do nich jakieś informacje o ruchach w tamtym regionie.
– Oczywiście.
Przyszła kolej na jej następcę na stanowisku marszałka sejmu.
– Pan zaś będzie odpowiadał za kontakt z reporterami na Wschodzie – powiedziała.
Marszałek uniósł brwi, nie bardzo wiedząc, co prezydent ma na myśli.
– Uruchomi pan całą machinę biura prasowego sejmu – wyjaśniła. – Mają obdzwonić wszystkich znajomych reporterów, fotoreporterów, dziennikarzy, kamerzystów, dźwiękowców i innych ludzi, którzy mogą znajdować się w Czeczenii i obecnie zbierać tam materiały. Interesuje nas wszystko, co mogą nam powiedzieć o nalocie rosyjskich służb i o miejscu, w którym się to stało.
– Rozumiem.
W końcu wbiła wzrok w Chronowskiego.
– A pan, panie premierze, porozmawia z przedstawicielami wszystkich organizacji, które w Czeczenii monitorują przypadki łamania praw człowieka.
Przez moment panowało milczenie.
– Celem? – odezwał się Adam.
– Ustalenia, co wiedzą o miejscu, gdzie rzekomo znaleziono kryjówkę dżihadystów. Interesuje mnie, czy rzeczywiście tam urzędowali, a pracownicy tych organizacji są zazwyczaj najlepiej rozeznani w terenie.
Chronowski podrapał się po szyi i zmrużył oczy.
– Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, żeby…
– Najodpowiedniejszą – przerwała mu Seyda, znów chwytając za oparcie krzesła. – Bo z jednej strony pańskie stanowisko sprawia, że każdy rozmówca chętnie pana wysłucha. Z drugiej nie nadaje się pan do niczego innego jak prowadzenia takich rozmów.
Ruszyła w kierunku drzwi.
– Na teraz to wszystko – dodała na odchodnym.
Kątem oka widziała, że Hubert rusza za nią. Słyszała, jak odsuwają się krzesła, a politycy wstają, ale nawet się nie obejrzała. Nie musiała, by wiedzieć, że na twarzach Teresy i Gockiego zarysowały się uśmiechy.
Wojciech Chmal został chwilę dłużej, tak jak wcześniej to z nim ustaliła. Liczyła na to, że szef BBN-u wysonduje pozostałych polityków i stwierdzi, na ile sumiennie mają zamiar wykonywać jej polecenia. Chmal był odpowiednią osobą. Jako człowiek Wimmera mógł liczyć na względną szczerość wszystkich, którzy byli przeciwni Seydzie.
Godzinę po spotkaniu przy Karowej Wojciech zjawił się w Pałacu Prezydenckim. Seyda przyjęła go w swoim gabinecie, teraz jednak nie miała na sobie ani bluzy z logiem Flyersów, ani dresowych spodni.
– Proszę siadać – rzuciła, kiedy wszedł do środka.
Chmal nie wyglądał, jakby miał zamiar spełnić prośbę. Stanął przed biurkiem, niemal na baczność.
– Mamy problem, pani prezydent.
– Nie jeden i nie dwa. Niech pan siada.
Zajął miejsce, a poły marynarki zwisły po bokach jak stare kotary zsuwające się po zakończeniu przedstawienia w podupadającym teatrze.
Wiedziała, że ma nikłe poparcie w szeregach rządowych. Wszyscy ministrowie byli świadomi, że ich kariera zależy głównie od tego, co zrobi Chronowski. Wspierali go, licząc na to, że jeśli jemu uda się przetrwać, to im także. W tym
układzie Seyda nie mogła jawić się im jako sprzymierzeniec. Szczególnie kiedy starała się rozstawiać ich po kątach i skorzystać z większej liczby uprawnień, niż jej przysługiwała.
– Ministrowie i premier nie zamierzają spełnić moich poleceń?
Chmal potarł nerwowo skronie.
– Jest z tym pewien kłopot, ale nie o to chodzi.
– A o co?
– Za moment powinien zadzwonić do pani szef Agencji Wywiadu. Może najlepiej będzie, jeśli sam…
– Cokolwiek to jest, chcę to usłyszeć od pana.
Wojciech z trudem przełknął ślinę, machinalnie luzując krawat.
– Znaleziono jednego z naszych.
– Musi pan być bardziej wylewny.
– Mieliśmy na Wschodzie funkcjonariusza wywiadu, pani prezydent. Mężczyznę, dla którego służby przygotowywały wiarygodną przykrywkę. Była z nim związana głośna sprawa w jednym z warszawskich sądów, bronili go adwokaci od Żelaznego & McVaya. Być może pani o tym słyszała.
– Słyszałam.
– Ciało tego człowieka zostało odnalezione przy granicy czeczeńsko-gruzińskiej, niedaleko góry Kazbek.
– Co takiego?
– Miał monitorować działania dżihadystów, przeniknąć do ich struktur i…
– Tak, wiem.
Chmal przez moment milczał. Rozwiązał krawat, a potem złożył go i schował do kieszeni. Znów zaczął nerwowo pocierać skronie. Wyglądało na to, że ma jeszcze coś do dodania. Coś ważniejszego od wiadomości, które dotychczas przekazał.
Seyda próbowała zebrać myśli, ale nie dał jej na to czasu.
– To nie wszystko – powiedział i wypuścił ciężko powietrze. – Przed momentem w sieci pojawiło się nagranie. Jest adresowane do pani.
– Do mnie?
– Zamaskowany mężczyzna twierdzi, że jeśli będzie się pani mieszać w sprawy Kaukazu, Polska poniesie konsekwencje.
Seyda otworzyła usta, ale się nie odezwała.
– Nie muszę chyba dodawać, że powiedział to na tle czarnej flagi z islamskimi napisami.
Rozdział 5
Mógłby słuchać Mileny godzinami. Nie dlatego, że jej głos był dla niego jak balsam dla duszy. Nie dlatego, że przedstawiała mu swój plan z pasją i głębokim przekonaniem co do słuszności kolejnych kroków.
Przyjemność ze słuchania jej nie wiązała się z tym, jak mówiła, ale co.
– Chcesz zrobić z tego show? – zapytał, kiedy skończyła.
– Właściwie tak.
Nie miał nic przeciwko, a ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
– Chcę, żeby każdy człowiek choćby minimalnie zainteresowany polityką w Polsce śledził twoją rehabilitację krok po kroku.
– Jaką rehabilitację? – odparował Hauer. – Słyszałaś przecież, co mówił lekarz. Mam przerwany rdzeń, Mil.
– To nie ma znaczenia.
Gdyby usłyszał to z ust kogokolwiek innego, poczułby się dotknięty. Ona jednak mówiła z perspektywy, którą dobrze znał. Chodziło jej wyłącznie o wymiar marketingu politycznego.
Nie mógł się nie uśmiechnąć. Nawet w takiej sytuacji trzymała się tego, co było jej najbardziej znane. I dzięki temu on także znalazł się na tym podwórku. Nie pozwalała mu wyjść dalej, nie wypuszczała go na nieznajome, nowe tereny, gdzie mogło go spotkać właściwie wszystko.
Może był to złoty środek? Może tylko dzięki temu nie odchodzili od zmysłów?
Nie wykluczał, że tak jest. W sytuacji kryzysu każdy chwyta się tej brzytwy, którą zna najlepiej. Dla nich była to polityka.
– Będziesz na oczach wszystkich uczył się nowego życia – ciągnęła Milena. – Każdy będzie mógł