Remigiusz Mróz

Ekspozycja


Скачать книгу

ocenił Forst. Przysadzisty, rysy twarzy inteligentne, na nosie niewyraźny ślad po okularach. Bruzda wisielcza na szyi była dobrze widoczna. Najciemniejsze otarcie znajdowało się przy jabłku Adama i świadczyło, że ostatecznie doszło do złamania kości gnykowej. Plamy opadowe pojawiły się na rękach i nogach.

      Wszystko w normie. Z jednym wyjątkiem.

      Twarz tego faceta powinna wyglądać zupełnie inaczej.

      – Sukinsyn… – odezwał się Forst.

      – Co takiego? – zapytał podinspektor.

      – Nie do pana.

      – Wiem, do cholery, że nie do mnie. Co zauważyłeś?

      Wiktor wskazał siniaki i wybroczyny na spuchniętej twarzy denata.

      – Przy typowym powieszeniu krew powinna spłynąć na dół – powiedział. – A tutaj, jak pan widzi, nie doszło do zamknięcia dopływu krwi tętniczej do mózgu.

      – Słucham?

      – Ktoś zablokował odpływ krwi żylnej.

      – Nic mi te słowa nie mówią, a ty pleciesz, jakbyś był medykiem sądowym.

      – Niech pan spojrzy – odparł Forst, ledwo rejestrując jego słowa. Pochylił się nad trupem. – Twarz ma całą siną. Widać wybroczyny pod spojówkami i trochę zaschniętej krwi w okolicach uszu. To świadczy o tym, że na moment przed śmiercią krew dopływała do mózgu, ale z niego nie odpływała.

      – Co ty pieprzysz, Forst?

      – Nie nastąpiło zamknięcie naczyń krwionośnych – wyjaśnił komisarz. – Ten biedak nie stracił przytomności, panie inspektorze. Ktokolwiek go wieszał, przerywał, by przedłużyć jego męki.

      – Co?

      – Stąd lina dynamiczna – powiedział Wiktor bardziej do siebie niż do rozmówcy. – Nie chciał uszkodzić rdzenia kręgowego. Nie chciał go zbyt szybko zabić.

      – Torturował go?

      – W pewnym momencie ściągnął go, położył na ziemi i uniósł mu nogi, by krew napłynęła do mózgu – perorował dalej Forst. – A może zrobił to kilka razy? Mógł urządzać sobie tu makabryczną zabawę przez dobrych kilka godzin.

      Edmund zamilkł, niechętnie przypatrując się ofierze. W końcu skinął na techników, a ci szybko zamknęli worek.

      Naraz jednak Wiktor pochylił się nad nim i ponownie go rozsunął.

      – Możesz mi wytłumaczyć, co robisz?

      Forst przykucnął przy zsiniałym obliczu i przez moment wbijał spojrzenie w otwarte oczy. Nikt nie pomyślał o tym, by choćby tknąć powieki. Niektóre żółtodzioby oglądające CSI małpowały nieświadomie odruchy aktorów, ale dziś nikogo takiego tutaj nie było. Zmarły był nietknięty.

      Przynajmniej do momentu, gdy Wiktor wepchnął mu rękę do ust.

      – Forst!

      – Spokojnie, panie inspektorze.

      – Co spokojnie! – uniósł się Osica. – Wyciągaj łapę z gęby umarlaka!

      Komisarz wykonał polecenie, choć zabrał trofeum. Podniósł je i obrócił w dłoni, po czym wytarł krew i flegmę o swoją koszulę.

      – Co… – zaczął dowódca. – Co to jest?

      – Krzyk, panie inspektorze.

      3

      Forst obejrzał monetę, którą znalazł w gardle ofiary, a potem podał ją dowódcy.

      – Co ty wyczyniasz?

      – Niech pan bierze.

      – Zatrzemy…

      – Ma pan przecież rękawice. Proszę to potrzymać.

      Gdy zdezorientowany Osica spełnił prośbę, Wiktor wyjął smartfona i zrobił po jednym zdjęciu z każdej strony. Wiedział, że przedmiot niebawem trafi do Zakładu Daktyloskopii w Warszawie w celu pobrania odcisków palców. Potem do Zakładu Biologii, by zbadać znajdujące się na nim wydzieliny, następnie do Zakładu Chemii, żeby wykryć ewentualne mikroślady, a później… Bóg jeden wie gdzie. Pewne było, że Forst nie zobaczy go przez długi czas.

      – Dosyć tego – burknął Edmund, po czym przywołał jednego z techników kryminalistycznych i przekazał mu monetę.

      Chwilę później dwóch policjantów zeszło z łańcuchów i powoli ruszyło w kierunku Kondrackiej Przełęczy. Wiktor oglądał zdjęcia awersu i rewersu monety, będącej zapewne niezbyt wyszukanym falsyfikatem. Pieniądz stylizowany był na czasy antyczne – na jednej stronie widniały cztery kolumny, na drugiej inskrypcja, której Forst nie potrafił rozszyfrować. Nie wiedział, jakim alfabetem została zapisana, ale na pewno nie łacińskim.

      – Skąd wiedziałeś, że morderca zostawił coś w gardle? – zapytał podinspektor, gdy zbliżali się do nieustannie gęstniejącego tłumu.

      – Tylko przypuszczałem.

      – Ponieważ?

      – Kość gnykowa nie powinna być złamana, nie przy powieszeniu nietypowym.

      Osica uniósł brwi.

      – Gardziel wyglądała, jakby użyto liny statycznej, nie dynamicznej.

      – No tak.

      – Ktoś męczył tego człowieka, dusząc go, a tę kość złamał już po fakcie. Innymi słowy, zostawił subtelną wskazówkę, gdzie szukać jego autografu. – Wiktor zawiesił głos, wskazując na kobietę w tłumie. – A oto i Szrebska.

      Dowódca rozejrzał się, skonsternowany.

      – Skąd wiedziałeś, że ta kobieta tutaj będzie? – zapytał.

      – Musi pan zadawać tyle pytań?

      – Na tym polega moja praca. A twoja na tym, by udzielać mi odpowiedzi.

      – NSI zawsze sięga swoimi mackami daleko – wyjaśnił komisarz.

      – Ale ma na usługach kilkudziesięciu reporterów w kraju.

      – Tak – przyznał Forst. – Tyle że nie wszyscy byli dziś widziani w Kalatówkach.

      – Słucham?

      – Zatrzymałem się tam rano na kawę.

      – W drodze na miejsce zbrodni?

      – Nie lubię zaczynać dnia bez kawy. Bywam potem opryskliwy.

      – Rozumiem – odparł Osica. – Nic nie powinno mnie zaskakiwać po tym, czego się o tobie nasłuchałem od ludzi z Komendy Powiatowej.

      – I od pańskiej córki.

      Edmund syknął coś pod nosem, dostrzegając w oddali kamery NSI. Pociągnął za poły marynarki oficerskiej i poprawił krawat.

      – Wspomnij o niej jeszcze raz, a twoja grdyka będzie wyglądała tak, jak tego nieboszczyka na górze.

      – Przyjąłem, panie inspektorze.

      – I nie odzywaj się przed kamerą, jasne? Choćby Szrebska pytała, czy pójdziesz z nią do łóżka.

      – Byłoby to pytanie retoryczne, panie inspektorze.

      – Zachowaj absolutną, kurwa, ciszę. I na Boga, Forst, rób w miarę inteligentne wrażenie. Pochodzisz w końcu z inteligenckiej rodziny, prawda?

      – Owszem. Mój świętej pamięci ojciec wykładał na Jagiellonce, a…

      – A ty