dla oficjalnego poglądu nazywa się rozgromieniem fałszywych twierdzeń.
Na Zachodzie wie się mało, albo i nic, o fakcie, że każda rządząca partia komunistyczna, dochodząc do władzy, sporządza czarną listę książek zakazanych – zupełnie jak Święta Inkwizycja i Hitler. Książki są tropione jak przestępcy, usuwane z bibliotek, palone masowo na stosach i w piecach. Są też zamykane w więzieniach. Każda biblioteka ma tzw. dział prohibitów, czyli takich książek, które student czy pracownik naukowy otrzymać może tylko za specjalnym pozwoleniem partyjnych rządców uczelnią. Kto jest w takich więzieniach? Bardzo różni przestępcy – od Epikura poprzez św. Tomasza z Akwinu do Dostojewskiego, Bakunina i Einsteina – zależnie od kaprysów ideologicznych lokalnych nadzorców umysłów. W ten sposób student zaczyna być przeobrażany i przebudowywany na wzór teoretycznie wykoncypowanego modelu człowieka. Model ten, z kolei, nie jest fundamentalnie opracowany, jego logiczne i etyczne założenia są zaledwie szkicowo i pobieżnie zarysowane przez klasyków. W swych najbardziej strukturalnych i funkcjonalnych złączach i spojeniach jest on determinowany doraźnie przez polityczne konieczności grupy rządzącej. I tak, zależnie od sytuacji, wymagane jest od studenta kardynalne potępienie biologii jako nauki niezgodnej z socjalistycznym światopoglądem, uznanie psychologii za relikt średniowiecznej ciemnoty umysłowej lub bezapelacyjne zaakceptowanie twierdzenia, że Tito był agentem Intelligence Service. Nie znaczy to wcale, że za rok twierdzenia te nie zostaną anulowane i student nie zostanie wezwany do usilnych studiów nad biologią, rdzeniem materializmu filozoficznego, pouczony o tym, że propedeutyka psychologii zawarta jest w dziełach Lenina i Stalina, Freud zaś sfałszował ją na użytek kapitalistów, oraz że Tito jest starym, wypróbowanym bohaterem rewolucji. Student więc musi się zgodzić na to, że będzie zmieniany wiele razy w okresie studiów w całkiem sprzeczne z sobą wzorce człowieka i obywatela i kształtowany bez udziału własnej władzy sądzenia. To zasadnicze naruszenie prawa do indywidualnego rozwoju, kamienia węgielnego europejskiej cywilizacji, z którego wyrosła cała jej chwała z marksizmem włącznie, jest dogłębne, lecz zrazu trudno zauważalne. Odmowa przywileju do własnego doświadczenia umysłowego jest bolesnym okaleczeniem jednostki, lecz dopiero z naturalnego odruchu niezgody na nią wynikają rzeczy fatalne. Abstrahując od prześladowań konkretnych, jak usunięcie z uczelni, pozbawianie stypendiów, przymusowe wcielenie do wojska na wiele lat, ruina zamiarów na przyszłość – niezgoda na proponowane przez komunistów widzenie świata wiąże się z obezwładniającym poczuciem wymuszonej alienacji, osamotnienia, bezsilności. Jednym z najskuteczniejszych narzędzi konstrukcji nowego człowieka jest zakorzenienie w nim przekonania o bezskuteczności jakiegokolwiek oporu. Fałszowanie historii może budzić gniew lub szyderstwo, lecz przeświadczenie, że nie sposób jest fałszerstwa sprostować, pogrąża studenta w nastrojach frustracji, która – pomnożona przez liczbę studiujących – staje się zjawiskiem społecznym, niebezpieczeństwem godzącym w ostatecznym rozrachunku w samych komunistów.
