się nie mylę, swojego czasu nosiłaś przy sobie paczkę vogue’ów.
– I pewnie nadal bym to robiła, gdybym w pewnym momencie nie uświadomiła sobie, że…
– Że są szybsze sposoby, żeby się zabić?
– Raczej że palenie stało się kompletnie passé. Właściwie kojarzy się ludziom w najlepszym przypadku z dzieciństwem, w najgorszym z żulami.
Forst obrócił papierosa między palcami, a potem włożył go do ust.
– Dla mnie to po prostu lekarstwo na chorobę zwaną dożywaniem sędziwego wieku – powiedział niewyraźnie.
– To ci tak czy inaczej nie grozi.
– Mhm – potaknął, a smużka dymu rozmyła się w powietrzu. – Ani mnie, ani turystom na szlakach, jeśli ten szaleniec naprawdę przeżył upadek z Orlej.
Wadryś-Hansen przysiadła na kamieniu obok, wyjątkowo nie myśląc o tym, co mokra skała pozostawi na jej spodniach.
Spojrzała na Forsta i odniosła wrażenie, że oboje coraz bardziej oswajają się z możliwością, że to Gjord Hansen stoi za tym, co się działo. Była to najgorsza możliwość, jaką mogli przyjąć, znacznie niebezpieczniejsza od wersji z naśladowcą – i być może właśnie dlatego wydawała im się najbardziej prawdopodobna. Strach robił swoje. W ciemności zawsze łatwiej wziąć niewyraźny kształt za demona, a cichy szelest za szept zmarłych.
Z oddali dobiegł Dominikę dźwięk wirnika, wyrywając ją z zamyślenia.
– Traktujesz to ostrzeżenie poważnie? – spytała.
– Nie.
Oparła się na kolanie i spojrzała na niego z ukosa.
– Nie? Tak po prostu?
– Nawet jeśli sam je napisałem, to nie ma znaczenia – odparł, a potem zgasił chesterfielda między skałami. – Turyści i tak są zagrożeni. Nie ma znaczenia, czy zejdę na słowacką stronę i dam się zatrzymać, czy wrócę na polską.
– Tyle że to twoje pismo, Forst.
– Bazgrzę jak kura pazurem – odparł, wzruszając ramionami. – Wystarczy wypić kilka piw i można pisać niemal identycznie. A ja ani ty nie jesteśmy grafologami.
– To wciąż za mało, żebyś tak po prostu zignorował groźbę.
– Dla mnie wystarczająco dużo.
– Tu chodzi o ludzkie życie, Forst.
– I dlatego muszę działać – rzucił stanowczo, wypatrując nadlatującego po zwłoki ofiary helikoptera. – A nie siedzieć bezczynnie w słowackim areszcie śledczym.
Wadryś-Hansen dała mu chwilę do namysłu, ale właściwie mogła z tego zrezygnować. Zdawała sobie sprawę, że jeśli raz w jego głosie zabrzmiała pewność, nie powinna spodziewać się, że ta zniknie.
– Naprawdę jesteś gotów zaryzykować?
– Znajdę go, zanim komukolwiek zagrozi.
– Tyle że jeśli to naprawdę on…
– Nie ucieknie mi. Nie po raz kolejny.
Na dłużej zawiesiła na nim wzrok i nie mogła opędzić się od myśli, że patrzy na tego samego Wiktora, którego niegdyś poznała pod budynkiem prokuratury. Wówczas jawił się jako desperat i gotowy na wszystko buntownik. Człowiek potrafiący posunąć się znacznie dalej niż inni w jego sytuacji. Wymownie dowodziły tego grzechy z jego przeszłości. Grzechy, które popełnił na Ukrainie.
Dominika podniosła się i zadarła głowę. Śmigłowiec był już blisko, a wiatr zelżał na tyle, że nie powinno być problemów z przetransportowaniem ciała bezpośrednio ze szczytu.
