trudu, udało się to młodemu urzędnikowi, niejakiemu Ferdyszczence, nieprzyzwoitemu, sprośnemu błaznowi z pretensjami do roli wesołka, a na dodatek pijakowi. Do grona znajomych Nastazji Filipowny należał też pewien dziwny młodzieniec o nazwisku Pticyn, skromny, akuratny i wymuskany elegant, który pochodził z biedoty i doszedł w życiu do pozycji lichwiarza. Wreszcie poznał Nastazję Filipownę i Gawriła Ardalionowicz.... Skończyło się na tym, że otoczyła ją dziwna sława: wszyscy podziwiali jej urodę, ale nic ponadto, nikt nie mógł się niczym pochwalić, niczego opowiedzieć. Taka właśnie reputacja Nastazji Filipowny, jej wykształcenie, wytworne maniery, dowcip do końca utwierdziły tylko Afanasija Iwanowicza w jego planach. I tu właśnie nastąpił moment, w którym tak znaczący i aktywny udział wziął sam generał Jepanczyn.
W rozmowie, w której tak uprzejmie poprosił Iwana Fiodorowicza o przyjacielską radę w sprawie jednej z jego córek, Tocki z całą szlachetnością, a jednocześnie zupełną otwartością wyznał prawdę o swojej sytuacji. Zwierzył się, że jest już gotów na wszystko, że nie cofnie się przed żadnymi środkami, aby tylko odzyskać swobodę, że nie uspokoiłby się nawet wtedy, gdyby Nastazja Filipowna sama mu powiedziała, że od tej chwili zostawi go w spokoju; twierdził, że słowa to za mało, że jest mu potrzebna stuprocentowa gwarancja. Generał i Tocki doszli do porozumienia i postanowili działać wspólnie. Na początek należało wykorzystać najłagodniejsze środki i, by tak rzec, poruszyć tylko „szlachetne struny” w sercu Nastazji Filipowny. Pojechali do niej obaj. Tocki zaczął rozmowę od zarysowania okropnego swego położenia i od tego, jak trudno mu to położenie znieść. Całą winę wziął na siebie. Otwarcie oświadczył, że nie może czuć się winnym za swój pierwszy z nią postępek, ponieważ jest z natury niepoprawnym lubieżnikiem i nie potrafi nad sobą zapanować, ale teraz chce się ożenić i losy tego w najwyższym stopniu przyzwoitego i znaczącego w świecie małżeństwa spoczywają w jej rękach, czyli, jednym słowem, zdaje się całkowicie na wyrok jej szlachetnego serca. Następnie, jako ojciec, zabrał głos generał Jepanczyn. Mówił z rozsądkiem, unikając dramatycznych akcentów; wspomniał tylko, że przyznaje Nastazji Filipownie pełne prawo do decyzji o losach Afanasija Iwanowicza, sprytnie błysnął własną pokorą, dając do zrozumienia, że los jego najstarszej córki, a może i dwóch pozostałych, zależy teraz właśnie od niej. Na pytanie Nastazji Filipowny, „czego właściwie od niej chcą”, Tocki odpowiedział z tą samą absolutną otwartą bezpośredniością, że tak go wystraszyła jeszcze pięć lat temu, iż do tej pory nie może się do końca uspokoić i nie uspokoi się do momentu, aż Nastazja Filipowna nie wyjdzie za mąż. Dodał jednocześnie, że naturalnie prośba ta byłaby z jego strony całkowitą niedorzecznością, gdyby nie istniały dla niej pewne podstawy. Otóż bardzo dobrze zauważył i ostatecznie się utwierdził w pewności, że pewien młody człowiek, z porządnym nazwiskiem, pochodzący z jak najszacowniejszej rodziny – Gawriła Ardalionowicz Iwołgin, którego Nastazja Filipowna u siebie przyjmuje – od dawna już kocha ją całą siłą swych uczuć i naturalnie oddałby pół życia, aby tylko mieć nadzieję na jej przychylność. Zwierzenia tego dokonał sam Gawriła Ardalionowicz właśnie jemu, Afanasijowi Iwanowiczowi, jako przyjacielowi już dawno, w czystości swego młodego serca. Od dawna wie o tym również Iwan Fiodorowicz, będący dobroczyńcą młodego człowieka. I wreszcie, jeśli tylko Afanasij Iwanowicz się nie myli, o tej miłości wie już od dawna sama Nastazja Filipowna i zdaje się, że nawet patrzy na nią pobłażliwym okiem. Oczywiście jemu, Tockiemu, mówić o tym wszystkim jest trudniej, niż komukolwiek innemu, gdyby jednak Nastazja Filipowna zechciała pojąć, że w nim, w Tockim, oprócz egoizmu i pragnienia urządzenia sobie życia jest i nieco pragnienia dobra dla niej, to zrozumiałaby, że już dawno jest mu nieprzyjemnie, a nawet niezmiernie ciężko na duszy, gdy patrzy na jej samotność, brak nadziei na przyszłość, niewiarę w odnowę życia, które tak cudownie mogłoby zmartwychwstać w miłości i rodzinie i obrać w ten sposób nowy cel; że jej samotność to zabijanie własnych, być może olbrzymich zdolności, dobrowolne rozkoszowanie się smutkiem, innymi słowy – może nawet pewien romantyzm, ale romantyzm, który nie przystoi ani zdrowemu rozsądkowi, ani szlachetnemu sercu Nastazji Filipowny. Powtórzywszy raz jeszcze, że jemu znacznie trudniej mówić te słowa niż komukolwiek innemu, Tocki wyznał, iż nie może wyzbyć się nadziei, że Nastazja Filipowna nie odpowie mu pogardą, jeśli pragnąc szczerze zabezpieczenia jej losu i przyszłości, zaproponuje jej siedemdziesiąt pięć tysięcy rubli. Gwoli wyjaśnienia dodał, że ta suma i tak została jej zapisana w testamencie i mowy być nie może o tym, aby miała stanowić jakiekolwiek zadośćuczynienie. I wreszcie – dlaczego nie wybaczyć mu tak ludzkiego pragnienia ulżenia, chociażby w minimalnym stopniu, własnemu sumieniu i nie uczynić temu pragnieniu zadość? Itd., itd. – wszystko, co się mówi w podobnych wypadkach. Afanasij Iwanowicz mówił długo i kwieciście, aż wreszcie, mimochodem niejako, dorzucił interesującą informację, że o tych siedemdziesięciu pięciu tysiącach napomknął teraz po raz pierwszy i że nie wiedział o nich nawet obecny tutaj Iwan Fiodorowicz, jednym słowem – nie wie o nich n i k t.
