grupa mężczyzn w środku nocy w centrum Bejrutu może wzbudzić podejrzenia. Zasugerował, że niektórzy z nich powinni mieć na sobie kobiece ubrania.
– Dzięki temu mogliby też ukryć więcej broni – dodał z uśmiechem.
Niektórym członkom Sajeretu nie podobało się, że ich dowódca zaangażował jednostkę w operację, która wykraczała poza zbieranie materiałów wywiadowczych. Przed akcją wybuchła zażarta dyskusja. Dwaj ludzie Baraka, Amitai Nahmani i Amit Ben Horin, obaj kibucnicy i członkowie lewicowej organizacji Ha-Szomer ha-Cair, wykrzyczeli dowódcy, że to nie jest komando śmierci i nie mają zamiaru stać się skrytobójcami. Barak próbował ich uspokoić, jednak zażądali spotkania z kimś wyższym rangą. Dowódca zorganizował więc spotkanie z szefem sztabu Elazarem, który przypomniał im, jak ważna jest walka z terroryzmem i że Fatah przelewa żydowską krew w Izraelu i za granicą. Stwierdził, że mają obowiązek odpowiedzieć na to „z pełną siłą i elegancją”. Obydwaj uznali te wyjaśniania za wystarczające i zostali przydzieleni do poprowadzenia grupy.
Barak postrzegał tę dyskusję jako „dowód siły jednostki. Ludzie ją tworzący byli nie tylko wybitnymi wojskowymi, lecz także ludźmi ze swoim zdaniem, ludźmi mającymi wątpliwości, ludźmi, których nie zadowala zwykły rozkaz zabicia kogoś, ale oprócz tego chcą poznać odpowiedź na pytanie: dlaczego”.
Podczas gdy członkowie Sajeretu i komandosi z Szajetet 13 ćwiczyli lądowanie, Jael i Model dalej zbierali informacje wywiadowcze430. Jael wybrała miejsce najlepiej pasujące na lądowanie – prywatną plażę przy Sands Hotel. Wydawała się idealna, ponieważ wstęp na nią mieli wyłącznie goście hotelu i blisko było z niej na hotelowy parking. Potem zaczęła spacerować po pobliskich ulicach: drobna kobieta w długiej spódnicy i w ciemnych okularach, z torebką przewieszoną przez ramię. Obfotografowała drogę z plaży, ulice, którymi będą jechać zamachowcy, centralę telefoniczną, którą prawdopodobnie trzeba będzie wysadzić, żeby nie można było wezwać policji, budynki przy ulicy Verdun, portiera przy wejściu.
Zebrała również informacje na temat pobliskiego posterunku policji, położonego zaledwie jakieś dwieście metrów od wieżowców, i obliczyła, ile czasu zajmie patrolom policyjnym dotarcie do nich.
Przed zameldowaniem szefowi sztabu, że jednostki są gotowe do wyruszenia, generał brygady Emmanuel Szaked, szef piechoty, spadochroniarz i naczelny dowódca operacji, zażądał spotkania z pracownikami Kejsarii, którzy przetransportują jego ludzi z plaży do wieżowców i z powrotem. Na spotkanie z Elazarem i Szakedem, do którego doszło w ośrodku szkoleniowym Sajeretu, przybyli również Zamir, Harari i Romi.
Szaked określił to spotkanie jako „jedną wielką katastrofę”. Poprosił członków Kejsarii, żeby się przedstawili i opisali swoje dotychczasowe doświadczenie bojowe.
– Kiedy ostatni raz mieliście w rękach broń i jej użyliście? – zapytał. Ku jego przerażeniu okazało się, że większość z nich nigdy nie trzymała w rękach broni. Tylko niektórzy służyli w wojsku. A i ci, którzy mieli za sobą jakieś przeszkolenie wojskowe, nie potrafili walczyć.
Szaked wpadł w szał. Odwrócił się do Zamira i rzucił:
– Zabieraj stąd te swoje pokraki.
Szaked powiedział Harariemu, że „nie był przygotowany na powierzenie operacji ludziom, którzy nie są żołnierzami”.
– Gdyby byli żołnierzami, nie potrzebowalibyśmy pomocy wojska – odparował Harari z tak wielkim gniewem, że Elazar musiał go uspokajać.
– To wojownicy o wielkim znaczeniu. Bez nich niemożliwe byłyby działania żołnierzy – stwierdził Zamir431.
