płaci dywidendy po tym, jak większość Twojego życia wyparuje. Pozwól, że będę szczery – jeśli Twoja droga do bogactwa pożera Twoje aktywne, dorosłe życie, a bogactwo nie jest gwarantowane, ta droga jest do kitu. „Droga do bogactwa” uzależniona od Wall Street, niczym gra, w której stawką jest czas Twojego życia, jest jedynie brudną, śmierdzącą uliczką.
Niemniej, wyznaczony plan nadal dzierży władzę, polecany i wdrażany przez rzesze zakłamanych „finansowych ekspertów”, którzy nie stali się bogaci za sprawą stosowania własnych rad, ale dzięki własnym strategiom Fastlane. Prognostycy Slowlane wiedzą coś, o czym Ci nie mówią: ich nauki nie działają – działa ich sprzedawanie.
W „Fastlane milionera” nie chodzi o odejście na emeryturę z milionami, ale o ponowne zdefiniowanie bogactwa, frajdy, wolności i dostatku. Weźmy, na przykład, taki komentarz z forum Fastlane:
Czy to bzdura? Wiesz, chodzi mi o marzenie o wspaniałym życiu w młodości – posiadaniu egzotycznych samochodów, wymarzonego domu, czasu na podróże i podążanie za marzeniami. Czy faktycznie można opuścić wyścig szczurów w młodym wieku? Jestem 23-letnim bankierem inwestycyjnym z Chicago, Illinois. Pobieram skromną pensję i niskie prowizje. Większość ludzi uważa, że mam dobrą pracę, ale ja jej nienawidzę. Kiedy wjeżdżam do centrum Chicago, widzę ludzi, prowadzących życie jak ze snu, jeżdżących drogimi, egzotycznymi samochodami, i myślę sobie… mają po 50 lat i więcej, i siwe włosy! Jeden z nich powiedział mi kiedyś: »Wiesz, kiedy w końcu stać cię na jedną z tych zabawek, jesteś już prawie za stary na to, żeby się nią cieszyć!«. Ten facet był 52-letnim inwestorem w nieruchomości. Pamiętam, jak na niego patrzyłem i myślałem: Boże… to nie może być prawda!
Mogę to zweryfikować – Twoje marzenie nie jest bzdurą. Możesz wieść takie życie w młodym wieku. Późny wiek nie jest niezbędnym warunkiem zostania bogatym lub zaprzestania pracy. Prawdziwą bzdurą jest jednak myślenie, że możesz to zrobić dzięki strategii „Bogać się powoli”, przynajmniej do momentu Twoich trzydziestych urodzin. Wiara w to, że późny wiek zwiastuje emeryturę, jest prawdziwą bzdurą. Bzdurą jest przyzwolenie na to, aby „Bogać się powoli” skradło Twoje marzenia.
Powiedz: „emerytura”. Co widzisz? Ja widzę kapryśnego staruszka na werandzie, w skrzypiącym bujanym fotelu. Widzę apteki, gabinety lekarskie, chodziki i obrzydliwe pieluchy. Widzę domy opieki i obciążonych nadmiernym ciężarem bliskich. Widzę starych i niepełnosprawnych. Do diabła, nawet czuję coś spleśniałego z okolic 1960 roku. Ludzie odchodzą na emeryturę w wieku 60 lub 70 lat. Nawet w tym wieku walczą o związanie końca z końcem i muszą polegać na zbankrutowanych programach rządowych, aby przetrwać. Inni pracują do późnych lat jedynie po to, aby utrzymać styl życia. Są też tacy, którym nigdy się nie udaje i pracują aż do śmierci.
Jak to możliwe? Po prostu: „Bogać się powoli” wymaga całego życia, a sukces tej strategii jest niesprawiedliwie zależny od zbyt wielu czynników, których nie jesteś w stanie kontrolować. Zainwestuj 50 lat w pracę i mizerne życie, a potem, pewnego dnia, możesz odejść na emeryturę w dostatku, by nie rozstawać się z wózkiem inwalidzkim i pudełkiem z lekami na receptę. Ależ to kompletnie nieinspirujące.
Mimo to miliony podejmują się tej 50-letniej niepewnej gry. Ci, którym się udaje, otrzymują swoją nagrodę – finansową wolność, wraz z późnym wiekiem. Nie, dziękuję.
Ale nie martw się, z nieba spada wsparcie: „To są właśnie złote lata!”. Kogo oni chcą oszukać? Złote dla kogo?