Przez chwilę prokurator zastanawiała się nad egzekucją, którą Forst niegdyś wykonał. Nad tym, co mogło to za sobą pociągać. I czy dało się to połączyć z monetą, którą odnaleźli na szczycie.
Związek musiał istnieć. A kluczem do jego odkrycia było zrozumienie, dlaczego na numizmacie znalazł się rok tysiąc dziewięćset czterdziesty siódmy, prawosławny krzyż i trzy litery. COP.
Wadryś-Hansen przypatrywała się, jak grupa funkcjonariuszy przygotowuje ciało do transportu, a potem mocuje je na pokładzie śmigłowca. Pierwsze informacje nadejdą niebawem, zapewniła się w duchu.
– Niech Forst dołączy do trupa – rozległ się męski, mrukliwy głos.
Odwróciła się do Osicy. Komendant był wyraźnie zmęczony, a ubranie miał przemoknięte do suchej nitki. Mimo to zmusił się do bladego uśmiechu.
– Nie mam na myśli, żeby kopnął w kalendarz. Chociaż…
– Nie zgodzi się na transport śmigłem, panie inspektorze.
Edmund machnął ręką.
– Bardziej obchodzą mnie wyniki Światowych Igrzysk Koczowników w Kirgistanie niż to, na co Forst się zgadza lub nie.
Wadryś-Hansen uniosła lekko kąciki ust, przypominając sobie materiał, który kiedyś widziała na antenie TVN24. Zapadł jej w pamięć tylko dlatego, że ceremonię otwierał siedzący na koniu Steven Seagal w rycerskiej zbroi.
– Przypuszczam, że nie jest pan ich fanem.
– Ani zawodów, ani Forsta – odburknął Osica. – Wsiądzie do tego helikoptera, czy mu się to podoba, czy nie.
– To roztropne?
– W powietrzu robi mniej szkód niż na lądzie. Przynajmniej tak było dotychczas.
– Chodziło mi raczej o…
– Tę zasraną kartkę, tak, tak – uciął inspektor. – Mam na uwadze tę groźbę.
– Na pewno?
– Postąpimy dokładnie tak, jak powinniśmy. Forst nie zejdzie na polską stronę, przynajmniej nie dosłownie.
– Taki wybieg chyba niespecjalnie przemówi do zabójcy.
Komendant strzepnął z irytacją wodę z rękawa i mruknął coś niezrozumiałego.
– Przemówią do niego środki ostrożności – zapewnił.
– A więc zamykamy szlaki?
– Jeszcze nie. Próbowałem to załatwić, ale góra nie chce wywoływać paniki. Zamiast tego wyśle dodatkowe patrole, zjeżdżają się już policjanci z całej Polski – odparł Osica i spojrzał w stronę dolin. – Części z nich kondycja pozwoli na dojście najwyżej na Rusinową Polanę, ale… cóż, minister przemówił.
Dominika wyobraziła sobie, co dzieje się teraz przy kasach biletowych TPN. Umundurowani policjanci zapewne skrupulatnie sprawdzali każdego, kto opuszczał park, a atmosfera niepokoju musiała osiadać jak gęsta poranna mgła.
Czy Gjord mógłby jakoś się przemknąć? Z pewnością, udowodnił to już nieraz. Ale równie dobrze mógł schronić się w górach. Tatry zapewniały wiele miejsc, w których mógłby pozostawać niezauważony.
– Grupa ratowników przeczesuje też teren pod Orlą Percią – dodał Osica. – A konkretnie okolicę, gdzie runął ten kutafon.
Wadryś-Hansen nie pamiętała, który to już raz organizowana jest podobna akcja. Na Tatromaniaku przez jakiś czas liczono kolejne próby, także te podejmowane nieformalnie. W pewnym momencie wszyscy za punkt honoru postawili sobie, by odnaleźć ciało Bestii z Giewontu. Nikomu jednak się to nie udało.
– Nie znajdą go – powiedziała cicho. – Szukali już dostatecznie długo.
– W