spotykać się ze znacznie dziwniejszymi przypadkami – tajemnicą poliszynela było, jak wielu Rosjan załatwia w okolicy szemrane interesy. A skrytki bankowe wciąż były idealnymi miejscami do przechowywania kruszców i twardej waluty z niepewnych źródeł.
– Dolly? – upewnił się pracownik.
Były komisarz pokiwał głową z powagą.
– Pańska godność?
– Wiktor Forst.
Mężczyzna wydał z siebie cichy pomruk, który trudno było rozszyfrować. Przez moment przesuwał nerwowo myszką po blacie, powodując tym samym nieprzyjemny dźwięk. W końcu oderwał wzrok od ekranu.
– Hm.
– Coś nie tak? – zapytał Wiktor.
– W przypadku skrytki, której numer pan podał, rzeczywiście jest dyspozycja wydania zawartości.
Oczywiście. Forst mógł spodziewać się, że Dolly nie ograniczyła się wyłącznie do wysłania maila. Musiała zadbać o to, by otrzymał zawartość.
– Świetnie – powiedział.
– Ale imię i nazwisko osoby upoważnionej się nie zgadza.
– Trudno.
Pracownik otworzył szeroko oczy.
– Słucham?
– Przecież nie przyszedłbym tu i nie podał tego numeru na chybił trafił, licząc na to, że akurat trafię w skrytkę, której zawartość ma być wydana, prawda?
– Tak, ale…
– Więc proszę mi tego nie komplikować. To ważne.
– Chciałbym pomóc, ale…
– Czas nagli.
– Ale zasady są zasadami – dokończył pracownik banku. – Niestety nie mogę ich w żaden sposób obejść. Gdyby był pan uprzejmy skontaktować się z właścicielem depozytu, znacznie ułatwiłoby to…
– Jest teraz niedostępny.
Mężczyzna przyjął najbardziej przepraszający wyraz twarzy, na jaki było go stać, ale na Oscara ani Emmy nie mógłby liczyć. Po chwilowym namyśle Wiktor uznał, że Dolly musiała wpaść na jakiegoś rodzaju zabezpieczenie – na tyle oczywiste, by Forst mógł je obejść, ale jednocześnie odpowiednio pewne, aby nie ryzykować, że ktoś inny uzyska dostęp do skrytki.
– W porządku… – mruknął. – Niech pan mi powie, jak bardzo się pomyliłem w imieniu i nazwisku?
Bankowiec nie kwapił się, by odpowiedzieć.
– Albo nie. Wie pan co, spróbujmy inaczej. Robert Krieger.
– Obawiam się, że…
– Wiktor Krieger Forst.
Rozmówca spojrzał na niego jak na idiotę, a potem lekko rozłożył ręce w bezradnym geście.
– Najlepiej będzie, jeśli porozmawia pan z deponentem.
– Mówiłem już, że jest nieosiągalny. A ja naprawdę muszę dostać się do tej skrytki.
Pracownik nie odpowiadał, zapewne zastanawiając się, czy aby nie trafił mu się kłopotliwy natręt. Forst planował zrobić wszystko, by mężczyzna chciał mieć go jak najszybciej z głowy, ale przypuszczał, że ostatecznie to nie wystarczy.
Jak Dolly mogła upewnić się, że tylko on będzie w stanie otworzyć skrytkę?
Wiktor zaczął przypominać sobie wszystkie rejsy na luksusowych jachtach, które odbyli. Podczas pierwszych właściwie nie nawiązywał z nią kontaktu. Dopiero po czasie uległ i stopniowo ucinał sobie z Dolly coraz dłuższe rozmowy. Pierwsza miała miejsce podczas rejsu z grupą portugalskich biznesmenów.
– Super bock – rzucił.
– Co proszę?
Najwyraźniej piwo, dzięki którym przełamali lody, nie było celnym strzałem. Forst pokręcił głową z irytacją.