Odpowiedź Nastazji Filipowny zdumiała obu przyjaciół. Nie tylko nie było w niej najmniejszego śladu dawnej drwiny, wrogości i nienawiści, owego śmiechu, na którego wspomnienie Tockiemu do tej pory przebiegał dreszcz po plecach; przeciwnie, wyglądało na to, że Nastazja Filipowna ucieszyła się, iż w końcu może porozmawiać z kimś otwarcie i po przyjacielsku. Wyznała, że sama chciała dawno poprosić o przyjacielską radę, lecz nie pozwalała jej na to duma, ale teraz, kiedy lody pękły, nie mogło się zdarzyć nic lepszego. Z początku ze smutnym uśmiechem, potem jednak roześmiawszy się wesoło i figlarnie, powiedziała, że w żadnym razie nie doszłoby już do poprzednich burz, że częściowo zmieniła poglądy na całą sprawę i, choć nie zmieniło się jej serce, była zmuszona pogodzić się z wieloma faktami dokonanymi, że co było, to było i nawet się dziwi, że Afanasij Iwanowicz nadal jest tak wystraszony. Następnie zwróciła się do Iwana Fiodorowicza i z najgłębszym szacunkiem oznajmiła, że już dawno słyszała wiele o jego córkach i od dawna głęboko i szczerze je szanuje. Już sama myśl, iż mogłaby być im w czymkolwiek pożyteczna, napełniłaby ją, jak się zdaje, szczęściem i dumą. To prawda, że jest jej teraz ciężko i nudno, bardzo nudno. Afanasij Iwanowicz odgadł jej marzenia. Istotnie, pragnęłaby samą siebie wskrzesić, jeśli nie w miłości, to w rodzinie, odnaleźć nowy cel, o Gawrile Ardalionowiczu jednak nie może nic prawie powiedzieć. To zdaje się prawda, że on ją kocha i Nastazja Filipowna czuje, że byłaby w stanie pokochać jego, gdyby mogła zaufać trwałości jego przywiązania. Jednak Gawriła Ardalionowicz, jeśli nawet nosi się ze szczerymi zamiarami, jest bardzo młody, dlatego decyzja w tej sprawie jest dla niej trudna. Jej zresztą podoba się w nim przede wszystkim to, że się stara, pracuje i sam utrzymuje całą rodzinę. Słyszała, że to człowiek energiczny i ambitny, że chce do czegoś dojść i zrobić karierę. Słyszała również, że Nina Aleksandrowna Iwołgina, matka Gawriły Ardalionowicza, to wspaniała i godna najwyższego szacunku kobieta; że siostra jego, Warwara Ardalionowna jest interesującą, pełną energii dziewczyną. – Nastazja Filipowna dużo o niej słyszała od Pticyna; słyszała też, że cała rodzina godnie znosi swoje nieszczęście i bardzo chciałaby ich wszystkich poznać, ale pozostaje pytanie: czy przez nich zostanie życzliwie przyjęta. Ogólnie więc Nastazja Filipowna nie odrzuca możliwości tego małżeństwa, ale trzeba się jeszcze poważnie nad nim zastanowić i chciałaby, aby jej nie przynaglano. Co się zaś tyczy siedemdziesięciu pięciu tysięcy, to Afanasij Iwanowicz niepotrzebnie mówił o nich z takim zakłopotaniem – ona sama rozumie wartość pieniędzy i naturalnie nie odmówi ich przyjęcia. Jest wdzięczna Afanasijowi Iwanowiczowi za jego delikatność, za to, że nie wspomniał o nich nie tylko generałowi, ale nawet Gawrile Ardalionowiczowi, jednakowoż dlaczego nie miałby on dowiedzieć się o pieniądzach wcześniej? Nastazja Filipowna nie musi się wstydzić tych pieniędzy, wchodząc do jego rodziny. W każdym razie nie zamierza ona nikogo prosić o przebaczenie i życzy sobie, aby o tym wiedziano. Nie wyjdzie za Gawriłę Ardalionowicza dopóty, dopóki się nie przekona, że ani on, ani jego rodzina nie żywi do niej choćby najmniejszej skrytej