Abbi Glines

Kocham Cię bez słów


Скачать книгу

jak taką osobę traktować. Widziałam, że mnie obserwują, i słyszałam szepty na swój temat. Niestety, brakowało mi odwagi, żeby wyjść z inicjatywą i się z kimś zaprzyjaźnić.

      West – to był osobny rozdział. Spodziewałam się, że będzie mnie nagabywał o to, co mi się przypadkowo wyrwało, ale tego nie robił. On też nie zwracał na mnie uwagi. Można by pomyśleć, że faktycznie zniknęłam. Miałam z nim do czynienia tylko raz, gdy upuściłam podręcznik. Wyrósł wtedy jak spod ziemi, nachylił się, tarasując przejście w zatłoczonym korytarzu, i podał mi go do ręki. Ani przez moment nie spojrzał mi przy tym w oczy i zaraz potem się ulotnił.

      Nie uśmiechało mi się siedzenie w sali gimnastycznej wypełnionej po brzegi rozgorączkowanymi uczniami, którzy pokrzykiwali na cheerleaderki i wiwatowali na cześć drużyny. Nie miałam jednak wyjścia. Ciocia obiecała po mnie przyjechać, ale dopiero po wszystkim. Będzie chciała wiedzieć, czy mi się podobało, a ja będę musiała jej nakłamać.

      Znalazłam wolne miejsce na samej górze trybun, blisko drzwi. Dzięki temu mogłam szybko dotrzeć do wyjścia, kiedy to się skończy. Siadając, wepchnęłam pod nogi swój plecak.

      Prześlizgnęłam wzrokiem po twarzach zawodników, momentalnie wyławiając spośród nich Brady’ego. Sprawiał wrażenie skupionego i o wiele mniej ożywionego niż reszta chłopaków, którzy odkrzykiwali wiwatującym kibicom. Skandowano ich imiona, co sprawiało im widoczną przyjemność. Nie odrywałam od nich oczu, nie chcąc przyznać sama przed sobą, że szukam Westa. Nigdzie nie było jednak widać jego ciemnej czupryny. Już miałam zacząć lustrować całą drużynę od początku, gdy dotarł do mnie dziewczęcy chichot.

      – O rany, ale bym się chciała z nią zamienić – oznajmiła marzycielsko siedząca przede mną dziewczyna.

      Nie wiedziałam, o kogo chodzi, więc gdy jej towarzyszka odwróciła głowę w kierunku drzwi, podążyłam za jej wzrokiem. Stał w nich West razem z przyklejoną do niego Raleigh.

      – Ciągle do siebie wracają. To takie wkurzające. Nie jest aż taką gorącą laską – dodała pierwsza z dziewcząt.

      – No co ty – wszedł jej w słowo jakiś chłopak. – Jest gorąca, aż dym leci.

      West oderwał się od ust Raleigh, szeroko się uśmiechając. Potem odsunął ją od siebie i przeparadował wzdłuż sali niczym król przed tłumem swoich poddanych.

      – Chcę go mieć – westchnęła pierwsza z dziewcząt. Jej przyjaciółka parsknęła śmiechem, po czym zaczęły wymieniać uwagi na temat ciała Westa i innych jego walorów.

      Kiedy West dotarł na środek sali, odwrócił się i posłał uśmiech w stronę wiwatujących trybun – na pozór promienny, ale kompletnie pozbawiony życia. Czy nikt nie zauważył jego sztuczności? Tylko ja?

      Tuż obok wybuchła jakaś sprzeczka. Wywołał ją okularnik o krótkich blond włosach, który wykłócał się z moją sąsiadką po lewej, żeby zrobiła mu miejsce. Dziewczyna przewróciła kilka razy wymownie oczami, ale w końcu trochę się przesunęła. Blondyn usadowił się między nami, po czym wcisnął obok siebie swój plecak, co dodatkowo ją rozdrażniło.

      Zaraz potem odwrócił się do mnie, uśmiechając z zakłopotaniem.

      – Cześć, jestem Charlie. Chodzimy razem na drugą i czwartą lekcję. Na obiad też, ale ty zawsze gdzieś znikasz – oznajmił. – Wiem, że nie mówisz. Nie szkodzi, chciałem się tylko przedstawić. Gdybyś czegoś potrzebowała albo miała ochotę na kino, jestem pod ręką.

