zaznaczyć, że wkład Ryana w edukowanie całego narodu był ogromny. Wszyscy znali jego historię i dowiadując się o jego tragedii, Ameryka przy okazji dowiadywała się więcej o samym AIDS. Co więcej, nowa szkoła Ryana prowadziła lekcje na temat tej choroby zarówno dla uczniów, jak i dla nauczycieli. Rada szkoły sponsorowała nawet konferencje dotyczące AIDS dla rodziców i innych członków społeczności szkolnej, a wszystko to zanim Ryan zdążył przekroczyć próg sali lekcyjnej. Znalazł też serdeczną przyjaciółkę w Jill Stewart, przewodniczącej samorządu uczniowskiego, która na dodatek mieszkała na tej samej ulicy co on.
Dzięki wysiłkom Jill i całej szkoły koledzy z klasy Ryana traktowali go z życzliwością, a nie ze strachem. Rodzice zrozumieli, że ich dzieciom nic nie grozi, i umieli załagodzić wszelkie obawy młodzieży uczęszczającej z chorym chłopcem do szkoły. Niektóre dzieci nawet edukowały swoich nadal zaniepokojonych rodziców na temat AIDS. W rezultacie ludzie się nie bali; byli gotowi do niesienia pomocy i wsparcia. Cicero było w stanie widzieć w Ryanie coś więcej poza jego chorobą i docenić, jak wspaniałym jest człowiekiem.
Ryan znalazł wprawdzie w Cicero schronienie, lecz nie przed swą chorobą. Nigdy nie chciał się poddać – co do tego nie ma wątpliwości – ale jego kruche ciało zniosło już zbyt wiele. Wiosną 1990 roku, pod koniec trzeciej klasy liceum, Ryan trafił do szpitala ze względu na poważne problemy z oddychaniem. Jeanne zadzwoniła do mnie i powiedziała, że został podłączony do respiratora. Natychmiast poleciałem do Indiany. Gwiazda futbolu amerykańskiego Howie Long oraz aktorki Judith Light i Jessica Hahn także byli na pokładzie tego samolotu. Oni również zaprzyjaźnili się z Ryanem i zaangażowali w jego sprawę.
Ostatni tydzień życia Ryana spędziłem przy jego szpitalnym łóżku, wspierając Jeanne i Andreę tak, jak tylko umiałem. Oznaczało to przede wszystkim objęcie stanowiska swoistej sekretarki White’ów. Wiele osób chciało się skontaktować z Ryanem telefonicznie lub mailowo: przyjaciele, gwiazdy, politycy – każdy chciał wyrazić swoje wsparcie. Ryan często był nieprzytomny, lecz obudził się, gdy zadzwonił Michael Jackson. Michael był w tym czasie największą gwiazdą na świecie, prawdopodobnie najsłynniejszym człowiekiem na całej Ziemi. Kilka lat wcześniej on także zaprzyjaźnił się z Ryanem, a jednym z najcenniejszych skarbów Ryana był ford mustang, hojny prezent od Michaela. Ponieważ Ryan był już umierający, nie mógł samodzielnie rozmawiać przez telefon, trzymałem więc słuchawkę przy jego uchu, a Michael przekazał mu wiele słów wsparcia i miłości.
Bardzo zżyliśmy się z Jeanne podczas ostatniego tygodnia życia Ryana. Nazwała mnie wtedy swoim aniołem stróżem, bo pomogłem jej rodzinie w tym strasznym czasie, załatwiając wszelkie szczegóły logistyczne i po prostu będąc przy nich. Ale tak naprawdę było zupełnie na odwrót. Jeanne i jej rodzina stali się moimi aniołami stróżami. A wiadomość, której byli posłańcami, była oczywista: ja mogę być następny na łożu śmierci.
Miałem mnóstwo pieniędzy, lecz było to bez znaczenia, bo wysiadło mi zdrowie. Nie czułem się dobrze. Jednakże w przeciwieństwie do Ryana na moje uzależnienia i skłonności do autodestrukcji istniało lekarstwo. Kiedy tak stałem obok szpitalnego łóżka Ryana, trzymałem Jeanne za rękę i patrzyłem na jego opuchnięte, zdeformowane ciało, w końcu do mnie dotarło: nie chciałem umierać.
Tamtego dnia, wieczorem 7 kwietnia, miałem występować na wielkim koncercie w Indianapolis, niedaleko od szpitala dziecięcego Riley, gdzie przebywał Ryan. Impreza została nazwana Farm Aid IV i był to czwarty z rzędu koncert organizowany w celu zebrania pieniędzy na wsparcie finansowe i edukację amerykańskich rodzin farmerskich. Kilka miesięcy wcześniej z radością zgodziłem się wziąć udział w tym wydarzeniu u boku takich niezwykłych wykonawców jak Garth Brooks, Guns N’ Roses, Neil Young, Jackson Browne, Willie Nelson, John Mellencamp i wielu, wielu innych. W tamtym momencie jednak, gdy Ryan był umierający, nie chciałem go opuszczać.
