Fernando Aramburu

Patria


Скачать книгу

słyszałam. Skąd? Powiedziała mi ta z góry.

      – Och, myślałem, że o niczym nie wiesz.

      Powiedział, że w takim razie ją całuje, a Bittori odparła, że ona jego też, i na tym skończyli rozmowę, i się rozłączyli. Nie włączę telewizora, pomyślała. Po chwili jednak jej ciekawość zwyciężyła. Na ekranie zobaczyła trzech mężczyzn w białych kapturach w stylu Ku Klux Klanu i w beretach; siedzieli za stołem okrytym białym obrusem, kwadratowy patriotyczny proporzec, mikrofon. Czy matka tego, który mówi, rozpoznała jego głos?, zastanowiła się. Patrzyła na ten obraz ze wstrętem i skręcało ją ze złości. Wreszcie nie wytrzymała i wyłączyła telewizor.

      Dla Bittori dzień dobiegł końca. Która godzina? Dochodziła dziesiąta. Zmieniła wodę w misce kotki i położyła się spać wcześniej niż zwykle – nie zjadłszy kolacji, nie przejrzawszy czasopisma, które leżało na szafce przy łóżku. W nocnej koszuli stanęła przed zdjęciem Txata wiszącym w sypialni i oznajmiła:

      – Jutro pojadę ci o wszystkim opowiedzieć. Nie sądzę, żebyś się ucieszył, ale masz prawo poznać najważniejszą wiadomość dnia.

      Próbowała przy zgaszonym świetle zmusić się, by uronić chociaż jedną łzę. Nic z tego. Oczy zupełnie suche. Nerea też nie zadzwoniła. Nawet nie zadała sobie trudu, żeby ją poinformować, czy dotarła do Londynu. Oczywiście, na pewno jest bardzo zajęta ratowaniem swojego małżeństwa.

      3

      Z Txatem w Polloe

      Już od kilku lat Bittori nie chodzi pieszo do Polloe. Móc mogłaby, ale się męczy. Nie ma nic przeciwko zmęczeniu, ale po co, no po co? Poza tym zdarza się, że kłuje ją w żołądku. Wtedy wsiada do autobusu numer dziewięć, który ma przystanek niedaleko wejścia na cmentarz, a po skończonej wizycie schodzi pieszo do miasta. Bo iść drogą w dół to już zupełnie inna sprawa.

      Wysiadła z autobusu za jakąś kobietą; były jedynymi pasażerkami. Piątek, spokój, ładna pogoda. Na łuku bramy widniał napis: WKRÓTCE POWIEDZĄ O WAS TO, CO ZAZWYCZAJ MÓWIĄ O NAS: UMARLI! Głupie pogrzebowe frazesy. Usłyszała kiedyś w telewizji: jesteśmy gwiezdnym pyłem, bez względu na to, czy oddychamy, czy gryziemy ziemię, i chociaż nie cierpiała tego odpychającego napisu, zatrzymywała się i czytała go za każdym razem, kiedy wchodziła na cmentarz.

      Mogłaś zostawić płaszcz w domu. Założyła go tylko dlatego, że był czarny. Przez pierwszy rok nosiła żałobę; potem dzieci nalegały, aby wróciła do normalnego życia. Normalne życie? Naiwni, nie mają pojęcia, o czym mówią. Posłuchała ich dla świętego spokoju. Wciąż jednak uważała, że wizyty u zmarłych w kolorowym ubraniu świadczą o braku szacunku. Dlatego wczesnym rankiem otworzyła szafę w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby zakryć niebieską sukienkę, którą miała na sobie; wybrała płaszcz, chociaż wiedziała, że będzie jej w nim za gorąco.

      Txato leży w grobowcu ze swoimi dziadkami od strony matki i ciotką. Grób znajduje się w rzędzie przy alejce prowadzącej lekko pod górę. Na pomniku wyryto imię i nazwiska zmarłego, datę urodzin i tragicznej śmierci. Jego przezwisko pominięto.

      Kilka dni przed pogrzebem krewni z Azpeitii poradzili Bittori, żeby powstrzymała się przed umieszczaniem informacji, symboli czy znaków, które identyfikowałyby Txata jako ofiarę ETA. Lepiej unikać kłopotów.

      – Już raz mi go zabili. Nie mogą zrobić tego ponownie – zaprotestowała.

      W rzeczywistości nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby wyryć na nagrobku informację o okolicznościach śmierci jej męża, buntowała się jednak, kiedy ktoś próbował narzucić jej swoje zdanie.

      Xabier przyznał rację krewnym. I na nagrobku wyryto tylko imię, nazwiska i daty. Nerea, dzwoniąc z Saragossy, miała czelność zaproponować, by podać fałszywą datę śmieci. Zdumienie: jak to?