Jeśli podróż pożera 50 lat Twojego życia, czy jest tego warta? Pięćdziesięcioletnia droga do bogactwa nie jest frapująca i z tego powodu nielicznym udaje się to bogactwo osiągnąć, a ci, z kolei, otrzymują finansową wolność u schyłku swojego życia.
Problem z przyjętymi normami odejścia na emeryturę tkwi w tym, czego nie widzisz. Nie widzisz młodości, nie widzisz frajdy, nie widzisz spełnienia marzeń. Złote lata nie są wcale złote – są czekaniem na śmierć. Jeśli chcesz finansowej wolności, zanim zjawi się śmierć, „Bogać się powoli” nie jest rozwiązaniem. Jeśli chcesz odejść na emeryturę w młodym wieku, kiedy masz jeszcze zdrowie, energię i włosy, musisz zignorować popularną w społeczeństwie błędną mapę „Bogać się powoli” i wszystkich guru, karmiących Cię łyżeczką „błotem z koryta”. Istnieje inna droga.
• „Bogać się powoli” wymaga długiego życia i dochodowego zatrudnienia.
• „Bogać się powoli” jest przegraną grą, ponieważ to gra z Twoim czasem.
• Prawdziwe złote lata są wtedy, kiedy jesteś młody, rozumny i pełen sił.
Rozdział 2: Jak oszukałem „Bogacenie się powoli”
Celem życia nie jest bycie po stronie mas, ale ucieczka do szeregów szaleńców.
The object of life is not to be on the side of the masses, but to escape finding oneself in the ranks of the insane.
Jako nastolatek nigdy nie dawałem sobie szansy zdobycia bogactwa w młodości. „Bogactwo + młodość” było zadaniem, którego nie dało się rozwiązać, ponieważ nie miałem do tego fizycznej umiejętności. Znane drogi do bogactwa dla młodych wiążą się z konkurencją i wymagają talentów. Zostanie aktorem, muzykiem, komikiem czy zawodowym sportowcem było opatrzone dużym znakiem „DROGA ZAMKNIĘTA”, który wyśmiewał się ze mnie, zdając się mówić: „Nie ma szans, MJ”!
W rezultacie dość wcześnie się poddałem. Porzuciłem swoje marzenia. „Bogać się powoli” postawiło sprawy aż nadto jasno: Idź do szkoły, znajdź pracę, zgódź się na mniej, poświęcaj się, bądź nędzarzem i przestań marzyć o finansowej wolności, domach na zboczach gór i egzotycznych samochodach. Ja jednak wciąż marzyłem. Dokładnie to robią nastoletni chłopcy. Dla mnie liczyły się tylko samochody – zwłaszcza Lamborghini Countach.
Dorastałem w Chicago. Byłem opasłym dzieciakiem, który miał niewielu kumpli. Nie interesowałem się nastoletnimi dziewczynami ani sportem, spędzałem czas, leżąc na pufie i napychając się pączkami, oglądając powtórki kreskówki „Tom i Jerry”.
Opieki rodziców nie było. Mama rozwiodła się z ojcem lata wcześniej, co poskutkowało wychowywaniem mnie i starszego rodzeństwa w pojedynkę. Nie miała wyższego wykształcenia ani kariery, chyba że liczy się przewracanie mięsa na hamburgery w restauracji Kentucky Fried Chicken. Otrzymałem wolność robienia tego, co chciałem. Zwykle było to jedzenie słodyczy i oglądanie najnowszego odcinka „Drużyny A”. Moja aktywność fizyczna ograniczała się do przełączania kanałów długim złamanym kijem od miotły, który służył mi jako pilot, ponieważ prawdziwy był popsuty, a ja byłem zbyt leniwy, żeby się ruszyć. Kiedy już się ruszałem, na celownik brałem zwykle miejscowy sklep z lodami. Zawsze mogłem liczyć na słodką przyjemność.
Tamten dzień był jak każdy inny. Zapragnąłem lodów. W drodze do sklepiku rozmyślałem nad smakiem mojej następnej zachcianki. Kiedy dotarłem na miejsce, ujrzałem go – Lamborghini Countach. Stałem naprzeciw samochodu swoich marzeń, wsławionego przez filmowy hit „Cannonball Run”. Byłem wpatrzony w niego, zaparkowanego stoicko niczym wszechmocny król, jak wyznawca wiary w swojego boga. Poraziło mnie tak, że z mojego mózgu zniknęła wszelka myśl o lodach.
Znałem