Mimo to popędziłem do Hoosier Dome i w pośpiechu wyszedłem na scenę. Pozostali wykonawcy mieli na sobie swoje standardowe kostiumy sceniczne, ale ja ubrany byłem w wiatrówkę i czapkę z daszkiem. Byłem tak przygnębiony, że nie zwracałem uwagi na swój wygląd, i to było widać. Nawet 60 tysięcy krzyczących fanów nie było w stanie przegonić mojego smutku. Z racji tego, że było tak wielu wykonawców, każdy z nas wykonywał tylko kilka piosenek. Zagrałem utwór Daniel, a potem I’m Still Standing. Przed trzecią piosenką oznajmiłem publiczności: „Ta będzie dla Ryana”. Rozległ się głośny aplauz. Cały naród przeżywał informację o hospitalizacji chłopca i wszyscy wiedzieli, że nie zostało mu wiele życia. Zagrałem Candle in the Wind, a reakcja słuchaczy była wzruszająca. Gdy spojrzałem na tłum, zobaczyłem, że ludzie trzymają w dłoniach zapalniczki – tysiące płomyków migotało w ciemności dla mojego umierającego przyjaciela.
Kiedy skończyłem śpiewać, pospiesznie zszedłem ze sceny i ruszyłem z powrotem do szpitala. Tam też byłem kilka godzin później, gdy Ryan umarł rankiem 8 kwietnia 1990 roku.
Nigdy nie zapomnę tego pogrzebu. Nigdy nie zapomnę tej odrętwiającej tragedii. Nigdy nie zapomnę, jak wyglądał w otwartej trumnie, ani tej jazdy samochodem z kościoła na cmentarz. Padał deszcz. Jechaliśmy bardzo wolno i ostrożnie, zjednoczeni w smutku. Nigdy nie zapomnę, jak Jeanne w obliczu największej straty w życiu pamiętała jeszcze, by mi podziękować, docenić to, że przy niej byłem. Jakże surrealistyczne się to wszystko zdawało, niczym jakiś okropny sen.
To był koniec bardzo długiego tygodnia. To był koniec bardzo długiej walki.
Jeanne poprosiła mnie, bym poszedł w kondukcie żałobnym i do tego zaśpiewał podczas pogrzebu. Nie byłem pewien, czy będę w stanie opanować emocje na tyle, by to zrobić, ale zgodziłem się wykonać jakąś piosenkę. Nie mogłem jej odmówić, ale zupełnie nie wiedziałem, co zaśpiewać. Nie miałem pojęcia, co byłoby najbardziej odpowiednie na tak tragiczną i bolesną okazję.
W końcu postanowiłem wrócić do swojego pierwszego albumu, Empty Sky, i piosenki Skyline Pigeon, którą napisaliśmy wspólnie z Berniem Taupinem. Zawsze należała ona do moich ulubionych i uważałem, że była najlepszym utworem z tego pierwszego albumu, może nawet w ogóle jedną z naszych najbardziej udanych piosenek. Mówi o wolności i wyzwoleniu i dlatego zdawała się pasować na pogrzeb Ryana. Pomyślałem, że teraz, gdy Ryan umarł, może wreszcie iść, gdzie tylko chce, jego dusza może swobodnie wędrować, a jego duch inspirować ludzi na całym świecie. Zdecydowałem jednak, że nie mogę być sam na scenie, i poprosiłem, żeby chór ze szkoły Ryana zaśpiewał razem ze mną.
Przede mną na fortepianie stało zdjęcie Ryana, za mną była jego trumna. Bardzo rzadko wykonuję teraz tę piosenkę. Mój chrześniak zmarł kilka lat temu w wieku zaledwie czterech lat. Także na jego pogrzebie zaśpiewałem Skyline Pigeon.
Na pogrzeb Ryana przybyło ponad półtora tysiąca osób – nie tylko rodzina i przyjaciele, ale również gwiazdy i politycy najwyższego szczebla. Był Michael Jackson. Była Judith Light. Howie Long i Phil Donahue razem ze mną szli w kondukcie żałobnym. Była też pierwsza dama Barbara Bush. Wszystkich przepełniał smutek, nawet tych, którzy ledwo znali Ryana.
W uroczystości uczestniczyło także kilka osób z Kokomo, między innymi prawnik grupy rodziców, którzy starali się uniemożliwić Ryanowi powrót do szkoły. Wyraził swoje kondolencje i poprosił Jeanne, by wybaczyła ich miastu sposób, w jaki traktowało Ryana. Ona zaś wybaczyła bez wahania.
W ciągu roku od śmierci mego przyjaciela jego grób był czterokrotnie niszczony. To biedne dziecko nie mogło nawet spocząć w pokoju. Mimo to przesłanie Ryana żyje nadal. Na jego nagrobku wygrawerowano siedem słów: „cierpliwość”, „tolerancja”, „wiara”, „miłość”, „przebaczenie”, „mądrość” i „duch”.
Kochałem