kroki w stronę samochodu. Czy to mógł być jego właściciel? Niemożliwe. Nie mógł mieć więcej niż 25 lat. Ubrany był w niebieskie jeansy i za dużą flanelową koszulę, pod którą wypatrzyłem koszulkę z koncertu Iron Maiden. Wydedukowałem, że to nie mógł być on. Oczekiwałem, że właścicielem będzie stary, pomarszczony facet z cofniętą szarą linią włosów, ubrany w niemodne ciuchy. Było jednak inaczej.
Co jest, u diabła? Jakim sposobem młodego faceta stać na taki niesamowity wóz? Na Boga, ten samochód kosztuje więcej niż dom, w którym mieszkam! To musi być zwycięzca loterii – rozmyślałem. Hmm… a może to jakiś bogaty dzieciak, który odziedziczył rodzinną fortunę? Nie – to zawodowy sportowiec. Tak, to jest to – zdecydowałem.
Nagle mój umysł ogarnęła śmiała myśl: Hej, MJ, dlaczego nie zapytasz faceta, czym się zajmuje?. Czy mógłbym to zrobić? Stałem na chodniku ogłupiały, negocjując z samym sobą. Ośmielony napływem adrenaliny, poczułem, jak moje nogi powoli ruszają w stronę samochodu tak, jakby mój mózg nie do końca się na to zgadzał. Gdzieś głęboko w mojej głowie drwił ze mnie mój brat: „Niebezpieczeństwo, Willu Robinsonie, niebezpieczeństwo!”.
Wyczuwając nalot, właściciel auta ukrył swój niepokój pod wymuszonym uśmiechem i otworzył drzwi. Wow! Drzwi wystrzeliły w niebo pionowo, a nie w bok, jak w zwykłym samochodzie. Wybiło mnie to kompletnie z rytmu, ale musiałem zachować spokój – jakby samochody z otwieranymi do góry drzwiami były czymś normalnym. To, co nie mogło być więcej niż dwudziestoma słowami, wydało się powieścią. Nadeszła moja szansa i chwyciłem ją. „Przepraszam pana”, wymamrotałem nerwowo w nadziei, że mnie nie zignoruje, „Czy mogę spytać, czym się pan zajmuje?”.
Uspokojony, że nie byłem nastoletnim bandziorem, właściciel uprzejmie odpowiedział: „Jestem inwestorem”. Zakłopotany faktem, że jego odpowiedź nie miała żadnego związku z moimi wcześniejszymi wyobrażeniami, uświadomiłem sobie, że wszystkie pytania, które miały nastąpić, zostały unieważnione, co sparaliżowało mój następny ruch. Stałem zmrożony, jak lody, po które szedłem kilka minut wcześniej. Wyczuwając szansę na ucieczkę, młody właściciel lamborghini zajął miejsce za kierownicą, zamknął drzwi i odpalił silnik. Na parkingu rozległ się głośny ryk z tłumików, który przykuł uwagę wszystkich okolicznych form życia do obecności groźnego lamborghini. Czy tego chciałem, czy nie, rozmowa była zakończona.
Wiedząc, że mogą minąć lata, zanim przydarzy mi się znów podobny widok, przyjąłem do wiadomości mentalne przesłanie samochodowego jednorożca. Odszedłem przebudzony, z nową, otwartą ścieżką w systemie neuronowym, która nagle pojawiła się w moim mózgu.
Co się tego dnia zmieniło? Ujrzałem Fastlane i nową prawdę. Jeśli chodzi o lody, po które się wybrałem – w ogóle nie dotarłem do sklepiku. Zawróciłem i poszedłem do domu z wizją nowej rzeczywistości. Nie miałem predyspozycji sportowych, nie umiałem śpiewać ani grać na scenie, ale mogłem stać się bogaty bez sławy i fizycznego talentu.
Od tamtej chwili nic nie było już takie samo. Spotkanie z Lamborghini trwało 90 sekund, ale zapoczątkowało masę nowych przekonań, kierunków i wyborów na całe życie. Zdecydowałem, że któregoś dnia będę miał Lamborghini i że wydarzy się to w mojej młodości. Nie miałem zamiaru czekać na następne spotkanie, następne przypadkowe doświadczenie i następny plakat. Chciałem mieć Lamborghini na własność. Tak, zrezygnowałem z kija od miotły i ruszyłem swój gruby tyłek.
Po spotkaniu z Lamborghini zacząłem świadomie szukać wiedzy na temat młodych milionerów, którzy nie byli sławni ani utalentowani fizycznie. Nie interesowali mnie wszyscy milionerzy – tylko ci, którzy wiedli bogate, ekstrawaganckie życie. Badania doprowadziły mnie do skupienia się na ograniczonej, tajemniczej grupie ludzi – małym podzbiorze pozbawionych sławy milionerów, którzy spełniali poniższe kryteria.
