Ałbena Grabowska

Kości proroka


Скачать книгу

Zrobiono go z najdelikatniejszej skóry koźlęcia, jest odporny na wilgoć. W środku znajdziesz inkaust i pióro. Zawsze trzymaj papirus w tym worku.

      Pozostali bracia zaczynali się budzić. Przecierali oczy i patrzyli ciekawie na przybyłych. Nie wszyscy wiedzieli o uzdrowieniu chłopca. W oczach Sariusza widziałem żal, że tak wspaniała skóra nie posłuży do wyścielenia sandałów.

      Byłem zazdrosny, że Abiasz potrafi i to. Jak to możliwe, że miał tyle przymiotów? Dobroć, pokorę, skupienie w modlitwie, chęć poświęcania się... Nagle do moich uszu dotarł gardłowy krzyk. Drgnąłem zaniepokojony. Mężczyźni skłonili się nam i odeszli szybkim krokiem. Spojrzałem na Nauczyciela i uzyskałem jego milczącą aprobatę. Podążyłem za nimi. W domu zastałem matkę tulącą do piersi przerażonego chłopca. Nie dawał się uspokoić. Zasłaniał sobie uszy rękoma i krzyczał wniebogłosy.

      – Co się stało? – spytał bezradnie jego ojciec.

      – On się boi tego, co słyszy – wyszeptała. – Dźwięki, które od wczoraj stały się nagle częścią jego życia, śmiertelnie go przerażają.

      Chciałem sprowadzić Nauczyciela. Skoro umiał przywrócić dziecku słuch, pewnie umiałby także sprawić, żeby dar nie sprawiał dziecku bólu.

      – Poszukam Nauczyciela, niech on coś poradzi – zaproponowałem.

      Kobieta dostrzegła moją obecność i wyraźnie się zlękła.

      – Kto to jest?

      Widocznie się bała, że sprawię kolejny cud.

      – To jeden z naszych gości. Najbliższy towarzysz tego, który uzdrowił naszego syna – wyjaśnił jej mąż.

      W oddali zapiał kur, a dziecko ponownie zaczęło krzyczeć.

      – Sprowadź swojego Nauczyciela – zdecydował ojciec chłopca. – Niech coś poradzi.

      – Mogę się tylko pomodlić, żeby to nieszczęsne dziecko przyjęło dar od samego Boga. – Nauczyciel odmówił mimo moich usilnych próśb.

      – Czyż nie można złagodzić nieco skutków owego daru? – spytał brat Eliasz.

      Nauczyciel po raz pierwszy, odkąd go poznałem, wyglądał na zniecierpliwionego.

      – Bracie Eliaszu – rzekł – nie ja uzdrowiłem tego chłopca. Zrobił to Jahwe, do którego zwróciłem się w modlitwie. Nie mam mocy, by cofnąć ten dar.

      Sariusz wystąpił naprzód.

      – Pomódlmy się wszyscy, aby ozdrowieniec wyrzucił z siebie Szatana, który wciąż go nęka, i aby cieszył się zdrowiem danym od Boga.

      Zaczęliśmy się modlić. Nie umiałem oprzeć się wrażeniu, że kieruję prośby do Szatana, bo dobry Jahwe zrobił swoje i oddalił się w niewiadomym kierunku. Grzeszyłem tą myślą, co wielce mnie zasmuciło. W jednej chwili przestałem czuć radość z daru, jaki otrzymaliśmy od mieszkańców wioski. Krzyki nieszczęśnika nie ustawały. Nauczyciel poszedł szybko za wzgórze, najpewniej pomodlić się o rozwiązanie sytuacji. Nie chciał przy tym modlić się wspólnie z nami, chociaż prosiliśmy go o to.

      Usiadłem koło brata Abiasza.

      – Boję się.

      – Czego? – Jego czyste czoło nie skrywało lęku. Zazdrościłem mu i tego. We mnie kłębiły się strach i wątpliwości.

      – Tego, że nie podołamy postawionemu przed nami zadaniu.

      Siedzieliśmy sami w stodole na sianie.

      – Podołamy z pomocą Bożą. – Nie wypuszczał z rąk worka z cennym darem. – Wierzę, że wszystko jest tak, jak zaplanował Jahwe. Mesjasz przecież powiedział mi, że przyjdzie na mnie czas i przyszedł. Wcześniej matka zaciągnęła dług u swojego pracodawcy, żebym nauczył się czytać i pisać.

