Remigiusz Mróz

Nieodnaleziona


Скачать книгу

na kanapie obok ojca i popatrzyła na mnie z głęboką troską.

      – Co zrobimy? – zapytała.

      – Na razie nic – odparłem.

      Obawiałem się, że ojciec zacznie przekonywać mnie, bym jednak skontaktował się z policją, ale się nie odezwał. Dopiero po chwili zrozumiałem, że swoje obiekcje postanowił przekazać mi w inny sposób.

      Świdrował mnie wzrokiem, który dobrze znałem.

      – To nie ma sensu – burknąłem.

      – Nic nie mówię, synu.

      – Nie musisz. Widzę, że nadal upierasz się przy policji.

      – Nie upieram się.

      – To dobrze – odparłem nieco zbyt ostro, ale emocje zaczynały brać górę. – Bo widzisz chyba, że jestem wrabiany. I że ktokolwiek za tym wszystkim stoi, w jakiś sposób wpływa na mundurowych.

      Westchnął, a matka uciekła wzrokiem. Była to dla nich stara śpiewka, którą powtarzałem przez jakiś czas po zaginięciu Ewy. Przeszedłem wtedy przez wszystkie stadia depresji, obwiniając każdego, o kim mogłem pomyśleć.

      Przez jakiś czas forsowałem wersję, że to śledczy tuszują dowody i są zamieszani w to, co się stało. W pewnym momencie wpadłem nawet na pomysł, że napastnicy byli funkcjonariuszami po służbie, którzy postanowili się zabawić.

      Ostatecznie odrzuciłem teorie spiskowe i wszelkie inne absurdalne scenariusze, ale teraz musiałem znów wziąć je pod uwagę. Na tym etapie wszystko było możliwe.

      – To już nie są czasy Polski Ludowej – odezwał się ojciec. – Teraz mają sprzęt, mają technologię… ustalą, co tam się naprawdę stało.

      Stało się to, że ja żyłem, a Blitz nie.

      Powód mógł być tylko jeden. Zabójcy chodziło nie tylko o usunięcie mojego przyjaciela, nie tylko o wysłanie sygnału, ale też o obarczenie mnie odpowiedzialnością. Ale dlaczego? Nie łatwiej byłoby zabić również mnie?

      Zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco, gdy pomyślałem o tym, jak blisko śmierci byłem. Wystarczyła chwila. Decyzja jednego człowieka.

      – Zobaczą tylko dowody, które wskazują na mnie – odparłem pod nosem. – Ktokolwiek to zrobił, zadbał o to.

      Zanim którekolwiek zdążyło odpowiedzieć, rozległ się dźwięk, który sprawił, że wszyscy się wzdrygnęliśmy. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to komórka Blitza. Musiałem w popłochu, bezwiednie zabrać ją z mieszkania, by mieć jakiś kontakt ze światem. Wyjąłem smartfon z kieszeni i zobaczyłem jedną nieprzeczytaną wiadomość.

      Automat ze strony Reimann Investigations wysłał kod dostępu. Machinalnie odłożyłem telefon na oparcie fotela, ale zaraz potem zmarszczyłem czoło i wbiłem wzrok w gasnący wyświetlacz.

      Podniosłem się i ruszyłem do swojego dawnego pokoju, który służył teraz ojcu za gabinet. Jakiś czas temu oddałem rodzicom mój stary komputer, bo upierali się, że chcą iść z duchem czasu i korzystać ze wszystkich dobrodziejstw, jakie oferuje internet. Nieco leciwy pecet nie najlepiej się do tego nadawał, ale rodzice nie dali się nakłonić do kupna nowego komputera.

      W jednej z szafek był też stary asus, mój pierwszy laptop, który właściwie równie dobrze mógłby stanąć w muzeum. Z dwojga złego lepiej było skorzystać z peceta.

      Włączyłem sprzęt, zalogowałem się na stronie i wprowadziłem kod.

      Pojawiło się niewielkie okienko i lista, na której znajdowało się jedynie dwóch użytkowników. Identyfikowały nas wyłącznie ciągi przypadkowych cyfr i znaków. Skrypt, który działał na stronie, miał być obwarowany porządnymi zabezpieczeniami, ale nie wiedziałem, na ile to prawda, a na ile zwykłe marketingowe zachęty, które pracownicy RI serwowali Blitzerowi, by ten zdecydował się na skorzystanie z ich usług.

