Remigiusz Mróz

Zerwa


Скачать книгу

mi się, że…

      – Wszyscy inni najwyraźniej zakładają, że Bestia wróciła – ciągnął inspektor. – A tymczasem mógł uaktywnić się cały ten jego kult. Już o nim zapomnieliście, do cholery? Może truchło zabrali ci, którzy wcześniej gotowi byli rzucić się za nim w ogień. Nie pomyślała pani o tym?

      – Pomyślałam. Nie tylko o tym.

      Edmund nie miał zamiaru dopytywać o inne scenariusze, które przyszły jej do głowy. Znał je zresztą wystarczająco dobrze. I podobnie jak Dominika w głębi duszy musiał wiedzieć, że działania policji na dole czy TOPR-u u stóp Orlej Perci niczego nie dadzą.

      Część odpowiedzi znajdowała się tutaj, w górach. Pozostałe zostały zapisane w wiadomości od mordercy.

      Dominika spojrzała w stronę unoszącego się nad wierzchołkiem helikoptera. Na pokładzie znalazło się już niemal wszystko, co mogło mieć znaczenie dla śledztwa.

      – Lecę z nimi – powiedziała.

      – Byłem pewien, że będzie pani wolała przejść się ze mną. Taka ładna pogoda.

      Chętnie odstąpiłaby mu miejsce w policyjnym Sokole, ale nie miała zamiaru tracić ani minuty więcej. I bez tego zabójca zyskał stanowczo zbyt wiele czasu. Przeszło jej też przez myśl, że tego argumentu użyje, przekonując Forsta, by wsiadł z nią na pokład.

      Okazało się, że nie musiała tego robić. Wiktor nie protestował, przeciwnie, ochoczo skorzystał z okazji. Wątpiła jednak, by kierował się troską o kolano – jego pobudki zapewne były tożsame z jej.

      – Jesteś pewna? – zapytał tylko.

      – Nie. Ale alternatywą jest to, że rozbijesz obóz i zadomowisz się tu na dobre.

      – Mogę też zejść na słowacką stronę.

      – Nie możesz – odparła na tyle stanowczo, że udało jej się zamknąć temat.

      Żadne z nich nie było pewne, jak zabójca zareaguje na zignorowanie jego ostrzeżenia – ale żadne nie miało także zamiaru pozwolić mu na szantaż.

      Obserwowała, jak policjanci wciągają Forsta w górę, a po chwili sama zaczęła zakładać uprząż. W ostatniej chwili zauważyła Gašpara Baráta, który machał do niej nerwowo. Tym razem Słowak nie miał oporów, by przejść na polską stronę.

      Podbiegł do Dominiki, a potem wyjął smartfon i pokazał jej wyświetlone na ekranie zdjęcie.

      – Kojarzy to pani?

      Wadryś-Hansen nie musiała długo przyglądać się dokumentowi widocznemu na zdjęciu, by wiedzieć, czym jest.

      – To legitymacja służbowa prokuratora.

      – Polska legitymacja.

      – Oczywiście. Widzi pan przecież, że…

      – Znaleziono ją na szlaku prowadzącym na Koprowy Wierch.

      W głosie Baráta słychać było wyraźne pobudzenie – i właściwie Dominika mu się nie dziwiła. Każdy oryginalny dokument był pilnie strzeżony, a sfałszowanie go nastręczało niemałych trudności – jakiś czas temu polskie sądy uznały, że nawet skanowanie go stanowi przestępstwo. W rezultacie z sieci zniknęły wszystkie zdjęcia przedstawiające legitymacje.

      Fakt, że jedna z nich znalazła się na słowackim szlaku, w dodatku akurat teraz, był niepokojący.

      Wadryś-Hansen ruchem ręki pokazała czekającym na górze policjantom, by na moment się wstrzymali. Wzięła od Gašpara telefon i rozsunęła dwa palce na wyświetlaczu. Zdjęcie się powiększyło, a ona zamarła.

      – Poznaje pani tego człowieka? – zapytał Barát.

      Aleks.

      Co jego legitymacja robiła w słowackiej części Tatr?

