Libanu. Element zaskoczenia wymagał koordynacji wszystkich działań.
Małe ładunki wybuchowe wysadziły drzwi. Kobieta, którą obudził odgłos kroków na schodach i wyjrzała przez judasza, zginęła w wyniku wybuchu. Al-Nadjjar wypadł z sypialni, zrozumiał, co się dzieje, i zamknął się w innym pokoju. Betser obsypał drzwi gradem kul z automatycznej broni, zabijając zarówno jego, jak i jego żonę. Drugi cel, Kamal Nasser, schował się pod łóżkiem i stamtąd zaczął strzelać z pistoletu, raniąc jednego z Izraelczyków w nogę. Atakujący unieśli łóżko i zastrzelili go dwiema długimi seriami.
Kamal Adwan wyskoczył z trzeciego mieszkania z naładowanym AK-47, ale widząc przed sobą kobietę i mężczyznę, zawahał się i tę chwilę wahania przypłacił życiem, ponieważ Izraelczycy wystrzelili z uzi ukrytych pod odzieżą.
W tym samym czasie ochroniarz z OWP, który miał strzec celów, ale spał w swoim samochodzie, obudził się i wysiadł z pistoletem w ręce. Barak i Amiran Lewin, jeden z jego najlepszych oficerów, zastrzelili go z pistoletów z tłumikami. Jeden z pocisków uderzył w samochód i włączył alarm436. Obudził on sąsiadów, którzy wezwali policję. „To kolejny dowód na to, że zawsze może dojść do jakiejś niespodzianki – wspominał Betser. – Trzeba spodziewać się nieoczekiwanego”437.
Wkrótce potem policjanci z pobliskiego posterunku ruszyli szybko w kierunku ulicy Verdun, gdzie Izraelczycy wciąż przetrząsali mieszkania w poszukiwaniu dokumentów. W końcu oddziały zbiegły po schodach, omal nie zostawiając jednego ze swoich, Jonatana Netanjahu, brata Binjamina. Mieli teraz na karku bejrucką policję. Lewin stał na środku ulicy, wciąż w blond peruce, i strzelał naokoło z uzi. Barak ostrzeliwał policjantów. Betser pruł w policyjnego land rovera, osłaniając Lewina. Nagle nadjechał dżip z czterema libańskimi żołnierzami i zatrzymał się z piskiem opon. Betser rzucił w niego granatem. Zabił trzech pasażerów i lekko ranił kierowcę. Jael widziała z okna, jak ranny siedział godzinami na chodniku, szlochając, aż w końcu zabrano go do szpitala.
Egzekutorzy odparli atak policjantów, wskoczyli do wynajętych samochodów i ruszyli w kierunku plaży. Rozrzucali za sobą ostre stalowe trójnogi, przebijając opony policyjnych radiowozów, które ruszyły za nimi w pościg. Barak przywołał przez radio komandosów, by zabrali ich z plaży. Mimo chaosu pozostał opanowany i był w stanie się wyłączyć. „Pamiętam, że rozglądałem się ze zdumieniem dookoła – wspominał. – Nigdy nie jechałem tak wspaniałymi ulicami, nigdy nie widziałem tak pięknych apartamentowców. W Izraelu nie mieliśmy takich budynków”. Strasznie się pocił w peruce, więc otworzył okno i poczuł chłodny powiew na twarzy. Odprężył się. Nagle ujrzał pracownika stacji benzynowej podbiegającego do krawężnika i krzyczącego do nich, żeby zwolnili.
– Kropnij go, Muki – powiedział do Betsera.
– To nie jest gliniarz – odparł Betser i nie strzelił438.
Druga ekipa, złożona z żołnierzy jednostki spadochronowo-zwiadowczej, która zaatakowała budynek w innej dzielnicy, miała mniej szczęścia. Żołnierze zabili ochroniarzy stojących przy wejściu budynku Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny, który zaatakowali, ale nie mieli pojęcia o drugim stanowisku ochrony. Palestyńczyk otworzył ogień i poważnie ranił trzech Izraelczyków. Dwóch z nich przeniesiono do samochodu. Trzeci, Jigal Pressler, oberwał czternaście razy. Komandos zarzucił go sobie na plecy i ruszył do auta, jednak ochroniarz, prawdopodobnie biorąc Presslera za Palestyńczyka, próbował go odbić. Cała trójka upadła na ziemię. Pressler nie miał czucia w ręce, ale udało mu się odbezpieczyć pistolet zębami. Palestyńczyk rzucił się do ucieczki. Komandos pobiegł za nim i Pressler myślał, że został sam439. Zastanawiał się już, czy nie popełnić samobójstwa, kiedy komandos wrócił i znowu go podniósł. Zewsząd dobiegały strzały, wybuchy i krzyki. W sąsiednich budynkach zapaliły się światła.