      Zapewniali, że wszystkie informacje są automatycznie szyfrowane wojskowym protokołem AES-256 CTR. I że dzieje się to jeszcze przed wysłaniem danych z komputera nadawcy, a więc na serwer trafia już wersja zakodowana – niemożliwa do odczytania bez kodu, który miałem wcześniej dostawać esemesem.

      Dodatkowym zabezpieczeniem miało być to, że wiadomości były przechowywane na dyskach Reimann Investigations tylko przez dziesięć sekund.

      Spojrzałem na czarny ekran i czekałem. W końcu pojawiło się pytanie:

      [xc97it] Wszystko w porządku?

      Nie musiałem długo zastanawiać się nad odpowiedzią.

      [w0p6z1] Nie. Nic nie jest w porządku.

      [xc97it] Rozmawiam z Wernerem, prawda?

      [w0p6z1] Tak. Kim jesteś?

      [xc97it] Jola.

      Obserwowałem, jak linijki tekstu pojawiają się, a zaraz potem znikają. Imię nic mi nie mówiło. Na dobrą sprawę nie wiedziałem nawet, czy po drugiej stronie rzeczywiście znajduje się jakaś dziewczyna.

      [xc97it] Rozmawialiśmy wczoraj.

      [w0p6z1] Niewiele pamiętam.

      Nastąpiła długa pauza, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Miałem wrażenie, że minęło nie kilkanaście sekund, ale minut, zanim pojawiła się kolejna wiadomość.

      [xc97it] Co tam się stało?

      Teraz przypomniałem sobie, że osoba, z którą wczoraj się kontaktowaliśmy, przedstawiła się jako Jola Kliza. To ona miała zajmować się sprawą Ewy, a Blitz twierdził, że lepiej nie mogliśmy trafić – głównie dlatego, że wyobrażał sobie Klizę jako długonogą blondynkę o ciele przypominającym klepsydrę.

      Powiodłem wzrokiem po pokoju, dostrzegając, że rodzice zostawili tu sporo rzeczy z mojego dzieciństwa. Kilka upominków od Ewy, które dostałem chyba jeszcze w podstawówce. Między innymi figurki Spider-Mana, na punkcie którego swego czasu miałem hopla. Do tego stopnia, że Ewa mówiła do mnie tak jak Mary Jane do Petera Parkera. Tygrysie. Normalnie byłoby to nieco obciachowe, ale przy całym moim uwielbieniu dla Spider-Mana wyłącznie mnie cieszyło.

      Była tu też tabliczka, którą w liceum razem z Blitzerem ściągnęliśmy z jakiegoś znaku drogowego.

      Dopiero teraz poczułem ciężar tego, co się stało. Wiedziałem jednak, że na żałobę będzie jeszcze czas. Teraz musiałem postarać się, by w jednej chwili wszystko się nie zawaliło.

      Może byłem paranoikiem, ale wydawało mi się, że mogę dopowiedzieć sobie, co stanie się w przeciwnym wypadku. Policja szybko mnie ujmie, prokuratura postawi zarzuty. Trafię do aresztu śledczego, gdzie będę czekać aż do procesu. Potem wyślą mnie prosto do zakładu karnego.

      Nie będzie mowy o odkryciu jakiegokolwiek tropu Ewy. Nigdy jej nie odnajdę. Po raz kolejny przepadnie na zawsze.

      Patrzyłem pustym wzrokiem na monitor, odpływając myślami coraz dalej. Ocknąłem się, dopiero kiedy ponownie pojawiło się to samo pytanie.

      [xc97it] Co tam się stało?

      Uznając, że w tej chwili Jola to jedyna osoba, która może mi pomóc, opisałem jej to, co pamiętałem. Nie zagłębiałem się w szczegóły, stwierdziłem, że nie są teraz najważniejsze. Po chwili tekst znikł, a ja znów wpatrywałem się w puste, czarne okienko. Biały kursor zdawał się migać na nim niepokojąco.

      [xc97it] Masz coś do pisania?

      Sięgnąłem do jednej z szuflad po bloczek żółtych kartek samoprzylepnych. Po chwili zapisałem na nich numer, który pojawił się na ekranie.

      [xc97it]