Christmas Abbott

Piekielnie twarda sztuka


Скачать книгу

w subkulturę CrossFitu, że w 2010 roku otworzyłam w Raleigh własną siłownię pod nazwą CrossFit Invoke. Zdecydowałam się nawet wziąć udział w zawodach CrossFit Games. W turnieju tym indywidualni zawodnicy oraz drużyny uczestniczą w różnych konkurencjach sportowych, do których należą między innymi olimpijskie podnoszenie ciężarów, gimnastyka, biegi, trójbój siłowy, wiosłowanie, wspinanie się po linie, pływanie, wymachy kettlebellami, pokonywanie torów z przeszkodami i wiele innych.

      W 2010 roku wystartowałam w CrossFit Games Open oraz Regionals. Moim celem było po prostu ukończenie każdej z konkurencji i zajęcie miejsca w pierwszej połowie zawodniczek. Spośród 63 kobiet biorących udział w zawodach etap Sectionals zakończyłam na piątym miejscu, a Regionals na 20. Byłam z tego dumna.

      Od tamtej pory każdego roku uczestniczyłam w CrossFit Games Open – czterokrotnie występowałam w Regionals, dwukrotnie w Games i bardzo wiele razy w mniejszych turniejach. Zawsze cieszę się na to doświadczenie i świetnie spędzam czas wraz z innymi członkami społeczności CrossFit. Wygrałam tak wiele zawodów, że wkrótce znalazłam się w krajowej klasyfikacji, zarówno w CrossFicie, jak i w olimpijskim podnoszeniu ciężarów, gdzie startuję w kategorii do 53 kilogramów. Nie uwierzylibyście w to, gdybyście mnie zobaczyli, ale w martwym ciągu potrafię podnieść 121 kilo. Stałam się tak silna dzięki treningowi CrossFit.

      Olimpijskie podnoszenie ciężarów jest konkurencją bardzo wyczerpującą i wymaga olbrzymiej siły oraz znajomości techniki. Składa się z rwania i podrzutu. Podczas rwania jednym płynnym ruchem dźwigasz sztangę z podłogi nad głowę. Następnie wsuwasz się całym ciałem pod ciężar, aby trzymać go w górze z zablokowanymi łokciami, po czym wstajesz z przysiadu.

      Podrzut to dwa ruchy wykonywane jeden po drugim. Najpierw zarzucasz sztangę na barki. Następnie wypychasz ciężar nad głowę i kończysz sekwencję z wyprostowaną sylwetką.

      Są to bardzo wymagające ćwiczenia, ale wykonywanie ich przyniosło w moim przypadku rezultaty, których nie dawały mi inne programy treningowe – podnoszenie ciężarów zmieniło też moje życie. Dzięki CrossFitowi stałam się sportowcem.

      Startuję w zawodach do dziś i stało się to jednym z moich wielu zajęć. Uwielbiam same turnieje, ale też przygotowania i wszystko, co z nimi związane. Nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabym robić coś innego. Wygrywanie jest wspaniałe, ale największą satysfakcję daje mi inspirowanie innych do realizowania marzeń i dążenia do celu.

      NASCAR WZYWA

      W 2012 roku przyjaciel, którego poznałam dzięki CrossFitowi, zapytał, czy nie chciałabym wziąć udziału w tak zwanym NASCAR Day. Jasne, czemu nie? Kolejne nowe doświadczenie – coś w sam raz dla mnie.

      Pojawiłam się więc na miejscu w swoim ślicznym stroju treningowym, gotowa na prowadzenie samochodu. Ups! Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że mam pracować w załodze mechaników, a nie siedzieć za kierownicą. Gdybym o tym wiedziała, nie poszłabym tam.

      Zmienianie kół naprawdę niezbyt mnie interesowało – do momentu, kiedy usłyszałam odgłos wkrętarki pneumatycznej i po raz pierwszy odkręciłam śrubę przy kole. Natychmiast złapałam bakcyla. Podobnie jak w zawodach CrossFit wykonywaliśmy tam zadania na czas: trzeba było podnieść samochód, wymienić opony i dokręcić śruby. Podniosłam auto, ale nie poszło mi z tym zbyt dobrze. Dajcie spokój – to waży prawie dwie tony! Podczas zmieniania opon wykazałam się jednak dużą dokładnością, a dokręcanie śrub sprawiło mi największą frajdę. Pozamiatałam konkurencję. Byłam tam jedyną dziewczyną i pokonałam wszystkich facetów, dokręcając pięć śrub w czasie 1,7 sekundy. Szybkość ręki w NASCAR Cup wynosi 1,2 sekundy. Tak więc już pierwszego dnia dokręcałam śruby niemal tak szybko jak członkowie profesjonalnego zespołu mechaników. Wszyscy widzieli, jak to robiłam, ale i tak byli w szoku. Nie mogli uwierzyć, że taki wynik osiągnęła dziewczyna mierząca 157 centymetrów i ważąca 53 kilogramy.