      – Serio? Rwiesz laski na taki tekst? – spytała dziewczyna, z którą przed chwilą miał spięcie. Kolejny raz przewróciła oczami, po czym wlepiła wzrok w drużynę.

      – Nie jestem dobry w tych sprawach. Szczerze mówiąc, jestem do bani. Ale… ja tylko… tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś… – urwał, a jego policzki oblały się czerwienią.

      Był naprawdę sympatyczny. Nie miał udręczonych oczu i mogłam się założyć, że pochodził ze szczęśliwej rodziny. Takiej z dwojgiem kochających go rodziców. Nie musiał zmagać się z demonami przeszłości, jak ja.

      Na dodatek nie należał do drużyny. A to był wielki plus.

      Sięgnęłam po notes, wepchnięty do bocznej kieszeni plecaka.

      Miło cię poznać, Charlie. Jestem Maggie.

      Na widok tych słów uśmiechnął się szerzej.

      – Wiem. Zdążyłem już o ciebie wypytać. Nie, nie pomyśl sobie czegoś złego, byłem tylko ciekawy. Jesteś nowa, więc wiesz. My tu wszyscy znamy się jak łyse konie, od podstawówki, więc kiedy dochodzi ktoś nowy…

      Urwał w pół zdania, ponownie oblewając się czerwienią. Nie miałam pojęcia, jak zareagować.

      Charlie zaśmiał się nerwowo, opuszczając wzrok na swoje ręce.

      – No to co z tym kinem? Masz ochotę się wybrać?

      Kino… jak na prawdziwej randce. Nigdy na żadnej nie byłam. Czy mam ochotę? I czy jestem gotowa?

      W tym tygodniu po raz pierwszy od dłuższego czasu powiedziałam coś na głos. Przyczynił się do tego West, choć przez przypadek. Nie rozkleiłam się z tego powodu ani nie schowałam do kąta. Jak widać, jestem już silniejsza. Ale czy gotowa na randki?

      A jeśli udało mi się to tylko przy Weście? Może jeśli odezwę się do kogoś innego, brzmienie mojego głosu znów zaprowadzi mnie w ciemności, z których nie będę mogła się wydostać?

      Opuściłam wzrok na leżący na kolanach notes i napisałam:

      Może.

      To wszystko, co mogłam mu w tym momencie obiecać.

      ROZDZIAŁ 8

      Za nasz sezon

West

      Po raz pierwszy w życiu rozgrywałem mecz bez obecności taty na trybunach. Na szczęście po zakończeniu wszyscy mieli w głowie tylko naszą wygraną, więc nikt tego nie zauważył – oprócz Brady’ego. Wzruszyłem obojętnie ramionami, wyjaśniając mu, że ojciec źle się poczuł.

      Zdobyłem dwa razy przyłożenie, a tata nie mógł tego zobaczyć. Nie było go na jego stałym miejscu. Nie zjawił się przy siatce z szerokim uśmiechem na twarzy, kiedy biegłem do bocznej linii. Nie przyszedł, bo miał gorączkę i był tak odurzony środkami przeciwbólowymi, że niewiele do niego docierało.

      Nie znosił leków – wolał nie tracić świadomości – ale zeszłej nocy miał takie bóle, że mama zmusiła go do ich zażycia. Potem, gdy wreszcie zasnął, padła w moje ramiona, zanosząc się szlochem. Nigdy wcześniej nie widziałem jej w takim stanie – dotąd udawało się jej nad sobą panować.

      Dzisiejszy mecz był ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę. Zmusiłem się do gry tylko dlatego, żeby po powrocie do domu opowiedzieć o nim tacie i trochę go rozweselić. Chciałem, żeby nadal we mnie wierzył, bo przecież futbol od dawna był naszym wspólnym marzeniem. Nie chciałem, żeby się dowiedział, że rezygnuję, bo bez niego traci dla mnie sens.

      Nie wspominając o tym, że muszę tu zostać, bo mama będzie mnie potrzebować, kiedy tata odejdzie.

      Po zakończeniu meczu nie zadałem sobie trudu, żeby odszukać Raleigh. Skierowałem się prosto do swojego wozu, żeby jak najszybciej się stąd wynieść. Uciec od euforii, jaką wywołało nasze zwycięstwo. Nie potrafiłem się z niego cieszyć, bo nie było ze mną ojca. Wygrana nie miała już dla mnie takiego znaczenia jak kiedyś.

      Byłem tak załamany, że