      – Pomyślałam, żeby na grobie napisać datę sprzed lub po zamachu.

      Xabier wzruszył ramionami. Bittori stanowczo zaprotestowała.

      Kilka lat później, kiedy ktoś pomazał farbą grób Gregoria Ordóñeza, który znajdował się około stu metrów od grobu Txata, Nerea – co za brak taktu – poruszyła temat, o którym w zasadzie wszyscy już dawno zapomnieli. Powiedziała do matki, pokazując jej zdjęcie w gazecie:

      – Spójrz, czego uniknęliśmy. Czy nie warto było ochronić ojca chociaż trochę?

      Bittori odłożyła energicznym ruchem widelec i wstała od stołu.

      – Dokąd idziesz?

      – Nagle straciłam apetyt.

      Wyrażającym wściekłość krokiem i ze zmarszczonymi brwiami opuściła mieszkanie córki. Quique, zapalając papierosa, przewrócił oczami.

      Wzdłuż alejki ciągną się rzędy grobów. Nagrobek Txata wznosi się dwie piędzi ponad ziemię, więc Bittori może bez problemu na nim usiąść. Oczywiście, jeśli nie pada deszcz. Tak czy inaczej zawsze przynosi ze sobą kwadratowy kawałek wycięty z plastikowej torebki z supermarketu i szal, kładzie je sobie pod pośladki, bo kamienna płyta jest zazwyczaj zimna (a z biegiem lat przybrudziła się i porosła mchem). Bittori siada i zdaje Txatowi relację z najnowszych wydarzeń. Jeśli w pobliżu są jacyś ludzie, rozmawia z nim w myślach, gdy nie ma nikogo – a tak jest przeważnie – mówi do niego na głos.

      – Nerea jest już w Londynie. Tak przypuszczam, bo nie raczyła do mnie zadzwonić. Odezwała się do ciebie? Do mnie nie. W telewizji nie wspominali o żadnej katastrofie lotniczej, więc zakładam, że oboje dolecieli na miejsce i teraz na siłę próbują ratować swoje małżeństwo.

      Przez pierwszy rok po śmierci męża Bittori dbała regularnie o cztery rośliny doniczkowe, które ustawiła na grobie. Potem przez pewien czas nie przychodziła na cmentarz i rośliny uschły. Nowe wytrzymały do pierwszych przymrozków. Następnie kupiła wielką donicę, a Xabier przywiózł ją na taczce. Wspólnie zasadzili w niej krzaczek bukszpanu. Kiedy pewnego ranka Bittori przyszła na cmentarz, krzak leżał połamany, donica była rozbita, a część ziemi rozsypana na kamiennej płycie. Od tej pory nagrobka Txata nic nie zdobi.

      – Mówię, co myślę, i nikt mi tego nie zabroni, a tym bardziej ty. Czy żartuję? Zmieniłam się po twojej śmierci. Stałam się zła. Może nie tyle zła, co obojętna i chłodna. Nie poznałbyś mnie, gdybyś ożył. I chcę, żebyś wiedział, że twoja córeczka, twoje oczko w głowie, bardzo przyczyniła się do tej zmiany. Wyprowadza mnie z równowagi. Tak samo jak wtedy, kiedy była dzieckiem. Oczywiście przy twojej aprobacie. Zawsze jej broniłeś. Pozbawiałeś mnie autorytetu i nigdy nie nauczyła się mnie szanować.

      Bittori spojrzała na parę wróbli, które wylądowały na pustej przestrzeni przy wyasfaltowanej alejce kilka rzędów grobów dalej i z rozpostartymi skrzydłami kąpały się w piasku.

      – Chciałam ci jeszcze powiedzieć, że bandyci postanowili zawiesić broń. Jeszcze nie wiadomo, czy ogłosili to na poważnie, czy to tylko jakiś ich podstęp, żeby zyskać na czasie i się dozbroić. W każdym razie tobie to i tak już w niczym nie pomoże. Mnie też nie za bardzo. Czuję ogromną potrzebę, żeby poznać prawdę. Zawsze ją czułam i nikt mnie nie powstrzyma. Nawet dzieci. Jeśli się o tym dowiedzą. Bo im nie powiedziałam. Tylko ty o tym wiesz. Nie przerywaj mi. Tylko ty wiesz, że tam wrócę. Nie, nie mogę pojechać do więzienia. Nawet nie wiem, w którym ten łajdak siedzi, ale oni na pewno wciąż mieszkają w miasteczku. Poza tym jestem bardzo ciekawa, w jakim stanie jest nasze mieszkanie. Nie martw się, Txato, Txatito, Nerea jest za granicą, a Xabier jak zwykle żyje swoją pracą. O niczym się nie dowiedzą.

      Wróble odleciały.

      – Naprawdę