że nie.
Wiktor popatrzył na Wadryś-Hansen, jakby oczekiwał, że to ona dokończy naprędce rozpoczęte przesłuchanie. Właściwie powinna to zrobić, a przynajmniej nie pozwolić, by robił to Forst.
Być może rzeczywiście należało uznać, że każda wersja jest w tej chwili tak samo prawdopodobna. Także ta, że Wiktor miał coś wspólnego z zabójstwem, a nocą zszedł gór i z jakiegoś powodu znalazł się nieprzytomny w okolicach Wielkiej Krokwi.
Dominika rozmasowała kark, mając wrażenie, jakby mięśnie zbijały jej się w twardą masę. Przeniosła wzrok na stojących po drugiej stronie Słowaków, starając się ocenić, czy do wszystkich problemów powinna doliczyć jeszcze ten. Osica podjął rozmowę z jednym z nich, ale mowa ciała obydwu mężczyzn jasno dowodziła, że o jakimkolwiek porozumieniu wciąż nie ma mowy. Gašpar Barát i jego towarzysze byli wyraźnie pobudzeni i rozsierdzeni, połowa z nich kręciła się z komórkami przy uchu, zapewne starając się skontaktować z przełożonymi.
Tak, zdecydowanie powinna doliczyć ich do kłopotów. Najwyżej za kwadrans zapewne zadzwoni do niej ktoś z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Wewnętrznych lub z resortu sprawiedliwości. Oberwie jej się za to, co zrobiła. Nie pierwszy raz, choć niegdyś w krakowskiej prokuraturze to ona była wzorem właściwego postępowania.
Jeśli ktoś miewał na pieńku z przełożonymi, to jedynie Aleksander Gerc. Od pewnego czasu jednak zyskiwał sobie u nich coraz większą przychylność – i teraz to w nim upatrywali podwładnego, na którym można było polegać.
Oparła ręce na podkurczonych kolanach, a potem obejrzała się przez ramię na Forsta i przywołała go skinieniem głowy.
Wiktor zawahał się, ale ostatecznie dołączył do niej, kucając przy ofierze.
– Posłuchaj… – zaczął cicho, niemal konspiracyjnie.
– Mamy teraz ważniejsze sprawy niż twoje dziury w pamięci – przerwała mu, wskazując spojrzeniem zwłoki.
Na twarzy Forsta pojawił się ledwo dostrzegalny, ale szczery uśmiech.
– Chcesz upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – zauważył.
– To znaczy?
– Jednocześnie zapobiec mojej dalszej rozmowie ze świadkiem, który mnie widział, i zacząć badać, co tutaj zaszło.
– Bez heroiny robisz się wyjątkowo przenikliwy, Forst.
– Na tyle, by wiedzieć, że załatwianie dwóch spraw za jednym zamachem nie zawsze jest dobrym pomysłem.
Dominika nie odpowiedziała, przypatrując się krwawemu napisowi na klatce piersiowej.
– Weź kanibalizm – ciągnął Wiktor. – W teorii rozwiązuje dwa największe problemy ludzkości. Eliminuje światowy głód i przeludnienie globu.
Zerknęła na niego z niedowierzaniem.
– Takie myśli chodzą ci po głowie?
– A ciebie do podobnych nie nastraja taki widok?
Zmasakrowane ciało właściwie sprawiało, że miała znacznie gorsze skojarzenia. Starała się jednak nie dać im się rozwinąć.
– Tak czy inaczej, musisz na mnie uważać – dodał Wiktor. – Nie wiemy, co robiłem w górach, a nawet krótka rozmowa ze świadkiem może…
– Nie wpłynąłeś na jego zeznania, Forst.
– Ale mogłem nawet nieświadomie sprawić, że…
– Nie – ucięła i posłała mu stanowcze spojrzenie. Mówiło jasno, że czas na gdybanie się skończył.