– Red horse – spróbował jeszcze raz, tym razem wymieniając nazwę dubajskiego trunku, którym swojego czasu raczył się z Dolly w mesie.
Mimo woli przypomniał sobie rejsy po Zatoce Perskiej, kiedy wrócił do heroiny. Na samą myśl o strzykawce przeszły go dreszcze. Wyobraził sobie, jak zaciska opaskę na ramieniu, wypatruje coraz mniej widocznych żył, a potem wkłuwa się w jedną z nich.
– Naprawdę nie wiem, jak mógłbym panu pomóc – odezwał się niepewnie bankowiec.
– Niech mi pan po prostu powie, jak bardzo pomyliłem się w imieniu i nazwisku.
– Nie mogę tego zrobić.
– Brakuje drugiego imienia? Jakiegoś członu nazwiska?
Rozmówca milczał.
– Naprawdę wiele zależy od tego, czy dostanę się do tej skrytki, czy nie – dodał Forst.
Przypuszczał, że drugiej szansy mieć nie będzie. Mógł pozostać poza radarem Rosjan przez kilka, może kilkanaście godzin. Kontrolowali właściwie wszystko, co tutaj się działo, a obecność Wiktora z pewnością zostanie odnotowana. Na długo przed tym, jak Dolly wróci z zagranicy.
– Podał pan nieprawidłowe dane – oznajmił w końcu mężczyzna. – Tylko tyle mogę powiedzieć.
Wiktor jeszcze raz przywołał w pamięci wszystkie rejsy. Naraz jednak uświadomił sobie, że to błąd. Powinien skupić się na tym najważniejszym – tym, który wszystko zmienił. To w jego trakcie uratował jedną z dziewczyn, a potem wszystkie zaczęły darzyć go sympatią.
Robiły zakłady o to, która w końcu rozwiąże mu język. Odnosiły się do niego jak do dobroczyńcy. Plotkowały na jego temat i…
I porównywały go jednego z polskich aktorów, o czym Dolly powiedziała mu podczas tamtego pamiętnego rejsu.
Wiktor uśmiechnął się pod nosem.
– Piotr Stramowski – powiedział.
Lekki uśmiech na twarzy mężczyzny kazał Forstowi sądzić, że trafił. Przez moment obawiał się, że bankowiec poprosi o dokument tożsamości, ale ten zamiast tego podniósł się i wskazał korytarz.
– Proszę tędy.
– Nie potrzebuje pan dowodu? Paszportu?
– Dyspozycja mówi jasno, aby tego nie wymagać.
Ton głosu pracownika świadczył o tym, że nie spodziewa się, by w skrytce znajdowało się cokolwiek wartościowego. Mimo to, kiedy wprowadził Wiktora do niewielkiego pokoju i położył na stole kasetkę, odwrócił wzrok, jakby był niegodzien choćby krótkiego zerknięcia. Przekręcił kluczyk, a potem oddalił się bez słowa.
Forst dotknął wieka i przez chwilę trwał w bezruchu. Potem potrząsnął głową i podniósł je. W środku rzeczywiście nie znajdowało się nic, co wymagałoby przesadnej ochrony. Jedynym przedmiotem była złożona wpół kartka.
Wiktor sięgnął po nią drżącą ręką. Czuł się, jakby był na heroinowym głodzie – nie tylko dlatego, że od dawna nie dał sobie w żyłę.
Rozłożył kartkę, spodziewając się listu od Dolly. Szybko przekonał się, jak bardzo się mylił.
Na nieskazitelnie białym papierze znajdowały się jedynie dwa napisy.
José Martínez. Ruiz Azorín.
Forst zaklął pod nosem. Imiona ani nazwiska nic mu nie mówiły. Spojrzał do środka kasetki, szukając drugiego dna, ale od razu wiedział, że to bezcelowe. Nic więcej na niego nie czekało.
Opuścił