że niektóre zostały potłuczone już po wydobyciu – z żalem i niepokojem badał pozostałości starożytnych naczyń. – Jakby im wcale na nich nie zależało – osądził. – Dla archeologa to prawdziwe świętokradztwo! – powiedział wzburzony – Jim, masz coś? – zwrócił się do przyjaciela siedzącego przy komputerze.
– Niestety, dostępu broni hasło. Nie uruchomię go tak szybko – mruknął, nie przerywając wstukiwania na klawiaturze różnych kombinacji. Koniuszki jego uszu zrobiły się czerwone z emocji.
Mary Jane zaczęła przeglądać leżące na stole papiery, a Bartek wertował szpargały na półkach. Nie mogli jednak znaleźć nic podejrzanego, a minął już prawie kwadrans
– Dobra, zbieramy się – zdecydował Bartek. – Trzeba wyłączyć komputer.
– Jeszcze chwilę, może uda mi się złamać hasło! – zajęczał Jim.
– Nie mamy czasu, musimy już iść – choć Mary Jane czuła olbrzymi zawód, zgadzała się w tej kwestii z Bartkiem.
– Dajcie mi dwie sekundy – błagał Jim. – A gdyby wpisać.
Zawahał się, po czym wklepał wyraz: Atlantyda
Nagle komputer ożył.
– Jest! To było takie proste!– wykrzyknął z radością Jim.
– Nie krzycz tak! – Mary Jane zbeształa brata. – Strażnik mógł usłyszeć!
Zaraz jednak zaciekawiona przysiadła koło niego.
– Spójrzcie! – Jim z wrażenia aż podskakiwał na obrotowym krześle.
Na błękitnym pulpicie ukazała się ikonka o nazwie: „Projekt Wyspa”.
Jim kliknął ją i natychmiast wyświetliła się trójwymiarowa prezentacja jakiegoś stanowiska archeologicznego na morskim dnie. Starożytne amfory były na nim rozrzucone w regularny sposób.
– Mają zainstalowane specjalistyczne oprogramowanie do cyfrowego przetwarzania danych – powiedział z uznaniem Jim.
Bartek pod różnym kątem przyglądał się zdjęciom, które znaleźli w kolejnym pliku.
– To wrak starożytnego okrętu – doszedł wreszcie do wniosku. – Drewno nie zachowało się do naszych czasów, pewnie pożywiły się nim świdraki okrętowe. Ale po układzie amfor leżących na dnie, można rozpoznać zarys statku. O, tu znajdowała się rufa, a tu dziób – pokazał palcem.
– Może właśnie na tym okręcie szukali posągu Posejdona? – podsunęła Mary Jane.
– Na razie nie mamy żadnego dowodu na to, że w ogóle o nim wiedzą – Bartek zaprzeczył. – Wiemy tylko, że prowadzą podwodne badania, być może związane z Atlantydą i nie szanują wydobytych artefaktów.
– Nie rozumiesz? – Mary Jane spojrzała z ukosa na Bartka. – Szukają tego samego, co my! Posągu Posejdona. Jestem tego pewna! To zwyczajni łowcy skarbów, a nie archeolodzy I zdaje się, że tak jak my, przypuszczają, że spoczywa gdzieś na dnie.
– Ale to my mamy pieczęć! – przypomniał chełpliwie Jim.
– Słusznie, bracie – Bartek poklepał przyjaciela po ramieniu. – Macie rację, coś tu nie gra – mruknął, omiatając wzrokiem pracownię pseudoarcheologów.
Rozdział VII
Powrót badaczy
Ania i Martin w napięciu śledzili Delgado chodzącego wzdłuż bazy. Z niepokojem też zerkali na morze. Klejto gdzieś zniknęła, a przyjaciele ciągle nie wracali z rekonesansu. Naraz przez szum fal przebił się okrzyk:
– Jest!
Serce Ani załomotało.
– To Jim! – od razu rozpoznała głos.
Strażnik również coś usłyszał. Przystanął i zaczął podejrzliwie się rozglądać.
– Co oni tam robią? – Ania miała ochotę zbiec do brata i przyjaciół.
Martin przytomnie ją powstrzymał. A zaraz potem wydał z siebie głos przypominający krzyk mewy. Zrobił to tak przekonująco, że już po chwili Delgado powrócił do swojej monotonnej wędrówki tam i z powrotem.
– Dobry jesteś – szepnęła z uznaniem Ania.
– Dostałem niedawno płytę z odgłosami ptaków zamieszkujących Kretę i niektóre z nich już opanowałem – uśmiechnął się z dumą. – Dobrze, że zacząłem od mew – zachichotał.
Raptem jednak przestał się śmiać i pośpiesznym ruchem przyłożył lornetkę do oczu. Twarz mu zbladła. Ania spojrzała w tym samym kierunku.
Do wybrzeża zbliżał się katamaran.
– Wracają! – pisnęła. Drżącymi palcami wybrała na komórce numer do Bartka.
– Kończcie już! Nadpływają! Za chwilę będą w bazie! – zameldowała nerwowym tonem.
– Okay – odparł krótko brat i rozłączył się.
– Gdzie jest Klejto? – Ania wychyliła się zza skał, żeby dać jej znak. Powinna odwrócić uwagę strażnika, ale Greczynki nie było widać.
– Niedobrze… są coraz bliżej… – Martin z przerażeniem patrzył na zbliżającą się w szybkim tempie dwukadłubową jednostkę.
Tymczasem Klejto gdzieś przepadła, a rodzeństwo Ani i Martina wciąż pozostawało w bazie.
Martin zdawał sobie sprawę, że za chwilę wszyscy znajdą się w potrzasku.
– Jeśli zaraz nie wrócą, będzie bardzo źle – denerwował się.
– Widzę Klejto! – Ania ucieszyła się i czym prędzej do niej pomachała, dając tym samym znak, że powinna odwrócić uwagę strażnika.
– Gdzie oni są?! – wycedził przez zaciśnięte zęby Martin. Wziął od Ani telefon i kolejny raz wybrał numer. Tym razem jednak nikt nie odbierał…
Bartek poczuł w kieszeni wibrację ściszonej komórki. W tym samym momencie przez okno dostrzegł zbliżający się do brzegu katamaran.
– Jim, wyłącz komputer! Naprawdę musimy już uciekać! – potrząsał przyjaciela za ramię.
– Już, jeszcze chwilkę! Tu jest jakiś dziwny plik, przegram go – Jim sięgnął do kieszeni i wyciągnął pendrive w kształcie rockowej gitary.
Mary Jane uwijała się gorączkowo, zacierając ślady.
– Lepiej żeby nie zauważyli, że ktoś tu myszkował! – układała równo papiery na stole, Bartek też jej pomagał. Nie miał nawet czasu, aby odebrać telefon.
– Finito! – Jim przegrał plik o enigmatycznej nazwie „Wytyczne BF” i szybko wyłączył komputer.
Prawie w ostatniej chwili przyjaciele wymknęli się z pracowni. Nie mogli już jednak uciekać drewnianymi schodkami, które wiły się wokół bazy, ponieważ zobaczyliby ich ludzie z katamaranu. Przemykali więc pomiędzy chatami, kryjąc się w ich cieniu. Z wysiłkiem pięli się do góry po ostrych jak brzytwy skałach. Musieli też uważać na Delgado u góry, który irytował się widokiem Klejto i nie chciał z nią rozmawiać po raz kolejny.
Ania z Martinem z bijącymi sercami śledzili rozwój sytuacji.
– W razie czego musimy się rozdzielić