Zamiast natychmiast się wycofać, dowódca grupy Amnon Lipkin-Szachak, z opanowaniem, za które otrzymał pochwałę od szefa sztabu, rozkazał swoim ludziom pozostać i kontynuować misję, podkładając ładunki wybuchowe w budynku.
– Najtrudniejsze chwile – powiedział mi Lipkin-Szachak – przeżyłem nie podczas walki, ale wtedy, gdy wróciliśmy do samochodów. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że nie ma wozu z rannymi”440. Utknął wraz ze swoimi ludźmi (w tym z ciężko rannym Presslerem) w centrum Bejrutu, mając do dyspozycji jedynie dwa auta. Prowadzony przez członka Kejsarii trzeci samochód, w którym znajdowało się dwóch poważnie rannych, zniknął. Łączność radiowa nie działała. Pospieszne poszukiwania nic nie dały.
„To było bardzo niepokojące” – dodał Lipkin-Szachak. Nie chciał odjeżdżać, nie wiedząc, co się stało z rannymi, jednak nie miał wyboru. Rozkazał wszystkim stłoczyć się w dwóch autach i pojechali w kierunku plaży. Ledwo ruszyli, usłyszeli potężny huk. Budynek, w którym podłożyli ładunki wybuchowe, właśnie eksplodował. Później dowiedzieli się, że pod ruinami zostało pogrzebanych około trzydziestu pięciu działaczy Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny.
Kiedy dotarli do plaży, ujrzeli zaginiony samochód. Za kierownicą siedział funkcjonariusz Kejsarii, a na tylnym siedzeniu leżeli ich dwaj towarzysze. Jeden z nich zdążył się już wykrwawić. Kierowca, spocony jak mysz, w drżących palcach trzymał papierosa. „Zapytałem go, co się stało – wspominał Lipkin-Szachak – dlaczego na nas nie zaczekał, dlaczego nie zaczekał, aż lekarz jednostki opatrzy rannych. Tłumaczył się bezładnie. Z tego, co zrozumiałem, usłyszał strzały i pomyślał, że już po nas, więc postanowił jechać na plażę”441.
Ludzie Lipkina-Szachaka się wściekli. „Dopuszczenie do akcji ludzi bez doświadczenia bojowego było błędem – powiedział jeden z nich. – Ten facet z Kejsarii wiedział, że mamy problem, a mimo to uciekł”.
Grupa załadowała się do pontonów i wróciła na kuter rakietowy. Drugi z rannych zmarł podczas operacji na morzu. Dwaj spadochroniarze nie wytrzymali i zaczęli wrzeszczeć na funkcjonariusza Kejsarii odpowiedzialnego za śmierć ich towarzyszy. Ten nie pozostał im dłużny. Jeden z żołnierzy spoliczkował go, on odpowiedział ciosem pięścią i na pokładzie wywiązała się bójka. Dopiero inni żołnierze ich rozdzielili442.
O świcie wszyscy uczestnicy akcji byli już w Izraelu. Kiedy Barak wrócił do domu, jego żona Nawa jeszcze spała. Odstawił plecak i położył się obok niej. Był tak zmęczony, że nie zawracał sobie głowy zdejmowaniem butów. Kiedy się obudziła, zdziwiła się na widok męża śpiącego przy jej boku z makijażem na twarzy i resztkami jaskrawoczerwonej szminki na ustach443.
Chaos, jaki zapanował rano w Bejrucie, sprawił, że nikt nie zwrócił uwagi na szczupłą kobietę wchodzącą do urzędu pocztowego przy ulicy Madame Curie. Jael napisała list do swojego oficera prowadzącego, w którym opisała przerażenie wywołane tym, co widziała przez okno swojego mieszkania.
Drogi Emilu,
Wciąż nie mogę się otrząsnąć po ostatnich wydarzeniach. Nagle w środku nocy obudziły mnie wybuchy […]. Wpadłam w panikę – Izraelczycy atakują! […] To było straszne […]. Rano wszystko wydawało mi się po prostu złym snem. Ale nim nie było. Ci okropni Izraelczycy naprawdę tu byli […]. Po raz pierwszy zrozumiałam, skąd tyle nienawiści do tego kraju i do Żydów […]. To naprawdę jest ładna, spokojna dzielnica mieszkalna z łagodnymi, bardzo miłymi ludźmi.
Jael