Louis de Wohl

Dawid z Jerozolimy


Скачать книгу

prawdziwe zagrożenie, nie tylko dla domu Jessego, lecz także dla proroka. Dlaczego wystawił się otwarcie na takie ryzyko? Czego chciał od Dawida, syna pasterza Jessego?

      Kiedy wrócił do domu, zastał matkę czekającą na niego w drzwiach. Pocałowała go na przywitanie.

      – Nikt nie śpiewa tak jak ty – powiedziała.

      – Zabiłem lwa – oznajmił w odpowiedzi.

      Złożyła dłonie w geście przestrachu.

      – Dawidzie! Czy on... Jesteś ranny?

      – Nie, matko.

      Uśmiechnęła się z uczuciem ulgi i dumy.

      – Co na to twój ojciec?

      – Zapomniałem mu powiedzieć.

      W trzy dni później do Betlejem przybył Nahum syn Sychara, chudy starszy mężczyzna ze starannie utrzymaną siwą brodą. Jechał na ośle okrytym kolorową, bogato haftowaną derką, a na szyi miał złoty łańcuch, który dał mu król. Jesse przyjął go z wszystkimi honorami należnymi doradcy króla. Zabito dla niego jagnię i wykopano z ziemi gliniane naczynie z najlepszym winem, które leżakowało tam przez długie lata. Przy stole rozmawiano o niefortunnym zdarzeniu na pustyni Negew, potyczce między oddziałem Filistynów i paroma izraelskimi rolnikami. Po obu stronach byli ranni – na szczęście nikt nie zginął. Najbardziej przykrym następstwem było jednak to, że Filistyni znów podnieśli cenę metalu.

      – Wykorzystują każdą sposobność, by podnieść ceny – westchnął Nahum syn Sychara. – Dobrze wiedzą, że nie mamy wyboru i musimy płacić.

      Jesse pokiwał głową.

      – Szkoda, że nie ma kowali w Judzie i Izraelu.

      Każdy nóż, każdą kosę, nawet każdy lemiesz musieli kupować po wysokich cenach od kowali filistyńskich. Filistynom nie wolno było sprzedawać broni mieszkańcom Judy i Izraela, więc ci musieli polegać w walce na maczugach, procach i zaostrzonych drewnianych palach, jeśli nie udało im się zdobyć wojennych łupów.

      – Król nie sądzi, że ten incydent będzie miał poważne konsekwencje – odpowiedział gość na niespokojne pytania Jessego. – Przynajmniej nie teraz. Filistyni prowadzą między sobą wojny klanowe. Ale król... – urwał. – Mam dla ciebie wiadomość od niego, Jesse – podjął, spuszczając wzrok.

      Pan domu zbladł.

      – Synowie, zostawcie nas samych – polecił.

      Nahum syn Sychara podniósł jednak dłoń.

      – Najmłodszy niech zostanie – rzekł.

      Dawid odwrócił się. Sprawiał wrażenie bardzo spokojnego, ale oczy mu płonęły. Jego bracia też się nie poruszyli.

      – To dotyczy jego – ciągnął Nahum syn Sychara.

      – Dotyczy... Dawida? – wyjąkał Jesse. – Skąd król wie o Dawidzie?

      Eliab, Szamma i pozostali oddalili się w milczeniu.

      – Mam rozkaz przyprowadzić go do króla – oznajmił Nahum syn Sychara, głaszcząc siwą brodę.

      Jesse zesztywniał.

      – Do króla! – powtórzył schrypniętym głosem. – Ale dlaczego? Co on zrobił?

      – Co zrobił? – Królewski doradca uśmiechnął się. – Je­szcze nic.

      Jesse przetarł czoło szerokim rękawem szaty.

      – Nie rozumiem – wymamrotał.

      Doradca bawił się złotym łańcuchem na szyi.

      – Król mnie słucha – rzekł z odcieniem dumy. – Mogę powiedzieć, że cieszę się większym jego zaufaniem niż inni. Biedny król – nie jest mu łatwo od... zdarzenia mię­dzy nim a prorokiem. Znasz Samuela, prawda?

