Remigiusz Mróz

Nieodnaleziona


Скачать книгу

pytanie, pomyślałem.

      Co się stało?

      Zanim uciekłem z mieszkania Blitza, zauważyłem w sypialni zakrwawiony nóż. Ranę na ciele dostrzegłem tylko jedną, tuż pod żebrami. Krew, która pokrywała niemal całe łóżko, sugerowała, że Blitzer dogorywał jakiś czas, być może szukając ratunku. Lub szarpiąc się z napastnikiem i walcząc o swoje życie.

      Wzdrygnąłem się.

      To nie mógł być przypadek. Co do tego nie miałem żadnych wątpliwości.

      Wyglądało na to, że z mieszkania nic cennego nie znikło, w dodatku Blitz nie miał żadnych wrogów. Był powszechnie lubiany, nikomu nigdy nie podpadł, a kobiety, z którymi sypiał i które szybko porzucał, nie wiedziały nawet, gdzie mieszka.

      Zamordował go ten, kto stał za zaginięciem Ewy.

      – Co się stało? – powtórzyła matka.

      Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią w momencie, w którym ojciec wyszedł z pokoju, marszcząc czoło.

      – Synu? – odezwał się swoim tubalnym, niskim głosem.

      Zawsze zwracał się do mnie w ten sposób, chyba nigdy nie użył mojego imienia. Początkowo był to jego osobisty protest przeciwko temu, że matka wybrała imię Damian, które bynajmniej mu nie odpowiadało. Potem weszło mu to w nawyk.

      Oboje byli dobrotliwymi, porządnymi ludźmi – i mówiłbym tak o nich, nawet gdyby mnie nie wychowali. Czasem zdawało mi się, że pojęcie czystego zła, tak dobrze rozumiane przez wielu, jest dla nich zupełną abstrakcją.

      Tym trudniej było mi opisać, co się wydarzyło.

      Potrzebowałem dobrej godziny, by to z siebie wydusić. Siedzieliśmy w niewielkim, wypełnionym gratami salonie – i teoretycznie rzecz biorąc, piliśmy herbatę. W praktyce kubki stały na stole, a napoje zdążyły zupełnie ostygnąć, zanim zrobiliśmy pierwszy łyk.

      Na początku rodzice nie dowierzali, potem weszli w fazę zaprzeczenia. Ostatecznie jednak przyjęli to, co się stało, szybciej, niż na ich miejscu zrobiłoby to wiele innych osób. Wiedziałem, z czego to wynika. Byliśmy oswojeni i obyci z tragedią. Po zaginięciu Ewy staliśmy się gotowi na wszystko.

      Była dla nich jak córka, a szczególnie zbliżyli się po tym, jak jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym niecały rok przed atakiem nad Młynówką. Wcześniej w ich relacjach wyczuwało się dystans, może dlatego, że matka i ojciec niespecjalnie dogadywali się z moimi niedoszłymi teściami. Pochodzili z różnych światów – moi rodzice wychowali się w prostych, robotniczych rodzinach, nigdy nie cieszyli się wielkim dostatkiem. Tamtym zaś właściwie się przelewało.

      Los wydarł matce i ojcu Ewę akurat wtedy, kiedy stała się im najbliższa. Byłem przekonany, że przez to zdarzenie wszyscy staliśmy się zahartowani, ale ledwo skończyłem wszystko relacjonować, przekonałem się, że w przypadku jednego z nas wcale tak nie jest. Zebrało mi się na wymioty.

      – Jesteś cały blady – odezwała się matka.

      Czy mogłem spodziewać się innego komentarza? Patrzyła na mnie z głębokim niepokojem, podczas gdy ojciec wbijał puste spojrzenie w ścianę. Przez kilka chwil trwaliśmy w milczeniu.

      – Jezus Maria… – jęknęła, potrząsnęła głową, a potem gwałtownie się podniosła. – Poczekaj, zrobię ci coś do jedzenia. Przecież… nic nie jadłeś, prawda?