Komuniści znają siłę oporu, instynktownego i podświadomego, wobec swych zamierzeń i praktyk, wypracowują więc skomplikowane przeciwdziałania, których główną osnową jest skrupulatnie przemyślany zamęt pojęć, bezbłędnie wykoncypowane przeinaczenie, zasób wiadomości tak odwrotnych, sfałszowanych, błędnych i zniekształconych, że walka o ich sprostowanie staje się niemożliwa bez zasadniczego buntu przeciw wszystkim kryteriom. Ta technika pozwala z kolei przedstawić nieświadomą zgodę jako świadomy wybór, dezorientację jako koherentną syntezę faktów i przekonań, brak wiedzy – jako samą wiedzę. Ktoś, kto nie żył w komunizmie, nie ma i nie może mieć pojęcia o tym, jak tam się nie żyje. Jak bardzo, jak daleko, jak głęboko. Jak cały gigantyczny aparat do zaciemnień, do zasłon dymnych, do produkcji niewiedzy pracuje tam na pełnych obrotach przez całą dobę. Bardzo inteligentny student nie ma tam na ogół zielonego pojęcia o czasie historycznym swoich rodziców: każdy odcinek historii, wiedzy o społeczeństwie, kultury bieżącej zostaje natychmiast zdekatyzowany na doraźny chwilowy użytek, wymielony i rozgnieciony tak, ażeby nie przylegał w jakikolwiek sposób do prawdy w świadomości studenta. Niesamowity transformator prawd, wynaleziony przez Lenina, a udoskonalony mistrzowsko przez Stalina, pracuje dzień i noc nad tym procesem odcinania, wykreślania, wywabiania plamoznikiem, zabijania milczeniem, zadeptywania ludzi i faktów skazanych na niebyt. Sukcesy osiągnięte po 50 latach są fantastyczne. Konstrukcja społeczeństw, w których wiedza o życiu i świecie odcięta od przeszłości i historii, zaczyna się wraz z początkiem świadomości każdego człowieka, jest dokonaniem, wobec którego Orwell wydaje się zeszytowym science-fiction. Osiągnięcia przeciwników zawsze przedstawiane są jako ich klęska, nawet jeśli gwałci to podstawy zdrowego sensu. Ciekawe, co powiedziałby student amerykański, gdyby profesor usiłował go przekonać, że George Washington był komunistą, któremu tylko dystans w czasie przeszkodził w zapisaniu się do partii: prawdopodobnie zechciałby tę sprawę przedyskutować. Student czeski czy polski może się tylko uśmiechnąć. Nieomylność jest właściwością podejrzaną i odpychającą, pachnącą fideizmem, dla którego nie ma dziś miejsca na współczesnym uniwersytecie. Nauka i wiedza dokonały w zachodniej cywilizacji oszałamiającej kariery właśnie na prostowaniu omyłek; reguła, według której do najbardziej słusznych wniosków i sądów dochodzi się poprzez spór z najbardziej niesłusznymi twierdzeniami, zaakceptowana została w głębokiej starożytności. Prawo do błędu, niekaranego inaczej niż przez udowodnienie go, stanowi jedno z najcenniejszych narzędzi postępu, nieodłączne od podstawowych zasad poszukiwania prawdy. Wszystkie światopoglądy i religie zaczynały swój upadek bądź dekadencję od proklamowania własnej nieomylności i odmowy prawa do omylności innym. Komunizm uważa się za najwspółcześniejszy światopogląd naukowy, popada więc w niesłychane kłopoty i gubi się w sprzecznościach, stając przed zagadnieniem nieomylności. Jako ideologia totalitarna i monopolistyczna musi on walczyć na dwa fronty: nie może sobie pozwolić ani na przyznanie się do własnych błędów, ani na nazwanie ich błędami, i musi karać błędy innych, nawet jeżeli polegają one wyłącznie na dostrzeganiu błędów komunizmu. Niewiara w komunizm jest największym błędem i nikt do niej nie ma prawa, nawet jeśli błędy komunizmu ją ze wszech miar usprawiedliwiają. Ale błąd jest błędem wtedy tylko, jak to zauważył pewien polski pisarz, gdy można go publicznie wytknąć; gdy nie można, nie ma też błędu, a zaczyna się nieomylność komunizmu – to znaczy istnienie błędu, o którym wszyscy wiedza, że jest, lecz o którym nikt nie ma prawa mówić. W takim klimacie rola i znaczenie uniwersytetu sprowadzają się do stwierdzania, że człowiek oddycha, ziemia zaś przyciąga, co nie grozi żadną omyłką. Aby nie popaść w zupełną śmieszność, komunizm zasłania swą nieomylność nienaruszalnością praw historii i walki klas, której mieni się jedynym obowiązującym odkrywcą i interpretatorem. Wynika z tego sytuacja paradoksalna: zabsolutyzowana przez marksizm historia rejestruje pomyłki partyjnej doktryny – jak wybuch pierwszej rewolucji proletariackiej w kraju rolniczym lub niezliczone katastrofy gospodarcze w ZSRR – ale w pojęciu partii stanowi nienaruszalny instrument nieomylnej wiedzy o przyszłości, wyznaczający losy społeczeństw, jednostek, pojęć intelektualnych i moralnych, nauki i wiedzy.
Ponieważ historia się nie myli teraz, lecz zawsze kiedyś, przeto Partia, jej Wielki Plenipotent nie myli się nigdy bieżąco, aktualnie, teraz i tu, natomiast ma dyskretne prawo do niezliczonych i fatalnych omyłek w przeszłości, zwolniona jest jednak przy tym tak z konsekwencji tych omyłek, jak i z naturalnego obowiązku skromności, jaki wydawałby się zrozumiały u kogoś, kto mylił się tak często, tak obficie i tak głęboko. Partia sama sobie udziela absolucji i sama siebie rozgrzesza, co sprawia, że błąd jest tylko wtedy obiektywnym błędem, czyli że ma się do niego prawo, gdy partia go za taki uzna.
Skutki tego stanu rzeczy dla nauki, wiedzy, uniwersytetów, nauczania i studiujących są przerażające. Łatwo jest je prześledzić na klasycznym przykładzie linii prostej. Linia prosta, jak to powszechnie wiadomo, służy najkrótszemu połączeniu dwóch punktów w przestrzeni. Z tej funkcji wynika jej utylitaryzm matematyczny, filozoficzny, poznawczy, cywilizacyjny, kulturowy, społeczny. W komunizmie linia prosta służy przede wszystkim dobru komunizmu. A zatem dobru partii i jej kierownictwa. Jej następnym zadaniem jest