Louis de Wohl

Dawid z Jerozolimy


Скачать книгу

na dwór króla”, pomyślał. Purpura z Tyru, jedwab z Sydonu, kosztowne drzewo cedrowe, mężczyźni ze złotymi łańcuchami na szyjach i ramionach, książęta, księżniczki. I sam król, który go potrzebował, by odpędzić przytłaczające go troski.

      Nie odpowiedział Eliabowi ani Szammie. Oczywiste było, że są źli i zazdrośni, ponieważ prorok namaścił jego, najmłodszego brata, „małego”, a nie ich. „Mały!” Nie­nawidził tego przezwiska. Rzeczywiście nie był zbyt wy­soki, ale mógł rzucić wyzwanie każdemu z braci, tak, nawet dwóm jednocześnie. A jeśli król zamierzał go zabić, nie musiał zwabiać go na dwór pod jakimś pretekstem. Wystarczyło, by posłał za nim żołnierzy.

      – Co mówi się do króla? – zapytał.

      Nahum syn Sychara uśmiechnął się.

      – Nic. Czekasz, aż on przemówi.

      Dawid skinął głową.

      – Ale jeśli przemówi, jak odpowiedzieć?

      – Grzecznie, ale krótko. Nikt nie sprzeciwia się królowi – przynajmniej jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Nie możesz wyjść z pokoju czy namiotu, zanim da ci znak. Zwracasz się do niego „panie” lub „mój królu”. My nie jesteśmy jak Fenicjanie czy Asyryjczycy, którzy schlebiają swoim władcom: „O Bracie Słońca i Księżyca”, „O Władco Świata”, „O Korono Życia”.

      – Te imiona są głupie, bo są kłamstwem – odrzekł Da­wid. – A nawet gdyby były prawdziwe, król Izraela byłby i tak ponad to, bo został namaszczony przez Pana.

      Doradca spojrzał na niego z ukosa.

      – Możliwe – powiedział. – Nie zapominaj jednak, że król jest chory. Dziwnie chory. Może nie będzie nawet pamiętał, że kazał mi ciebie sprowadzić. Może cię nie po­lu­bi. On... potrafi wpadać w złość. Nie chcę cię zawczasu martwić, ale... wszystko jest możliwe, więc przygotuj się na wszystko.

      Gibea, zamek króla Saula, była twierdzą praktycznie nie do zdobycia. Zbudowano ją na planie sześciokąta na rozległym, wznoszącym się stromo skalistym płaskowy­żu. Wieża wartownicza w każdym rogu wystawała na sześć metrów poza mur. Krewni króla, jego doradcy i dwo­rzanie mieszkali w kręgu domów na zboczu wzgórza, ale w razie ataku mogli się wycofać do samej warowni. Gdy dwóch jeźdźców wjechało przez bramę, strażnik szyb­ko podniósł włócznię w pozdrowieniu dla kró­lew­skie­go doradcy.

      Pałac króla był długim budynkiem zajmującym ponad połowę przestrzeni wewnątrz twierdzy. Jedna strona płaskiego dachu była widoczna, ale na balustradzie wokół jednej z pozostałych stron wisiało mnóstwo kolorowych ubrań.

      – Tam mieszkają kobiety – wyjaśnił Nahum syn Sy­chara.

      Barczysty strażnik z twarzą o grubo ciosanych, nieregularnych rysach podszedł do nich i skinął głową. Miał na sobie pancerz zrobiony z małych kawałków metalu, niespotykany w tej części kraju – prawdopodobnie łup z ostatniej wojny.

      – Czy to ten muzyk? – zapytał bez ogródek.

      – Tak – odpowiedział doradca. – To jest Dawid, syn Jessego.

      – Zaprowadzę go do jego domu. Ma mieszkać w pałacu, za apartamentami królewskimi. Poślę po niego, kiedy będzie potrzebny. – Zwrócił się do Dawida: – Idź za mną.

      – Przyniosłem dary od mojego ojca.

      – Dary? Ty? – Strażnik spojrzał na obładowanego osła i uśmiechnął się kpiąco. – Bez tego król też nie umrze z głodu i pragnienia. Daj to służącemu, zabierze do zapasów.