      – Każdy w Judzie i Izraelu go zna – odparł ponuro Jesse. Czy Nahum syn Sychara bawił się z nim w kotka i myszkę?

      – Nikt dokładnie nie wie, co się wtedy stało – ciągnął doradca. – I może lepiej nie zadawać zbyt wielu pytań. Ale od tamtego zdarzenia, od... hmm, różnicy zdań między królem i Samuelem, my, dworzanie, nie zawsze mamy lekko. – Wzruszył wymownie ramionami. – Król jest wielkim człowiekiem, ale nie jest szczęśliwy. Rzadko się uśmiecha. Smuci się... wybucha nagle gniewem... jed­nym słowem, cierpi. I dlatego pomyślałem o twoim naj­młodszym...

      – Nahumie synu Sychara, wciąż cię nie rozumiem – odparł udręczony Jesse.

      – Król jest bardzo podejrzliwy – wyjaśnił doradca. – Wszędzie wokół siebie widzi wrogów... intrygi... spiski. Wie, że ludzie przychodzą do niego w zasadzie tylko wtedy, kiedy czegoś chcą. Powiedziałem mu więc: „Mój królu, potrzebujesz muzyki na swoim dworze”.

      – Muzyki?

      – Tak. „Nic nie rozprasza złego nastroju lepiej niż muzyka”, mówiłem. „I jeśli taka jest twoja wola, panie, przyprowadzę ci młodzieńca, który ma głos jak nikt inny i gra na harfie tak pięknie, że wszyscy, którzy to słyszą, muszą przystanąć i posłuchać. A on gra i śpiewa nie tylko stare pieśni naszego ludu, lecz sam tworzy nowe i muzykę do nich”. Wtedy król powiedział: „Przyprowadź go do mnie. Natychmiast”. Nawet nie spytał, jak ma na imię. A kiedy król Saul mówi „natychmiast”, niemądrze jest zwlekać. Dlatego wsiadłem na osła i przyjechałem tu­taj.

      – I to wszystko? – zapytał z niedowierzaniem Jesse. – Naprawdę wszystko? Niczego przede mną nie ukrywasz?

      – Co miałbym ukrywać? – W głosie doradcy brzmiało zdziwienie. – Nie wyglądasz na zachwyconego moją misją. Czy to nie wielki zaszczyt dla tak młodego człowieka, że potrzebuje go sam król?

      Jesse wziął głęboki wdech.

      – To jest zaszczyt – przyznał.

      Nahum syn Sychara wstał.

      – Masz dość synów, by pilnowali twoich stad – rzekł – a królewski zamek nie jest na tyle daleko stąd, by Dawid nie mógł cię czasem odwiedzić. – Roześmiał się dobrodusznie. – To pocieszy jego matkę.

      – Czy jedziesz już teraz?

      – Tak. I zabieram ze sobą młodego śpiewaka. „Na­tych­miast”, powiedział król Saul. Nie lubi czekać. Weź swoją harfę, Dawidzie. Niczego więcej nie potrzebujesz.

      Jesse jednak pokręcił głową.

      – Nie mogę go wysłać bez daru wdzięczności za zaszczyt, jaki król okazał temu domowi. Jesteśmy prostymi ludźmi i nie możemy ofiarować złotych łańcuchów. Dam jednak Dawidowi koźlę, chleb i butelkę wina.

      – Dobrze, dobrze, tylko się pospiesz.

      Pół godziny później Dawid opuścił Betlejem u boku doradcy i pojechał z nim do warowni Saula. Jego matka szlochała i to go smuciło. Szamma poradził mu szybko umyć włosy przed wyjazdem.

      – Twoje włosy wciąż pachną balsamem, braciszku, a kró­lowie mają dobry węch.

      Eliab szepnął mu do ucha:

      – Cała ta historia z harfą i śpiewaniem to oczywiście tylko pretekst. Już nigdy nie zobaczymy cię żywego.

      Pozostali bracia patrzyli na niego na wpół z niepokojem, a na wpół z zaciekawieniem – podobnie jak rok temu patrzyli na Eliaba, kiedy chorował na czarną ospę. Eliab przeżył. Nie umiera się od każdego zagrożenia.

      Dawid poczuł się dziwnie lekki i uskrzydlony,