      Zespoły mechaników są niezbędnym elementem wszystkich wyścigów. Tworzą je pozostający w cieniu i niedoceniani zazwyczaj ludzie, którzy odgrywają bardzo istotną rolę w sukcesie kierowców. Czas stracony na torze musi nadrobić właśnie ekipa mechaników. Sprawna obsługa samochodu w boksie to doskonale skoordynowany wyczyn sportowy. Sześciu mężczyzn (było tak, zanim pojawiłam się ja) musi wymienić cztery opony i dolać paliwa, a czasami też dokonać regulacji sprężyn, w niecałe 15 sekund. Jedna źle dokręcona śruba może doprowadzić do katastrofy.

      Mechaników do takich zespołów wybiera się ze względu na sylwetkę, zwinność, dokładność i siłę. Mężczyźni, którzy się tym zajmują, to byli sportowcy albo studenci kierunków sportowych; wszyscy oni znają się na rzeczy. Ja nie spełniałam żadnego z tych kryteriów.

      Praca w boksach początkowo nie była przeznaczona dla kobiet, ale ja nie jestem zwyczajną kobietą. Pragnę nowych wyzwań. Jestem osobą, która ciągle szuka kolejnych doświadczeń, a jednocześnie, jak już wspomniałam, składam się ze sprzeczności. Kocham szminki, szpilki i… tatuaże. Na biodrze wytatuowany mam pistolet, który przypomina mi o czasie spędzonym w Iraku i wejściu na właściwą sportową ścieżkę. Jestem maksymalnie dziewczęca, ze wszystkimi tymi sukienkami i błyskotkami, a jednocześnie diabelnie bezwzględna w dążeniu do celu i zwycięstwa.

      Niedługo później dostałam telefon z Turner Motorsport. Zapytano mnie, czy jestem zainteresowana pracą przy wyścigach na poważnie. Ze śmiechem odparłam, że tamten próbny dzień był fajny, ale nie miałam pojęcia, jak wyczerpująca fizycznie jest ta praca. A potem usłyszałam, jak z moich ust padają słowa: „Uwielbiam zmieniać opony”.

      Tak czy inaczej miałam już wtedy napięty grafik. Zarządzałam własną siłownią, gdzie prowadziłam większość zajęć, organizowałam obozy treningowe oparte na ćwiczeniach bez przyrządów, prawie co weekend wygłaszałam seminaria na temat fitnessu i przygotowywałam się do zawodów CrossFit. Byłam już wtedy modelką i sławną osobą w świecie fitnessu, a w moim życiu działo się bardzo dużo. Tak więc ofertę odrzuciłam.

      Ciągle jednak o tym myślałam. Zaczęłam czytać o załogach mechaników i dowiadywałam się coraz więcej o tym fascynującym, nowym dla mnie świecie. Obsesyjnie szukałam nowych informacji na ten temat. Od czasu odkrycia CrossFitu nic mnie tak nie zafascynowało. Myślałam tylko o wyścigach.

      Wiedziałam, że byłoby trudno. CrossFit pozwolił mi wejść na wyższy poziom sprawności fizycznej. NASCAR mógł umożliwić mi dalszy rozwój. Ta myśl mną zawładnęła. W końcu powiedziałam sobie: „A niech to, spróbuję”.

      Dołączyłam do zespołu Michaela Waltripa, zostając pierwszą i jedyną pełnoprawną członkinią ekipy mechaników NASCAR w najbardziej prestiżowych rozgrywkach tego sportu. Przez cały tydzień wykonywałam poszczególne zadania, żeby wypracować sobie technikę i zbudować pamięć mięśniową. Ćwiczyliśmy na sucho, żebym podczas dnia wyścigu była maksymalnie szybka, silna i skupiona. Oglądaliśmy nagrania naszych poprzednich dokonań. Każdy pobyt auta w boksie jest nagrywany, żeby ekipy mogły później analizować czas jego obsługi i wykonane zadania. Była to bardzo techniczna praca, niewybaczająca najmniejszych błędów, i pokochałam ją całym sercem.

      Podczas wyścigów stałam przy ścianie na palcach, czekając na odpowiedni ułamek sekundy podczas wjazdu samochodu do boksu. Kiedy zwalniał, zbliżając się w moją stronę, ruszałam biegiem, wybijając się z prawej nogi, żeby jak najszybciej dotrzeć do jego dalszego boku.

      Obserwowałam przednią oponę i czekałam, aż samochód się zatrzyma. Dzięki temu mogłam paść na ziemię w pozycji umożliwiającej odkręcenie pierwszej śruby. Poruszając dłońmi tak szybko i dokładnie, jak tylko to możliwe, przykładałam wkrętarkę pneumatyczną do wszystkich śrub przy przednim