6 kwietnia sześciu oficerów Kejsarii przyleciało do Bejrutu z różnych europejskich lotnisk ze sfałszowanymi paszportami Niemiec, Belgii i Wielkiej Brytanii. Zameldowali się osobno w Sands Hotel, wynajęli wielkie amerykańskie samochody i zaparkowali je na hotelowym parkingu.
Po południu 9 kwietnia żołnierze Sił Obronnych Izraela zostali zawiezieni do bazy marynarki wojennej w Hajfie. Na ostatniej odprawie Szaked powiedział im:
– Nie chodzi o to, żebyście strzelili do celu i wyszli. Najpierw musicie się upewnić, że rzeczywiście nie żyje432.
O szesnastej na spokojne Morze Śródziemne wypłynęło osiem kutrów rakietowych. Dwadzieścia dwa kilometry od Bejrutu żołnierze wyłączyli silniki i rzucili kotwice. Minutę po siedemnastej jeden z członków Kejsarii spotkał się z Jael w Hotelu Fenickim. Potwierdziła, że trzy cele znajdują się w swoich mieszkaniach. Rozdzielili się, po czym funkcjonariusz nadał komunikat: „Ptaszki w gniazdach”.
Opuszczono dziewiętnaście pontonów z żołnierzami: dwudziestu jeden z Sajeret Matkal, trzydziestu czterech komandosów i dwudziestu żołnierzy z jednostki spadochronowo-zwiadowczej. Te elitarne siły wspomagał personel dodatkowy liczący około trzech tysięcy osób. Była to jedna z największych (o ile nie największa) operacji selektywnej eliminacji w XX wieku. Harari, Zamir, Romi, Elazar i minister obrony Dajan zgromadzili się w bunkrze pod bazą wojskową Ha-Kirja, położoną w starej dzielnicy Tel Awiwu zajmowanej niegdyś przez sektę Templer, i monitorowali operację. W „Jamie” (po hebrajsku bor), jak nieoficjalnie nazywano bunkier, przebywał również szef Amanu Eli Zeira. Wiedział, że chociaż prawie cała marynarka wojenna Izraela znalazła się w stanie gotowości bojowej, „Wiosna Młodości” była „operacją bez szans na misję ratunkową”433.
Pontony popłynęły w kierunku świateł Bejrutu. Po przybiciu do brzegu żołnierze z Szajetet 13 przenieśli członków grupy uderzeniowej na suchy ląd, żeby nie mieli przemoczonych ubrań i ich kamuflaże nie ucierpiały – przy tym z wyjątkową ostrożnością podeszli do funkcjonariuszy przebranych za kobiety. Ekipa Mossadu czekała już na nich na parkingu.
Barak, również przebrany za kobietę, usiadł na przednim siedzeniu jednego z trzech samochodów.
– Ruszaj! – rozkazał, ale silnik nie zaskoczył. Kierowca z Mossadu cały się spocił i zaczął drżeć. Barak myślał, że jest w szoku albo został ranny. Tymczasem on po prostu strasznie się bał.
– Nigdy dotąd nie byłem nigdzie, gdzie się strzela – wyznał. – Zrobiłem rozpoznanie okolicy. Ulicę w pobliżu budynków patroluje dwóch żandarmów z pistoletami maszynowymi.
Barak i Muki Betser, długoletni bojownik Sajeretu, uspokoili kierowcę, okłamując go, że nikt nie będzie strzelał.
– Ruszaj! – powtórzył Barak. Postanowił nie powiadamiać o żandarmach Szakeda, który dowodził akcją z kutra. Bał się, że ten odwoła akcję434.
Trzy auta wjechały do luksusowej dzielnicy Ramlet al-Bajda. Dwie przecznice od celu bojownicy wysiedli z wozów i zaczęli iść parami (każdą parę stanowili mężczyzna i mężczyzna przebrany za kobietę). Było już późno, około dwudziestej trzeciej, ale po ulicach wciąż chodziło trochę osób. Dwaj znudzeni żandarmi stali, paląc papierosy. Nie zwrócili uwagi na przechodzące pary.
Muki Betser trzymał Baraka pod rękę; udawali parę na romantycznym spacerze.
– Przypomina mi się Rzym – wyszeptał Betser435.
W jednym z budynków spał al-Nadjjar. W innym, w dwóch oddzielnych mieszkaniach, pozostali dwaj: Adwan i Nasser. Przy wejściach do budynków pary rozdzieliły się i uformowały oddziały: po jednym na każdy z trzech celów i jeszcze jeden, z lekarzem i pod dowództwem