      – Tak, ale…

      Poszła do kuchni, a ja wymieniłem się z ojcem krótkim, ale znaczącym spojrzeniem. Obaj powoli zdawaliśmy sobie sprawę z tego, w jak opłakanej sytuacji się znalazłem.

      – Zawiadomiłeś policję? – spytał.

      Pokręciłem głową.

      – Może powinieneś. Lepiej, żeby dowiedzieli się tego od ciebie.

      – Co to da?

      – Zrobi lepsze wrażenie.

      – Wrażenie jest jednoznaczne – odparowałem. – Wszędzie tam są moje odciski palców.

      – Właśnie o tym mówię, synu. Musisz jak najszybciej udowodnić, że nie miałeś z tym nic wspólnego.

      Dzięki traumie, która od lat była dla nas wyłącznie ciężarem, teraz rozumowaliśmy na chłodno. Mimo to nie potrafiłem ułożyć scenariusza, który mógłby okazać się dla mnie korzystny.

      – Cudów nie zdziałam – odparłem, osuwając się na fotelu. – Poza tym ktoś na pewno zaalarmował służby. Może nawet pobierają już odciski palców. Jeszcze dzisiaj sprawdzą je w bazie, a potem po mnie przyjdą.

      – Nie wiesz tego.

      – Nie?

      Prychnąłem, chyba z bezsilności. Zamknąłem oczy i odgiąłem głowę do tyłu, przez moment mając wrażenie, że to wszystko jest tylko jakąś poalkoholową iluzją.

      – Widziałeś tam nóż, prawda?

      – Tak, chyba tak.

      Pamiętałem wszystko jak przez mgłę, ale nie łudziłem się, że długo tak pozostanie. Stanie się dokładnie tak jak w przypadku wspomnień znad Młynówki. Początkowo będą mętne, częściowo nieosiągalne, jakby przysłonięte kurtyną bezpieczeństwa. Potem, poprzez koszmary i powracające z odmętów pamięci obrazy, się wyostrzą. I w końcu staną się wyraźne jak teraźniejszość.

      – Nie ma na nim twoich odcisków palców – dodał ojciec. – To wystarczy.

      – Powiedzą, że mogłem założyć rękawiczki.

      – A były tam gdzieś?

      – Tato…

      – To wszystko zasadne pytania.

      Pokręciłem bezradnie głową.

      – Dla ciebie, ale nie dla policji – odparłem stanowczo. – Oni przyjmą, że rękawiczki zabrałem za sobą, a potem po prostu się ich pozbyłem.

      Ledwo to powiedziałem, uświadomiłem sobie, że opuszczenie mieszkania było najgorszym, co mogłem zrobić. Powinienem zostać na miejscu i natychmiast poinformować organy ścigania. A potem czekać, niczego nie ruszając.

      Z kuchni doszły nas zapachy smażonych jajek. Matka robiła najlepszą jajecznicę na świecie, ale w tej chwili na samą myśl o jedzeniu robiło mi się słabo.

      Pochyliłem się i schowałem twarz w dłoniach.

      Co tu się działo, do cholery? Kto i dlaczego miałby zabić Blitzera? I to w taki sposób, by wszystko wskazywało…

      Urwałem tok myśli, nagle czując falę gorąca. Dłonie natychmiast stały się wilgotne, a nudności jeszcze większe. Powoli opuściłem ręce, patrząc na ojca pustym wzrokiem.

      – Co się stało? – spytał.

      – Ten nóż…

      Ojciec uniósł brwi, a podłużne zmarszczki na jego czole zdawały się zbliżyć do linii przerzedzonych siwych włosów.

      – O kurwa… – jęknąłem.

      – Co się dzieje, synu?

      – Używałem tego noża wieczorem – odparłem, pocierając nerwowo kark. – Otwierałem nim jakieś wino, rozcinałem tę folię na gwincie…

      – Jesteś pewien, że to ten sam nóż?

      Skinąłem głową. Nie byłem pewien na sto procent, ale wydawało się to logiczne. Zabójca wszedł do mieszkania, zobaczył nóż leżący na blacie w kuchni i postanowił go użyć. Blitz nie mógł stawiać dużego oporu, był tak samo wstawiony