      Dominika odniosła wrażenie, jakby krople deszczu przenikały przez jej kurtkę i spływały bezpośrednio po plecach. Wzdrygnęła się.

      Natychmiast oddała smartfon Słowakowi, a potem wyciągnęła swój. Wybrała numer Gerca, ale automat poinformował ją, że abonent jest niedostępny.

      Nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy ostatnio z nim rozmawiała. Widzieli się przy sprawie dziewczyn ze zbocza Giewontu, ale później…

      Aleksander wziął zaległy urlop. Głównie dlatego, że miały zmienić się przepisy, w myśl których przepadłyby mu wszystkie odkładane dni. Nie kontaktowali się ze sobą, bo ich relacje już jakiś czas temu wyraźnie się ochłodziły.

      W pewnym momencie Gerc stał się ostatnią osobą, z którą chciałaby współpracować, a co dopiero utrzymywać osobiste stosunki.

      Wadryś-Hansen potarła skronie, jakby to jej zazwyczaj doskwierały przemożne migreny. Zastanawiała się przez moment, czy w takiej sytuacji nie powinna zostać w górach. Sprawdzić trop, przesłuchać świadków i spróbować dowiedzieć się, skąd wzięła się legitymacja.

      Nie. Miała swoje zadania. Tym zajmą się Słowacy.

      – Znaleźliście jeszcze coś? – zapytała.

      – Paragon z sieci K-Market. A raczej jego kawałek, bo jest tylko logo. Ktoś oderwał listę produktów i ceny.

      Nie znała sieci, wydawało jej się, że pierwszy raz o niej słyszała. Przypuszczała też, że niczego więcej się od Słowaka nie dowie, przynajmniej dopóty, dopóki sama nie zacznie dzielić się z nim informacjami.

      – Będziemy w kontakcie – powiedziała.

      – Zaraz, zaraz – odparł Barát, chowając smartfon. – Poznaje pani tego człowieka?

      – O wszystkim porozmawiamy, jak tylko sformuje się grupa robocza.

      – Chwila…

      Nie dała Gašparowi okazji, by zgłosił obiekcje. Zaraz po tym, jak skinęła dłonią na policjantów, ci zaczęli szybko ją podciągać. Wirnik działał głośno, ale nawet jego dźwięk nie potrafi zagłuszyć myśli kłębiących się w głowie Dominiki.

      Niepamięć Forsta. Kolejna ofiara Bestii. Moneta, trzyliterowy skrót i data. A do tego wszystkiego Gerc.

      Zapowiadało się na to, że czeka ją trudna przeprawa.

      Niełatwy lot do miasta zdawał się to potwierdzać. Po zmaganiach z silnym wiatrem śmigłowiec wylądował jednak w końcu bezpiecznie przy szpitalu na Kamieńcu. Chwilę potem oderwał się od ziemi, by przetransportować ciało ofiary do Krakowa. Wszyscy działali w pośpiechu, o co z pewnością zadbali ministerialni urzędnicy.

      Sprawa była priorytetowa. W przeciwieństwie do tego, co działo się przy pierwszych działaniach Bestii z Giewontu, teraz nikt nie zamierzał pozwolić na jakiekolwiek opóźnienia.

      Przed wejściem do szpitala Forst zapalił papierosa i spojrzał na Wadryś-Hansen pytająco. Milczała przez większość czasu, podczas lotu odezwała się może dwa lub trzy razy. Skupiała się na legitymacji Gerca i na tym, co mogło oznaczać jej odnalezienie.

      Najbardziej niepokojące wnioski starała się od siebie odsuwać. Wiedziała jednak, że to one są zarazem najbardziej prawdopodobnymi.

      Długo patrzyła na Forsta, który zdawał się całkowicie koncentrować na trzymanym między palcami papierosie. W pewnym momencie ten wypadł mu z ręki, a Wiktor zaklął pod nosem i odpalił kolejnego.

      Wadryś-Hansen w końcu postanowiła, że nie ma sensu niczego przed nim ukrywać. Powiedziała mu o legitymacji, obserwując jego reakcję. Wydawał się równie zdezorientowany jak ona.

      Jeszcze raz spróbowała skontaktować