Remigiusz Mróz

Zerwa


Скачать книгу

podejrzliwością – oceniła. – Jak każdy, Forst.

      Tkwiło w tym ziarno prawdy, ale kiedy spojrzenia Słowaków stały się jeszcze bardziej ukradkowe, Wiktor zrozumiał, że coś więcej jest na rzeczy. I nie musiał długo się namyślać, by ustalić, co konkretnie.

      – Któryś z nich musiał mnie tu wcześniej widzieć – oświadczył. – Może przed tym, jak spotkałem TOPR-owca, może później.

      Wadryś-Hansen ściągnęła brwi.

      – Skąd ta myśl?

      – Stąd, że to jedyny powód, dla którego zdecydowaliby się nie podchodzić.

      – Chyba umknęła mi logika twojego toku rozumowania.

      Forst uśmiechnął się półgębkiem, słysząc tak sformułowaną myśl. Tylko Dominika potrafiła z podobną gracją oznajmić, że czegoś nie łapie.

      – Wiedzą, że w końcu musimy się rozmówić – zaczął Wiktor. – I że nie możemy tak tego zostawić. Spór kompetencyjny będzie problematyczny dla obu stron.

      – I?

      – I nie przychodzą tutaj, bo oczekują, że to my podejdziemy do nich.

      – Wciąż niespecjalnie widzę sens w twoim rozumowaniu.

      – Sens jest taki, żebym znalazł się po tamtej stronie.

      – Ty?

      – Widzisz przecież, jak się zachowują – odparł Forst, jakby oczywiste było, że z pewnego powodu to właśnie on stał się obiektem ich zainteresowania.

      Jeszcze przed momentem nie było to tak widoczne. Teraz jednak przestało ulegać wątpliwości. Zdawkowe skinienie głową przez Dominikę utwierdziło go w tym przekonaniu.

      – Chcą mnie zatrzymać – oznajmił Forst.

      – Zaraz…

      – To jedyne logiczne wytłumaczenie. Któryś musiał mnie widzieć wieczorem, nocą lub rankiem po ich stronie. A teraz czekają, żebym tam wrócił, bo chcą mnie zakajdankować i wtrącić do starej policyjnej suki.

      Obawiał się, że usłyszy jedno słowo, które sprawi, że będzie zmuszony dwukrotnie zastanowić się nad tym, co przyjął za pewnik. Wadryś-Hansen nie wyglądała jednak, jakby zamierzała sugerować, że przesadza.

      Przeciwnie, powiodła wzrokiem po stojących w rzędzie Słowakach, jakby zobaczyła ich w zupełnie innym świetle.

      – Unikają patrzenia na ciebie.

      – Teraz tak.

      – Ale nie unikną rozmowy ze mną – zadeklarowała.

      Zanim Forst zdążył zapytać, co konkretnie zamierza, ruszyła w kierunku swojego odpowiednika po drugiej stronie. Kiedy stanęli naprzeciwko siebie przy słupku granicznym, zdawało się, jakby dzieliła ich przepaść.

      Nie tylko jeśli chodziło o spory kompetencyjne, narodowość czy płeć. Gašpar Barát wykonywał wprawdzie u siebie niemal te same obowiązki co Dominika w Polsce, ale nosił broń. Stanowiło to namacalny dowód na to, że podejście słowackiego śledczego będzie zgoła inne.

      Kiedy Wiktor stanął obok prokurator, Barát zupełnie go zignorował. Ostentacyjność tego zachowania sprawiła, że nie uszło to niczyjej uwadze.

      – Zapraszamy do nas – odezwała się Dominika.

      – Jest nam dobrze tu, gdzie jesteśmy.

      – Nalegam.

      – Więc niech pani spróbuje przeciągnąć mnie siłą, jest pani w tym dobra.

      Wadryś-Hansen już otwierała usta, by odparować, ale Gašpar nie dał jej czasu.

      – Jak się pani domyśla, powiadomiłem już przełożonych o tym, co zaszło.

      Forst postąpił krok do przodu, uważając jednak, by nie zbliżyć się nadto do granicy.

      – Byli wniebowzięci? – zapytał.

      Słowak w końcu przestał traktować go jak powietrze. Przekrzywił nieco głowę i zacisnął usta, jakby patrzył na zabójcę, a nie osobę, która miała ruszyć jego tropem.

      – Chyba są jeszcze na etapie zaprzeczenia – odpowiedział Barát. – W głowie im się nie mieści, że mogła zrobić pani coś takiego.

      – Ktoś musiał w końcu wykazać się inicjatywą, inaczej do tej pory wciąż niczego byśmy się nie dowiedzieli.

      – To nie do końca prawda.

      – Nie? A mnie się wydaje, że jednak…

      – Znaleźliśmy ślady na drugim wierzchołku.

      Dominika i Forst wymienili się krótkimi spojrzeniami.

      – Cały czas pracuje tam grupa techników, ale w imię dobrej współpracy mogę państwa dopuścić – oznajmił dobrodusznym tonem Gašpar, po czym cofnął się i skinął ręką na dwójkę Polaków. – Zapraszam.

      Żadne z nich ani drgnęło.

      – Jest jakiś problem? – spytał Barát.

      – To zależy, co znaleźliście.

      – Wolę to pokazać, niż o tym mówić.

      – A jednak chciałabym wiedzieć zawczasu.

      Uniósł bezradnie spojrzenie.

      – To może okazać się istotne – zastrzegł. – O ile nie jest żartem.

      – Żartem? Ta sytuacja do zabawnych raczej nie należy.

      – Tym bardziej nalegam.

      Słowak znów zaprosił ich ruchem ręki, niczym dobry gospodarz, który nie dopuszcza możliwości, by goście nie skorzystali z zaproszenia. Forst zastanawiał się, czy naprawdę coś znaleźli, czy to wyjątkowo nędzny wybieg, by sprawić, że znajdzie się pod jurysdykcją tych ludzi. Ostatecznie nie mógł przesądzić.

      – Zaczekaj tutaj – odezwała się do niego Wadryś-Hansen. – Sprawdzę, o co chodzi.

      Gašpar Barát był wyraźnie niezadowolony, ale nie protestował. Wiktor obserwował, jak oboje schodzą z wierzchołka granicznego, a potem wspinają się na słowacki. Wszyscy obecni tam technicy wyprostowali się jak struny, kiedy tylko detektyw znalazł się na miejscu.

      Dominika przez moment pochylała się nad jednym z głazów, przyglądając się czemuś, a potem zamarła. Wyprostowała się powoli, oszołomiona. Podeszła na skraj szczytu, spojrzała w stronę Forsta i wyjęła telefon.

      Wiktor również wyciągnął swoją komórkę i przyłożył ją do ucha, zanim rozległ się dzwonek.

      – Co tam znaleźli? – zapytał.

      – Żółtą kartkę samoprzylepną. Była pod jednym z kamieni.

      Forst sięgnął po kolejną gumę, ale w tym momencie najchętniej zamieniłby ją na strzykawkę z solidną dawką kompotu. Natychmiast odsunął od siebie tę myśl.

      – To wiadomość od niego? – odezwał się.

      – Na to wygląda.

      – Co na niej jest?

      – Ostrzeżenie, żebyś nie schodził na polską stronę.

      – Ja?

      – Wymieniony z imienia, nazwiska i dawnego stopnia służbowego.

      Forst nadaremno szukał odpowiednich słów.

      – Jeśli się nie dostosujesz, w górach zaczną ginąć ludzie – dodała Dominika.

      Wiktor opuścił dłoń,