1. Wiedli bogate życia lub byli w stanie to robić. Nie interesowałem się oszczędnymi milionerami z klasy średniej, którzy żyli w sąsiedztwie.
2. Musieli być stosunkowo młodzi (poniżej 35 roku życia) lub musieli posiąść bogactwo szybko.
3. Musieli sami dorobić się bogactwa. Ja byłem spłukany. Zwycięzcy srebrnych łyżek na loterii nie byli mile widziani w moim laboratorium.
4. Ich bogactwo nie mogło być wynikiem sławy, predyspozycji fizycznych, profesjonalnej gry w piłkę, gry aktorskiej, śpiewania czy zapewniania ludziom innej rozrywki.
Poszukiwałem milionerów, którzy zaczęli tak, jak ja. Zwykły facet, bez szczególnych umiejętności czy talentu, który jakimś sposobem osiągnął sukces. W liceum i na studiach systematycznie badałem losy milionerów. Czytałem magazyny, książki, gazety i oglądałem filmy dokumentalne o biznesmenach, którzy osiągnęli sukces. Pochłaniałem wszystko, co dawało wgląd w ten niewielki podzbiór.
Niestety, pasja odkrywania sekretu szybkiego bogactwa doprowadziła mnie do rozczarowania. Byłem spełnionym snem sprzedawcy z późnonocnej reklamy: naiwny, pełen chęci oraz uzbrojony w kartę kredytową. Skorzystałem z niezliczonej ilości „okazji”, zaczynając od „jednego drobnego ogłoszenia”, a na azjatyckim magnacie nieruchomości z jego ubranymi w bikini jachtowymi lisicami kończąc. Żadna z nich nie zapewniła mi bogactwa. Mimo reklamowych obietnic, modelki z dużym biustem nigdy się nie zmaterializowały.
W miarę zaspokajania apetytu na wiedzę i podejmowania się jednej dziwnej pracy za drugą, odkrywałem w moich badaniach wszystkie komponenty Fastlane milionera i bogactwa bez sławy. Pełen determinacji zamierzałem osiągnąć bogactwo w młodym wieku, a podróż ta miała zacząć się po skończeniu studiów. Niewiele wiedziałem o tym, co mnie czeka – zamkniętych drogach, objazdach i błędach.
Ukończyłem uniwersytet Northern Illinois z dwoma dyplomami z dziedziny biznesu. Uczelnia była pięcioletnim przedporodowym praniem mózgu dla pracowników, a dyplom stanowił jej przereklamowany punkt kulminacyjny. Studia postrzegałem jako indoktrynację korporacyjnych niewolników, niedokonany związek małżeński, który miałem zawrzeć z życiem pełnym różnych posad, szefów, bycia przepracowanym i nigdy niezarabiającym tyle, ile należy. Moi koledzy zdobyli świetne prace i chwalili się tym:
„Ja pracuję dla Motoroli”,
„Ja dostałem pracę w Northwestern Insurance!”,
„Wypożyczalnia samochodów Hertz Rental Cars zatrudniła mnie jako młodszego managera!”.
Podczas gdy cieszyłem się z ich osiągnięć, moi koledzy kupowali kłamstwo strategii Slowlane. Ja? Nie, dziękuję. Starałem się unikać Slowlane, jak średniowiecznej plagi. Mój pomysł polegał na odnalezieniu Fastlane i odejściu na emeryturę w bogactwie i młodości.
Byłem pewny siebie, jednak w ciągu kilku kolejnych lat moje oczekiwania zaczęły słabnąć. Mieszkałem z mamą, odbijając się od jednego przedsięwzięcia biznesowego do drugiego. Sukcesu nie było. Każdego miesiąca pojawiał się inny interes: witaminy, jakiś nowy „gotowy” program marketingowy z tylnej okładki magazynu biznesowego albo jakiś durny epizod z marketingiem sieciowym.
Mimo że pracowałem ciężko, moja kolekcja porażek rosła wraz z długami. Mijały lata i głupota burzyła się, bo byłem zmuszany do podejmowania prac dobrych dla neandertalczyka, a te okaleczały moje ego: sprzątałem stoliki w chińskiej restauracji (tak, na zapleczu naprawdę są karaluchy), pracowałem fizycznie w slumsach w Chicago, woziłem kwiaty, byłem dostawcą pizzy, dyspozytorem, kierowcą limuzyny, dostarczałem poranne gazety „Chicago Tribune”, byłem handlowcem sieci restauracji