Jakby na potwierdzenie tego Osica w końcu machnął ręką, rezygnując z dalszych pertraktacji ze Słowakami, i dołączył do dwójki śledczych. Wszyscy przez moment w milczeniu przyglądali się ciału.
Technicy zaczęli fotografować miejsce zdarzenia i zwłoki, a Edmund wyciągnął paczkę chesterfieldów.
– Nie mam słów na tych jeleni – burknął, obrzucając niedbale wzrokiem Słowaków. – Banda fidrygołów straszy, że zaraz wejdą ze swoim sprzętem na naszą stronę.
– Nic nie stoi temu na przeszkodzie – odparł Wiktor. – Podejmiemy ich tu z wszelkimi honorami.
Osica spojrzał na niego równie krytycznie jak na ludzi Baráta.
– Zamknij się, Forst – rzucił.
– Tak jest, panie inspektorze.
– Burdel i tak jest tu stanowczo za duży – dodał Edmund, zataczając ręką krąg. – Ślady pozacierane, truchło przesunięte… i Bóg jeden raczy wiedzieć, czy ta dwójka fotografów wcześniej czegoś nie ruszała.
Wiktor wskazał usta ofiary.
– Najważniejszej rzeczy nie ruszyli.
– W dodatku ta zasrana kapanina… – kontynuował Osica, jakby nie usłyszał uwagi. – Deszcz zmył nam ze skał wszystko, co istotne.
Komendant zerknął na technika.
– Kiedy wyciągacie ten bilon? – syknął.
– Niebawem, panie inspektorze. Musimy tylko…
– Pospieszcie się. Awanturnicy zaraz dodzwonią się do któregoś ze swoich ministrów, a ci do któregoś z naszych przełożonych.
Kilkuosobowa grupa potwierdziła, kiwając głowami, ale żaden z techników nie miał zamiaru się spieszyć. Byli profesjonalistami, na co dzień robili swoje mimo ponagleń i nacisków ze strony śledczych.
Podczas gdy specjaliści kryminalistyki badali miejsce zbrodni, TOPR-owcy najwyraźniej doszli do wniosku, że nic tu po nich. Ten, z którym wcześniej rozmawiał Forst, zbliżył się do prokurator i poczekał, aż Dominika go zauważy.
Cała trójka się podniosła, w końcu odrywając uwagę od ciała. Każde z nich szybko odczuło, że zbyt długo tkwili w tej pozycji. Obserwując pracę kryminalistyków, wpadli w rodzaj transu i nie wiedzieli nawet, ile czasu upłynęło.
– Pogoda się poprawia – powiedział ratownik, zadzierając głowę. – Przyślemy śmigło po ciało, jak technicy skończą.
– W porządku – odparła Wadryś-Hansen.
– W takim razie możemy się zbierać?
– Jak najbardziej. Macie ważniejsze rzeczy do roboty.
– Oby było ich jak najmniej – odparł TOPR-owiec, a potem skinął głową na pożegnanie.
Zanim jednak zawrócił, zawahał się. Popatrzył na Forsta, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
– Przypomniało mi się jeszcze coś – odezwał się. – Choć nie wiem, czy to w ogóle dla państwa istotne.
Wiktor spojrzał na Dominikę.
– Odnośnie do naszego spotkania.
– Co konkretnie? – spytał Forst.
– Czytał pan coś na którymś ze starszych modeli galaxy note.
– Miałem ze sobą tablet?
Ratownik wciąż wyglądał, jakby był przekonany, że rozmówca jedynie go podpuszcza. W tym wypadku Dominika mu się nie dziwiła. Największą nowinką technologiczną, jaką kiedykolwiek widziała u Forsta, były buty z powłoką GORE-TEX.
Wiktor potrząsnął głową.
– Co czytałem? Widział pan?
– Kątem oka. Nie wiem, na ile to istotne, ale…
– Niech pan mówi.
– To