby nikogo tam nie było – stwierdził zdumiony.

      – Prócz strażnika – Klejto ruchem głowy wskazała ogromnego, dobrze umięśnionego mężczyznę, który przechadzał się tam i z powrotem tuż powyżej bazy. Miał na głowie kowbojski kapelusz, nieco wysuniętą dolną szczękę jak u szympansa, a na jego szyi lśnił złoty łańcuch.

      – Ale jest napakowany! – szepnął z uznaniem Jim.

      – A jakie ma karczycho! – dodał z respektem Martin.

      – I chyba jest uzbrojony – zaniepokoił się Bartek.

      – To Delgado – odezwała się Klejto. – On jeden zachodzi czasem do wsi i przesiaduje w tawernie.

      Mary Jane przypatrywała mu się przez lornetkę.

      – Ma taką minę, jakby nie pilnował drewnianych baraków, tylko sejfu z diamentami!

      – Gdzie oni wszyscy mogli się podziać? – dumała Ania.

      – Może gdzieś odpłynęli. Mają katamaran, a czasem przypływa tu też duży jacht. Zawsze ten sam. Na burcie ma napisane Jazon – mówiła Klejto. – Stąd nie widać, ale poniżej, przy prowizorycznym pomoście, mają też umocowane na sznurach łodzie motorowe.

      Bartek spojrzał na przyjaciół:

      – Jeśli teraz nikogo nie ma, możemy tam zajrzeć. Co wy na to?

      – Jak na lato! Nie możemy przecież przepuścić takiej okazji – Jim uśmiechnął się szelmowsko.

      – Musimy tylko jakoś przechytrzyć tego goliata – Martin z fascynacją wpatrywał się w strażnika. Jego umięśnione bary robiły na nim wielkie wrażenie.

      – Trzeba odciągnąć jego uwagę – Mary Jane łamała sobie głowę, jak to zrobić.

      – Spróbuję go zagadać, a wy w tym czasie zbiegniecie do bazy – Klejto długo nie zastanawiała się nad szczegółowym planem. – Po piętnastu minutach znowu dopilnuję, żeby stał odwrócony plecami, a wy wrócicie. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, wcale się nie zorientują, że mieli gości – powiedziała wesoło.

      Bartek oceniał przez moment możliwości powodzenia całego przedsięwzięcia.

      – Twój plan jest dobry, musimy tylko szybko się uwinąć, bo w każdej chwili mogą wrócić – uświadomił wszystkim ryzyko. – To co, ruszamy? – zapytał.

      Roziskrzone oczy przyjaciół świadczyły, że są już gotowi i żądni wrażeń.

      – Uważaj na siebie – Bartek posłał Klejto krzepiący uśmiech.

      – Nie martwcie się o mnie, znam Delgado, a w razie czego, szybko ucieknę. Lepiej wy miejcie się na baczności – dziewczynka odparła. – I dajcie mi znak, gdy będziecie wracać.

      Bartek kiwnął potakująco głową.

      Po chwili Klejto już z nimi nie było.

      Minutę później zobaczyli, jak strażnik odwraca się do nich tyłem i rozmawia z małą Greczynką.

      Bartek wiedział już, że nadszedł właściwy moment.

      Razem z Jimem i Mary Jane zaczęli chyłkiem zbiegać po stromym zboczu. Ania z Martinem zostali na czatach ukryci za skałą. Mieli obserwować morze i dać znać przez telefon komórkowy, gdyby pojawił się katamaran lub jacht.

      Bartek z przyjaciółmi zbiegł do budynku najbardziej naszpikowanego antenami i zwisającymi kablami. Podejrzewał, że właśnie tam najszybciej uda im się sprawdzić, czym zajmują się podejrzani badacze. I nie mylił się.

      Wewnątrz chaty, wzdłuż całej ściany zamontowany był długi stół, a na nim znajdowało się sześć stanowisk komputerowych. Leżało na nim również mnóstwo skoroszytów, teczek i wydruków z różnymi danymi.

      Jim natychmiast spróbował uruchomić jeden z komputerów.

      – To nie