      – Kto cię uczył?

      – Uczony w piśmie.

      Abiasz uciekł wzrokiem, a ja zrozumiałem, co musiała zrobić matka Abiasza, żeby on siedział ze mną w stodole w głębokim przekonaniu, że jej ofiara nie poszła na marne.

      – Ja tak do końca nie umiem... – wyznałem. – Znam tylko część liter. Prawie nie czytam...

      – Z radością cię nauczę. Możemy nawet zacząć teraz...

      Nie oskarżył mnie o kłamstwo. Przytaknąłem, wdzięczny za jego propozycję.

      – Tylko nie mów Nauczycielowi.

      – Jeśli mnie spyta...

      – Jeśli spyta, nie będziesz kłamał, ale nie mów sam, z własnej woli. W ten sposób nie powiesz nieprawdy i będę mógł bez wstydu uczyć się czytania i pisania.

      Nie zaczęliśmy jednak nauki, przynajmniej nie wtedy. Mieszkańcy poprosili nas o opuszczenie wioski. Już nam się nie kłaniali i nie dziękowali za cud przywrócenia słuchu. Patrzyli na nas z lękiem, zwłaszcza kobiety płakały i przywoływały imię Jahwe.

      – Cierpienie naszego syna nie mija! – rzucił gniewnie ojciec.

      Czymże jest dar przekraczający możliwości obdarowanego? Musiałem się jeszcze wiele nauczyć nie tylko o tym, co czynił Mistrz, ale też i o tym, czego my, jego słudzy, powinniśmy unikać.

      – Już nie jesteście wdzięczni naszemu Nauczycielowi za uzdrowienie chłopca? – spytał Ezdrasz.

      Nauczyciel stał w oddaleniu i długo nie zabierał głosu.

      – Kiedy przyszliście i stał się cud, sądziliśmy, że wasz Nauczyciel jest jednym z proroków. Wzięliśmy go nawet za zapowiadanego Zbawiciela. Teraz boimy się, że wpuściliśmy do swojego domu Szatana.

      – Jak śmiesz, panie, przywoływać jego imię? – Nauczyciel wystąpił do przodu i stanął przed wzburzonymi ludźmi.

      Krzyki ucichły. Kobiety wprawdzie nie przestały szeptać modlitw, ale wojownicze nastawienie mężczyzn osłabło.

      – Czy ci się to podoba czy nie, on istnieje – odpowiedział mężczyzna. – I przenika do naszego świata. Kto wie, jaką przybiera postać? Może nauczyciela, który przywraca dziecku słuch, a przy tym prawie je zabija.

      – Istnieje, ale dawno został strącony w otchłań przez Boga – wyjaśnił Nauczyciel. – Nie może nikomu zaszkodzić, bo czuwa nad nami Najwyższy...

      – Zanim został strącony, uczestniczył z Bogiem w dziele stworzenia świata! – wykrzyknął jeden z ludzi stojących z tyłu. Reszta go poparła.

      – Szatan nigdy nie brał udziału w dziele boskiego stworzenia! – zaoponował Nauczyciel.

      Zdumiały mnie siła i gniewne brzmienie jego głosu.

      – Szatan jest współtwórcą wszystkiego – powiedział niski, siwy człowiek, który wyszedł z tłumu i stanął naprzeciwko Nauczyciela. – Tak mówi nauka Mojżesza. Zanim Bóg strącił go w otchłań, Szatan zaraził Jego dzieło swoją złą wolą. Dlatego na świecie jest tyle brzydoty. Dlatego zwierzęta zjadają się nawzajem, a ludzie zabijają ludzi. Dlatego ziemia czasem się rozstępuje i drży. Wreszcie dlatego lawa wytryskuje z wnętrza ziemi, zalewa nasze osady i niesie śmierć.

      – Nie powinieneś tak mówić. – Nauczyciel zbliżył się do tego człowieka. Nasłuchiwałem, by nie uronić ani słowa. – Bóg jest dobrocią i mądrością.

      – Tak – zgodził się tamten. – Ale nawet on nie jest w stanie naprawić dzieła Szatana. Dlatego ma go przy sobie, podobnie jak swojego syna. Obu kocha jednakowo tego marnotrawnego i tego pokornego, który robi dla niego wszystko, co on mu każe.

      –