      – Nie – odparł spokojnie Dawid. – To dar wdzięczności. Muszę go dostarczyć królowi osobiście.

      Strażnik wsparł ręce na biodrach.

      – Patrzcie tylko na tego młodego pyszałka – zadrwił. – Zadziera nosa, bo ma piać przed królem! Tu ważne jest to, co ja mówię. Zrozumiałeś?

      – Dar mojego ojca jest dla króla – oznajmił Dawid – nie dla dowódcy straży.

      – Dość tego! – ryknął strażnik. – Nauczymy cię grzecz­ności.

      Podszedł do Dawida z zaciśniętą groźnie pięścią. W na­s­tępnej chwili jednak krzyknął, bo Dawid chwycił i wykręcił jego prawe ramię. Ból był tak silny, że ugięły się pod nim kolana i zatoczył się.

      – Dawidzie, co robisz! – jęknął doradca, przestępując nerwowo z nogi na nogę. – Dawidzie!

      – Co tu się dzieje? – zapytał dziewczęcy kontralt. – Czy to walka zapaśników?

      Dawid spojrzał w górę. Stała przed nim najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widział. Jej zwiewna jasnozielona suknia z pasem inkrustowanym klejnotami podkreślała sylwetkę smukłą jak trzcina. Twarz pod kruczoczarnymi włosami miała odcień kości słoniowej, a usta płonęły czerwienią. Trzymała wysoko uniesiony podbródek, a w ciemnych, lekko skośnych oczach migotały iskierki dobrodusznej kpiny.

      Nahum syn Sychara złożył niski pokłon.

      – To księżniczka Mikal – szepnął do Dawida.

      Dawid puścił ramię strażnika, a gdy to zrobił, została mu w dłoni blaszka z jego zbroi. Pochylił się szybko, udając, że podnosi ją z ziemi.

      – Jakże bym śmiał walczyć z dowódcą straży? – zapytał, pokazując księżniczce płatek metalu. – Widziałem, jak to odpadło mu ze zbroi i próbowałem złapać, ale prze­śliz­nęło mi się między palcami. – Z tymi słowami podał kawałek metalu zdumionemu dowódcy.

      Księżniczka spojrzała na Dawida i kąciki jej ust drgnę­ły od tłumionego śmiechu.

      – Twoje zwierzę dźwiga harfę – zauważyła. – Wi­dzia­łam już, że masz silne palce. Jeśli są równie szybkie jak twój umysł, musisz być najlepszym harfistą w kraju.

      – Osioł dźwiga dary od mojego ojca dla króla – odparł Dawid – Muszę mu je przekazać.

      Dowódca straży odzyskał w końcu mowę.

      – Księżniczko, ten młodzieniec upierał się, by osobiście dostarczyć te rzeczy królowi. Powiedziałem mu...

      – Tak, tak, mój dobry Jakubie, rozumiem. Jak się nazywasz, harfisto?

      – Dawid, syn Jessego.

      – Pójdź więc, Dawidzie, za mną. Mój ojciec cię oczekuje. Zobaczymy, czy przyjmie cię od razu. Ale nie możesz wprowadzić osła do pałacu. – Kpiące spojrzenie księżniczki wędrowało od osła do Nahuma syna Sychara i od niego do dowódcy straży. – Moje służące wezmą dary – rzekła, a Dawid dopiero teraz zauważył dwie prosto ubrane kobiety stojące za księżniczką. – Jesteś zadowolony? Dobrze, więc pójdź za mną.

      Przeszła pierwsza przez szeroką, ciemną bramę do sieni, w której trzymali straż uzbrojeni żołnierze, potem do pokoju, gdzie kilkunastu dostojników czekało na audiencję, i do następnego, w którym był tylko jeden mężczyzna, mały, chudy, ze zwojem w ręku.

      – Czy mój ojciec jest sam, Chuszaju? – zapytała księ­żnicz­ka.

      Młody człowiek skinął głową.

      – Tak, księżniczko, ale... – Jego brzydka, lecz inteligentna twarz zmarszczyła się lekko i wzruszył ramionami. Księżniczka Mikal przygryzła wargę. Podeszła cicho do najbliższych drzwi, odchyliła zasłonę i zajrzała do środka. Dawid zobaczył, że smukła dłoń w odcieniu kości